W.A.B, Katarzyna Okrasko, Eduardo Galeano

[RECENZJA] Eduardo Galeano, "Dzieci czasu"

Pamiętam, że gdy otworzyłem kopertę z książką Eduardo Galeano i rzuciłem okiem na okładkę, ruchem zdecydowanym odłożyłem ją na stosik “książki, które bym przeczytał gdybym wygrał w totka i spędzał czas pomiędzy Miami a chatką w stylu zakopiańskim”. Książkowy kalendarz “z dziejów ludzkości” - to nie brzmiało najlepiej. Na wikipedii mam serwis, który mówi mi co wydarzyło się każdego dnia i nie sądziłem, że Galeano przebije te informacje. I tak książka się odleżała, aż nadszedł ten moment, gdy - nie, nie wygrałem w totka - znudzony czytaniem zarobkowym postanowiłem dać jej kilka minut szansy. Od tej pory jest to mój stały towarzysz poranków. Rano sobie czytam jedną kartkę z kalendarza, by przypomnieć sobie, że świat jest zły, wszyscy umrzemy i powoli umierać w środku aż do wieczora. Bardzo Państwu polecam.

Każdy dzień u Galeano to mikro-opowieść, niekiedy zdanie, czasem trochę dłuższa historyjka, układająca się w historię świata, ze szczególnym uwzględnieniem Ameryki Południowej. Historię, dodać należy od razu, wypełnioną przemocą, śmiercią, pogardą, kolonializmem, ale też ironią i humorem, choć niedostrzegalnym w prosty, duszący ze śmiechu sposób. Dzisiaj 19 lutego, Galeano proponuje nam historię zatytułowaną “Być może Horacio Quiroga opowiedziałby w ten sposób własną śmierć”. Znajdziecie ją na moim insta, a w skrócie mogę powiedzieć, że pan nie czekał aż wojna go zabije. I go rozumiem.

Galeano podróżuje przez czasy i miejsca, odwołuje się do mitologii i antyku jakby chcąc pokazać źródła, z których czerpie cała późniejsza historia, a jego niezwykły kalendarz to lektura, która nie ustaje - każda opowieść skłania do przemyśleń, oczywiście o ile chce nam się myśleć (nie ukrywajmy, poranne godziny wczytywania się w “Dzieci czasu” nie są najszczęśliwszą porą, ale nie wyobrażam sobie czytania tego po zmroku).

“Dzieci czasu” przypominają, że historia jest pełna rozczarowań, porażek, przemocy, zła i kłamstwa. Że za prosto opisanymi datami w kalendarzu stoją emocje i prawdziwi ludzie. “Melville umarł zapomniany, zrozumiawszy, że sukces i porażka są niewartą zachodu kwestią przypadku” napisze nam 13 listopada. I właśnie taka jest to historia, wydobywająca opowieści, które inne kalendarze niekoniecznie chcą przechowywać. Jeśli też umieracie sobie w środku od poniedziałku do piątku, to do porannej kawy dołączcie Galeano, może znajdziecie w tym umieraniu jakiś sens.

Przekład Katarzyna Okrasko, pojęcia nie mam o tym jak to brzmiało w oryginale, ale też ani razu o tym nie myślałem w trakcie lektury, co jest z pewnością sukcesem tłumaczki.

Skomentuj posta

Proszę odpowiedzieć na pytanie: Jak nazywał się chomik Ewy Kuryluk?