Trzecia Strona, Magdalena Okraska

Magdalena Okraska, "Ziemia jałowa"

“Ziemia jałowa. Opowieść o Zagłębiu” Magdaleny Okraski to pierwsza od dawna książka, która tak spolaryzowała osoby ją recenzujące. U nas jedna z “książek roku”, gdzie indziej “rozczarowanie, zawód”. Tym razem nie będę pisał recenzji, tzn napiszę ją zajmując się recenzjami, które napisali inni, bo już dawno nie miałem do czynienia z takim korowodem pychy, tendencyjnego czytania, pisania o własnych projekcjach, a nie o literaturze. 

Rafał Hetman na swoim insta pokazał zdjęcie książki, do której stoi odwrócony plecami. To najlepiej pokazuje stosunek autora recenzji do książki Okraski - pozbawiony jakiejkolwiek próby zrozumienia, tak w zakresie sensów jak i samej konstrukcji. Pisze - już na swoim blogu - Hetman: “Książka określona przez wydawcę jako reportaż jest reportażem tylko we fragmentach”. To chyba nie jest duże zaskoczenie, że wydawca kierowany rynkowymi wymogami przyporządkowuje książkę do gatunku. Zresztą “Ziemia jałowa” reportażem jest i to spełniającym podstawowe jego założenie - jest opowieścią złożoną z tego, co się wydarzyło, korzystającą z istniejących realiów. Reportaż jako gatunek literacki nie ma łatwo, nazywany bękartem literatury, mieści się na styku wielu gatunków, nie istnieje “czysty reportaż”, tak jak i prawda nigdy nie jest jedna. Dalej czytamy, że “To bardziej szkic historyczny o Zagłębiu i notatnik z podróży po nim”. Czy fakt szkicowości wyklucza reportaż? Czy notatki i “notatnik” nie mogą być reporterskie?

“Formę reportażu tekst przybiera tylko w przypadku paru historii. Reszta jest wyliczanką problemów, z jakimi zmaga się Zagłębie i jego mieszkańcy albo zapisem spostrzeżeń autorki, która przemierza region i opisuje to, co widzi”. 

Tu już wpada autor recenzji w samozaprzeczanie - skoro reportaż to opis tego, co się widzi, to czynienie zarzutu autorce z tego, że “przemierza region i opisuje to, co widzi” jest nietrafione. Przecież właśnie na tym polega praca reporterki. Na przemierzaniu, notowaniu i zapisywaniu. Manipulacją jest stwierdzenie, że książka jest “wyliczanką problemów”, otóż nie - jest ona ich rozbudowanym zapisem, za każdym razem udokumentowanym i obszernie omówionym na ciekawych i nieoczywistych przykładach, jak chociażby historia likwidacji kin na rzeczonym terenie, w której skupiają się historie osobiste (“chodziłem do kina, mam wspomnienia”), historia polityczna (kultura jako dobro masowe, by masy te ujednolicić) i gospodarcza (kultura jako coś nierentownego, co współcześnie nie przetrwa bez pomocy). 

“Autorka serwuje nam takie opisy i przeplata je z informacjami z historii odwiedzanych miejsc. Dostajemy trochę informacji o regionie, ale niewiele z nich wynika. Okraska w prezentacji regionu i jego problemów prześlizguje się po powierzchni – opisuje zaniedbane budynki, ale nie wchodzi do środka. Litania zamknięto, sprzedano, otwarto, wykupiono, wyburzono nie układa się w żadną historię”.

Czytaliśmy dwie różne książki. Dostałem bardzo dużo wiedzy o regionie, o którym miałem tylko mgliste wyobrażenia. Teraz wiem aż za dużo I choć dalej nie wiem, gdzie on tak do końca leży (Okraska i jej bohaterzy zdają się podzielać ten problem), tak dla mnie z tych opisów wynika bardzo wiele. Nie musimy wchodzić do budynków. W większości z nich nic już nie ma. Okraska opowiada historię fantomowego bólu po świecie, w którym były fabryki, kina, restauracje, a w niedzielę odświętnie ubrane tłumy udające się na spacer. Litania układa się w opowieść o tym, że sprzedano, wykupiono i wyburzono, ale cały czas wisi nad tym pytanie autorki - kto tego dokonał? I nie chodzi jej o odpowiedź “komuniści”, “kapitaliści”, a prosimy w końcu o imiona i nazwiska. To były konkretne osoby, które podjęły decyzje i nikt ich nigdy z tego nie rozliczył. I wcale nie “musiano”, bo nie było dowodów, nie “bybło trzeba”, bo motywacje bywały merkantylne i mocno niesocjalne. Okraska wskazuje, że wielokrotnie “zamykano” jeszcze zanim było źle, że to właśnie “likwidacja” często prowadziła do efektu domina i niszczenia kolejnych elementów tkanki społecznej. To jest historia wykluczenia i przemocy. Bardzo konkretna. 

To, że czytaliśmy inne książki, widać w kolejnych fragmentach recenzji Hetmana. “Warstwa fabularna prawie nie istnieje. Poszczególne teksty nie mają właściwie bohatera, a to zabójstwo dla reportażu”. Wszystkie teksty mają bohatera zbiorowego i jest on wymieniony w podtytule. To jest “Opowieść o Zagłębiu” i to ono jest tutaj bohaterem. Bohaterem może być budynek (ile to napisano reportaży o Pałacu Kultury), może być czynność, jak nierząd, może być też ziemia, naród, czy region. Niedostrzeżenie tego jest raczej u Hetmana celowe, bo przecież są u Okraski też konkretni bohaterowie - ludzie na targowisku, pracownicy huty czy Jarosław Chłosta, lokalny biznesman, który rujnuje hutę szkła. To można ciekawie analizować, że bohater jest zbiorowy, gdy chodzi o ofiarę, ale sprawcą wcale nie jest anonim, jest ktoś. Może czas go poszukać, podpowiada Okraska. Ale po co robić analizę tekstu, skoro to ni reportaż, nie mieści się w gatunku i o czym ona nam tu opowiada. To nie koniec zarzutów recenzenta. Czytamy bowiem, że “W ogóle Okraska chyba częściej cytuje wypowiedzi z prasy i internetu niż osoby, z którymi sama rozmawiała”. I co z tego? Okraska korzysta z komentarzy internetowych na równi z wypowiedziami prasowymi, oficjalnymi dokumentami, artykułami prasowymi i własnymi obserwacjami. Po prostu przyjęła taką metodę, myślę też, że słuszną (mamy 2018 rok i raczej większośc treści powstaje online), bo wypowiedzi w internecie z racji anonimowości są przepełnione goryczą i złością najbardziej pokazującą dramat mieszkańców Zagłębia. 

Hetman dalej nie odpuszcza jednak Okrasce formy. Znowu wraca do swojego ulubionego motywu i pisze “To nie jest książka reporterska z tego względu, że Okraska jest w niej bardziej aktywistką, może sygnalistką, a nie reporterką”. Rozumiem zatem, że Barbara Ehrenreich nie była reporterką, skoro była sygnalistką i aktywistką. Nie jest też reporterem Zaremba-Bielawski, skoro w swojej najnowszej książce pisze list do fundacji nazwanej imieniem prawnika-antysemity. Nie jest reporterem Mariusz Szczygieł, gdy w swoich reportażach angażuje się po stronie ofiar, czy Tochman angażujący się fizycznie w pomoc Ruandzie. Reporter może udawać obiektywność, ale wraz z polaryzacją opinii, zmianą na linii osobiste-publiczne, wywołaną m.in. przez media społecznościowe, to właśnie reporter jest sygnalistą. Programy typu “sprawa dla reportera” już od dawna o tym wiedzą, bo przecież dlaczego reportera wysyła się tam, gdzie coś jest do załatwienia? No i czy aktywistka nie może napisać reportażu? Naiwne marzenie o czystości formy, o tym, że osoba pisząca będzie pisała pod dyktando naszej wyobraźni o gatunku czy powinnościach osoby piszącej, jest mrzonką. Widać ją, gdy Hetman pisze, że “duży potencjał tematu tej opowieści został zmarnowany”. Rozumiem, że autor zbadał potencjał i zdradzi nam oczywiście, co zostało pominięte? Na co warto zwrócić uwagę, z kim porozmawiać? Bo jeśli tak, to chętnie posłucham. Skoro istnieje jakiś potencjał, który my-recenzenci znamy, to warto go ujawnić. Wtedy będziemy rozmawiali o konkretach, a nie osobistych wyobrażeniach, niemożliwych do weryfikacji. 

Muszę przyznać, że zaskakuje mnie jak bardzo Hetman nie widzi tematu tej książki. Pisze “Okrasce zabrakło potrzebnego krytycyzmy [sic!] wobec tematu, którym się zajmuje. Od samego początku mamy tu tezę: jest źle, wszystko się wali, Zagłębie w ruinie. I autorka przez całą książkę próbuje tę tezę udowodnić”. Kompletna pomyłka. To, że Zagłębie jest w ruinie to my wiemy bez Okraski, wystarczy włączyć sobie google street view, nie trzeba wychodzić z domu. Po to, by udowodnić taką tezę wystarczą zdjęcia, które autorka zamieściła w książce. Teza jest inna, brzmi ona mniej więcej tak: ‘Zagłębie doprowadzono do ruiny i czas zapytać o to, gdzie leżały źródła decyzji, kto je podejmował i jakie są społeczne konsekwencje tegoż’. Recenzja Rafała Hetmana jest nie tylko wobec tej książki krzywdząca, ale niestety pokazuje jej niezrozumienie, czytanie z góry założoną tezą. Autor nie odniósł się ani słowem do problemów podejmowanych przez Okrasko, ani razu nie odniósł się do tekstu książki, pisząc ogólnikami i wnioskując tak jakby nie odczytał nawet jej podtytułu. To z pewnością najdziwniejsza, wyjątkowo słabo udokumentowana i niezwykle naiwna recenzja tej książki, jaką w necie znalazłem. 

Na koniec zestawia Hetman ksiązkę Okraski z “Miastem Archipelag” Springera, bo oczywiście trzeba zrobić porównanie, co z tego, że od razu zanzacza, że autor pisał “Nie o Zagłębiu, ale o Polsce mniejszych…”, gdy za chwilę zauważa, że “W „Ziemi jałowej” uniwersalne jest to, że wszędzie jest źle. A przecież to nie prawda. Ponadto u Springera dostaliśmy bogaty przegląd ścieżek, jakimi poszły miasta po utracie statusu miast wojewódzkich. U Okraski ścieżek nie widzimy, jest za to równia pochyła. A to zbyt duże uproszczenie”. Może właśnie dlatego, że Springer nie napisał książki o Zagłębiu? “Ziemia jałowa” nie jest opowieścią uniwersalną, jest opowieścią o Zagłębiu, które jest jej bohaterem.

I samo zakończenie: “W „Ziemi jałowej” historii jest niewiele i zwykle już na początku, wiemy, jak się one skończą”. Brawo!!! Tak, bo my to wszystko już od dawna wiemy, ale Okraska nie napisała książki, która ma powiedzieć Rafałowi Hetmanowi jak jest w Zagłębiu, a jak wyglądał proces, który doprowadził do tego, co się tam dzieje. Innymi słowy - nie ma nic złego, że czytając książkę o powojennej odbudowie Warszawy, wiemy, że została ona zniszczona. Od początku wiemy jak ta historia się zaczęła i jak skończyła, bo to nasza wspólna, polska historia. Ale dalej nie wiemy co stoi za “zamknięto”, “zlikwidowano”, “zrestrukturyzowano”. Gdzie było państwo, gdzie były instytucje i kto, oraz dlaczego, podjął takie decyzje. Dzięki Okrasce jesteśmy krok bliżej, a przynajmniej będziemy pamiętać, by te pytania zadawać. 

Ciekawe są też zarzuty, które wobec tej książki podnosi Monika Ochędowska z “Tygodnika Powszechnego”. Pisze: “Bardzo byłam tej książki ciekawa i niestety srogo się zawiodłam. Brakuje tu nie tylko mocnych tez, rozsądnych argumentów czy recept na uzdrowienie regionu ale i rzeczy podstawowej – odwołań do fachowej literatury, raportów, analiz czy choćby rozmów z ekspertami albo jakichkolwiek wniosków z poczynionych obserwacji (poza tymi, że jest tak brzydko i źle, że tylko usiąść i płakać).” 
 

Nie rozumiem dlaczego mamy wymagać od reportera recept na uzdrowienie regionu. Okraska napisała reportaż, a nie podręcznik zarządzania sytuacją kryzysową. To nie jej rola, ani nie nasza nakładać na nią takie zdania. Czy nie sięgnęła do źródeł? Możliwe, że kilka pominęła, też mialem poczucie niedosytu i literackich nieudolności, ale na pewno nie można jej zarzucić braku wnioskowania, bo tego jest w książce sporo, jak i przykładów na poparcie swoich tez. W tym akurat jest autorka konsekwentna.

“Okraska nie przyznaje się do znajomości jakiejkolwiek publikacji dotyczącej oceny przekształceń własnościowych w regionie, nie mówiąc o umiejętności ich krytycznej oceny. Zdecydowana większość wskazanej przez nią bibliografii to linki do lokalnych portali informacyjnych – nie trudno zgadnąć, jakie tezy można w nich znaleźć.”

Myślę, że ta książka bardzo boli, bo jest oskarżeniem o to, że jesteśmy bezsilni wobec rozliczenia dramatu Zagłębia. Dlatego tak bardzo chcemy tych ekspertów, choć przecież - i to pokazuje autorka - wszystko widać. Dramat widać, nie ma co go zaciemniać ekspertyzami, raportami. Powstawały przez lata i czy przyniosły poprawę? Nie. Poprawa przyszła z Unią, z koniunkturą, z tym, że duża część ludzi wyjechała, a równie duża po prostu… zmarła. “Nie trudno zgadnąć, jakie tezy…” - to zdanie najbardziej pokazuje nastawienie recenzentki, która zwyczajnie nie zgadza się z tezami i zamiast jednak wczytać się w to, co mają do powiedzenia ludzie z Zagłębia proponuje nam czytanie raportów i ekspertyz. Właśnie przeciwko takiemu traktowaniu Zagłebia występuje Okrasko - spytajmy ludzi tam mieszkających, zajrzyjmy na ich portale, na ich podwórka. Czas ekspertyz minął, lepiej zrobiło się (bo jednak Okraska wyraźnie w końcówce pisze, że jest lepiej, nie wiem czemu nikt tego nie dostrzegł) bez ich szczególnego udziału. Ochędowska stosuje manipulację poprzez skrót - pisząc, że Okraska nie zauważyła jakiegoś raportu NIK, kończy krótką recenzję pisząc:

‘“Myślę o życiu, które tu kiedyś było i którego nie trzeba było wprowadzać na siłę, za granty. Chce mi się płakać”, pisze po wizycie w miejscowych barach z pierogami, kawiarniach i na bazarkach. Nie za mało na książkę?’

Ale jednak była w barach z pierogami, w kawiarniach, na bazarkach i targowiskach. Odwiedziła puste miejsca po fabrykach, zajrzała do sieci, porozmawiała z mieszkańcami. I ma prawo płakać. A czy w tym zdaniu pokazała, że ma mało materiału? Nie. Po prostu odsłoniła - nie jedyny raz - siebie - kobietę zaangażowaną w to, byśmy umieli dostrzec, że tragedia Zagłębia wydarzyła się obok nas, a my nie umiemy i pewnie już nigdy nie będziemy umieć rozliczyć jej sprawców. Bo nie chcemy, bo nam tezy nie pasują. Bo chcemy raportów, a nie naprawdę posłuchać co ludzie mają do powiedzenia i jak wygląda rzeczywistość Zagłębia.

Pochodzę z prawie dwudziestotysięcznej miejscowości, w której jedyny sensowny zakład pracy…. W której nie ma zakładu pracy, a największym pracodawcą jest ratusz. Pochodzę z miejscowości, w której nie muszę wchodzić do budynków, bo czuję przed drzwiami, co tam zastanę. Nam zlikwidowano, zrestrukturyzowano, coś było nagle nierentowne, ludzie niepotrzebni. I teraz jest już lepiej. 20 kilometrów dalej jest strefa ekonomiczna i nienajgorsza robota za realne pieniądze. Ale wciąż trzeba pamiętać, że przez dwadzieścia lat “nowa Polska” niszczyła tych ludzi, którym kiedyś inna Polska obiecała lepszy, równiejszy los. Dostali za swoje, dostali za PRL. I niech ktoś się jeszcze dziwi ich decyzjom. Ale to co nam mówią Hetman i Ochędowska brzmi właśnie tak - zaproponujcie rozwiązania, rozmawiajmy o postępie, po co nam pokazujecie wasze brudne budynki, nie epatujcie, przecież są raporty, a tak w ogóle to kim jesteście? Reporterami? Recenzentami? Nie pasujecie do naszej Polski nawet w gatunku literackim.

Skomentuj posta

Proszę odpowiedzieć na pytanie: Ile fajerek w hecy?