Marginesy, Olga Mysłowska, Nathalie Ferlut, Tamia Baudouin

Nathalie Ferlut, Tamia Baudouin, "Artemizja"

Chciałbym być łaskawszy dla “Artemizji”, ale im dłużej o niej myślałem, tym mniej mi się ten komiks podobał. Po prostu nie lubię tak prostego dydaktyzmu, który może i jest potrzebny, ale ja już jestem gdzie indziej i kolejna oczywista w wydźwięku opowieść z kategorii “herstory” i “empowerment” niekoniecznie do mnie trafia.

Nathalie Ferlut i Tamia Baudouin stworzyły komiks o Artemizji Gentileschi (a przetłumaczyła Olga Mysłowska), wybitnej, siedemnastowiecznej malarce, która dzisiaj, gdy historia sztuki próbuje przywrócić równowagę w narracji i pokazać tworzące kobiety, jest fetowana wielkimi wystawami, pokazującymi niezwykłą siłę jej talentu.

Zaczniemy w powozie, którym jadą Artemizja, jej córka - Prudenzia i Marta, wieloletnia służąca i najbliższa powiernica malarki. Prudenzia wypytuje o przeszłość matki, co jest świetnym wstępem do historii. Autorki przedstawiają historię, którą zasadniczo łatwo zrekonstruować - Artemizja uczy się malarstwa od swojego ojca, Orazia i choć nie umie czytać i pisać, to malowanie wychodzi jej coraz lepiej. Orazio wpada na pomysł, że trzeba włączyć w edukację młodej malarki lekcje perspektywy. Te ma poprowadzić Agostino Tassi, malarz, który do perfekcji opanował sztukę malarstwa iluzjonistycznego, a jak wiemy nadchodzi epoka, w której klasyczne freski zastąpią wariacje przestrzenne, do dziś zdumiewające perspektywami i matematyczną wręcz maestrią. Przyspieszmy - Tassi zgwałci Artemizję, ta nie będzie oczywiście mogła o tym powiedzieć ojcu, a gdy to zrobi i pójdzie do sądu, to choć udowodni winę malarza, sama będzie “nieczysta”. Wykorzysta to Pierantonio Stiattesiego i jego rodzina, którzy biorąc Artemizję pod opiekę przejmują jednocześnie kontrolę nad jej malarstwem i zyskami z niego. Artemizja wbrew woli nowej rodziny wstąpi do florenckiej Accademia del Disegno, ucieknie od Stiatessich i zacznie pracować “na własną rękę”.

To pozornie wspaniała opowieść o sile kobiet, które się wspierają (spotkana na wystawie “księżna” zapewni, że Artemizja zawsze może się na nią powołać), mężczyznach, którzy wykraczają poza swoje czasy, ale i takich, jakich dalej możemy spotkać. To również historia o ofierze gwałtu, z motywami wciąż niestety aktualnymi - to ofiara jest winna i musi się bronić przed oskarżeniami. To też historia o przemocy ekonomicznej - wykorzystująca sytuację malarki zamożna rodzina sądzi, że Artemizja nie poradzi sobie bez ich pomocy. Udowodni im, że się mylą.

I wszystko to byłoby słuszne, ale jest jakoś nadmiernie słuszne. Autorki sprytnie ominęły najnowsze odkrycia dotyczące biografii Artemizji, nie znajdziemy tu wzmianki o jej romansie z Francesco Marią Maringhim, okres życia u Stiatessich jest przedstawiony jak więzienie, choć dostępne biografie przedstawiają go o wiele łagodniej. Warto też zauważyć, że Artemizja jest osobą uprzywilejowaną i przypadkiem bardzo odosobnionym.

Można to oczywiście uznać za czepienie się, ale mam poczucie, że autorki postanowiły biografię Gentileschi tak opakować, by jak najbardziej pasowała do współczesnych potrzeb - portretu kobiety, która walczyła z opresją zarówno poprzez sztukę jak i życiowe wybory. Do tego nacisk na kobiecą wspólnotę i mamy idealny komiks dla poprawności politycznej anno domini 2019. I nie jest tak, że to komiksowa forma sprawia, że wykład wydaje mi się boleśnie łopatologiczny, ale wyraźne kładzenie nacisku na momenty zgodne z dzisiejszymi tendencjami zdecydowanie ograniczają samą biografię i czynią ją produktem mocno programowym. Rozumiem, że takie opowieści są potrzebne, ale nie mogę odeprzeć od siebie wrażenia, że w “Artemizji” program zwyciężył nad historią.

Rysunkowo mi się również przeciętnie podobało - mocno szkicowe, celowo niedopracowane, bez nadmiernego skupiania się na dokładności rysunku, w przygaszonych barwach. Taka klasyka francuskiego komiksu - nie odstająca od przeciętnej, ale też nieszczególnie ciekawa. Nie mam poczucia, że przeczytałem coś naprawdę dobrego. Poprawne, politycznie i artystycznie. A to dla mnie za mało.

Skomentuj posta

Proszę odpowiedzieć na pytanie: Iwasiów jak lody