Czarne, Małgorzata Baranowska
Małgorzata Baranowska, "To jest wasze życie"
Poradnik jak “być sobą”? Gardzę. Literatura poradnikowa nie ma miejsca w moim domu. Nawet rozumiem, że czasem mogą być to porady całkiem życiowe, ale nie po to przez trzydzieści lat staram się dogadać ze sobą, by wpuszczać do tego ludzi, którzy uważają, że ich porady na pewno mi się przydadzą. I którzy mówią do mnie językiem ohydnym, sparciałym, jak z reklamy proszku OMO (no właśnie, gdzie są proszki OMO?). Wystarczy, że dopuszczam do siebie głosy przyjaciół, znajomych, internetowych komentatorów i komentatorek (fryzura, łapki psa, żarcie psa, w ogóle pies - to co mają powiedzieć ludzie z małymi dziećmi, jak ja przy starym psie mam was dość) i te setki książek, które przerabiam, a które jednak też jakoś wpływają na moje życiowe decyzje, bo przecież jak mówiła Janion, “literatura to forma rozumienia ludzi”. Do mojego domu literatura poradnikowa nie ma wstępu, życie wydaje mi się czynnością z kategorii koniecznych, obciążonych obowiązkiem, przykrą świadomością jego końca, które trzeba przeżyć maksymalnie udanie, co mi się i tak nie udaje według stanu na pierwszy dzień marca 2018 roku, gdy piszę ten tekst. Przy świadomości własnej śmiertelności i jednak tragiczności życia, czasem zapominam, że nie jestem niezniszczalną maszyną i się psuję. Nienawidzę chorować, jak tylko pojawia mi się choroba na horyzoncie to robię wszystko, żeby ją zbagatelizować, rozchodzić, przechodzić, zakryć, wyśmiać, odpisać od rachunku. Dotarłem do etapu ukrywania się przed szpitalem i doskonalenia samoleczenia przez niezauważanie kłopotów. To moje wybory, niekoniecznie słuszne. Mam sześć treningów w tygodniu i jakieś głupawe protesty od strony ciała mnie średnio interesują. Najwyżej się rozpadnę, przejedzie mnie coś, i tak na koniec będę glebę użyźniał. Tyle o mnie. Ale, jest jednak coś co mnie przekonuje - trwałość choroby, taki stan, gdzie będę musiał się jej poddać z racji jej nieusuwalności. HIV (to nie choroba jakby co) zdaje się tu być najdelikatniejszą z możliwości.
Jest tylko jedna książka poradnikowa, którą chciało mi się czytać, i która jakoś wpływa na moje decyzje. “To jest wasze życie” Małgorzaty Baranowskiej to w kategorii poradników absolutne arcydzieło. Autorka, poetka, literaturoznawczyni w ciepły, delikatny sposób prowadzi nas przez historię swojej choroby (toczeń) i na swoim przykładzie pokazuje, jak walczyć z chorobą przewlekłą i jak nie dać się wtłoczyć w ramy, które na nas czekają po diagnozie. Po pierwsze Baranowska nie mówi do nas na “ty”. Mówi, “państwo”, niejako w sprzeciwie wobec dehumanizującym, uniwersalizującym formułom szpitalnym i w ogóle medycznemu podejściu do pacjenta, jako przypadku, przeważnie traktowanego z góry, patriarchalnie, urzędowo i mechanicznie. Baranowska próbuje to zrozumieć i podpowiada nam, że najważniejsza w chorobie jest komunikacja - ze soba, z lekarzem i ze światem zewnętrznym. Należycie wykonana praca nad wysyłaniem komunikatów zwiększy naszą pewność siebie i przyczyni się do lepszego zrozumienia - po obu stronach. Przyswojenie tej lekcji idzie mi dobrze. W końcu ze szpitala dałem nogę, gdy mi powiedziano “usiądzie”.
Choroba przewlekła nie zawsze ma termin przydatności. To, kiedy umrzemy, w jakimś stopniu zależy od medycyny, ale też od nas i naszego nastawienia. A nawet jeśli nie zależy, to przecież lepiej ten czas spędzić na czymś innym niż skupianiu się wyłącznie na chorobie. Baranowska podpowiada jak to zrobić z niezwykłym zrozumieniem, że może nie każdy ma to szczęście i posiada rozbudowaną wyobraźnię, ale jednak każdy z nas może poszukać czegoś, co odwróci naszą uwagę od cierpienia.
To wszystko napisane jest inteligentnie, z ciągłym podkreślaniem, że są to jedynie nieśmiałe podpowiedzi, że ewangelizacja, mesjanizm i zbawianie świata autorce są obce a nasze reakcje na chorobę są zrozumiałe, choćby były absurdalne. Trzeźwość myślenia Baranowskiej ustawia do pionu, ale jest też ironicznie urocza, np. gdy pisze Autorka, że “pisma z poradami medycznymi cieszą się wielką popularnością, dużo większą iż rozum”, albo gdy pokazując, że w leczeniu ważne są cyfry i wyniki, to jednak “ludzie żyją nie mechanicznie i matematycznie, tylko, jak by tu to nazwać, powiedzmy - ludzie żyją mniej więcej. Posuwają się trochę po omacku. Nie znając naprzód Losu, wyznaczają sobie kolejne ludzkie cele, starając się utrzymać wobec życia w możliwie dobrej pozycji”. Wszelkie formy idealne, romantyczne, spod szablonu wycięte są Baranowskiej obce i wydają się podejrzane, zwłaszcza miłość:
“Wielokrotnie widać w stosunkach między dwojgiem ludzi wahanie - czy aby można ich uczucie nazwać miłością. Często nie idzie wcale o samo uczucie, ale o porównanie go z niedościgłym ideałem. Nie powtarzajcie państwo zbyt często owego wzoru. Raczej rozejrzyjcie się. Poszukajcie codziennych form miłości na pewno obecnych i w waszym życiu”.
“Nikt nam nie obiecywał lekkiego życia”, ale jeszcze niedawno książka Baranowskiej była na taniej książce za sześć zeta. To jest całkiem dobra, dla nas, zawsze pacjentów, wiadomość. IDŹCIE, WYKUPCIE.
Skomentuj posta