W.A.B, Zyta Rudzka

Zyta Rudzka, "Krótka wymiana ognia"

Dawno nie czytałem tak udanej polskiej powieści. Rudzka przywraca wiarę w ambitną literaturę bez nadęcia.

“Ciosam słowa jak drewno na opał” to nie jedyne ładnie zbudowane zdanie, jakie znajdziecie w “Krótkiej wymianie ognia” Zyty Rudzkiej. Kolejny przykład na to, że najlepsze powieści nie muszą przerażać objętością, wpychać się na nasze półki ze swoim grubym grzbietem i kokosić się na nich z milionem znaków. W tamtym roku mieliśmy “Stancje” Wioletty Grzegorzewskiej, książkę podręczną, przyjazną dla osób lubiących czytać w wersji klasycznej ale w środkach komunikacji, w tym dostajemy “Krótką wymianę ognia”, której nie przegapcie w swoich wyborach, choć nie oczekujcie, że będzie to lektura prosta i przyjemna. 

Otóż nie po to Rudzka milczała trzynaście lat, by teraz opowiadać banały i opowiadać je banalnie. Cieszy mnie, że autorka wróciła do powieści w momencie, gdy ma coś do powiedzenia i wie jak to powiedzieć. W ostatniej książce, “Ślicznotce Josefa Mengele” Rudzka wiedziała o czym chce napisać i ambitnie podeszła do tematu, ale coś poszło nie tak, na dniach przypomniałem sobie “Ślicznotkę…” i widzę ją jako artystyczną porażkę, choć lepiej ponosić takie ambitne porażki i upadki z wysoka niż potknięcia o własne nogi, które wypełniają księgarniane półki.

Tym razem wszystko się udało - wyszła powieść gęsta, soczysta, niebanalna, odważna, erotyczna, drażniąca, feministyczna na własną modłę. Trochę jakby Tkaczyszyn-Dycki na spółkę z Bożeną Keff wzięli się za pisanie powieści. Od razu idę w poezje, bo jedna z bohaterek (ile ich jest?) “Krótkiej wymiany ognia” pisze poezje, choć jak sama przyznaje, “backspace jest moją ojczyzną”. Gdyby tak spora część kolegów i koleżanek po fachu uznała je za własne… Wróćmy jednak do powieści, ale właściwie o czym tu pisać? Czyta się to wybornie, szybko, wściekle pożera słowa i wchodzi w te plastyczne, krótkie, urywane, mocne zdania. Próbuje się zrozumieć bohaterkę, jej przeszłość i teraźniejszość, jej wybory, jej chłopów, jej matkę. Ale to nie jest łatwe i po pierwszej lekturze nie zdziwcie się jak pozostaniecie z samymi pytaniami, bez odpowiedzi. Choć oczywiście można dostrzec w “Krótkiej wymianie ognia”, że autorka chwilami za bardzo ufa grom słownym i niekiedy ociera się o naiwną śmieszność, to dalej jest to ryzyko, które warto było ponieść, bo wyszła z tego jedna z lepszych polskich powieści, jakie w ostatnich latach czytałem.

To może ja napiszę krótko o kim to jest. Zatem główna bohaterka ma matkę, Niemkę, której ziemie ktoś odzyskał i uznał za swoje. Matka prowadzi własne życie i jej monologi oraz interwencje w życie Romy (główna bohaterka) pokazują, że przeszłość zawsze nas dopadnie a jej skrzek bywa trudny do wytrzymania. Roma miała męża i córkę. Mąż, “wzięty z głodu - szybko, zachłannie i bez zastanowienia”. Córka, która miała przed sobą wielką karierę muzyczną postanowiła zniknąć, do tego stopnia, że Roma wynajmuje detektywa, który ma ustalić miejsce jej “tymczasu”. Do tego dostajemy fantastycznie skrojone miniatury o kochankach Romy, nie ukrywam, że to moje ulubione fragmenty. Czym to jest? Z jednej strony - “powieść rzeczka”, jednak Rudzka wierna jest prozie Dubravki Ugresic, Verdany Rudan, Oksany Zabużko, ale też Jelinek, Muller, a z polskich Masłowska (“Zdechł mi Szarik. Imię Szarik, a rasa czterej pancerni i pies”), z drugiej strony - rozprawa z historią w duchu Haydena White’a, który stawia pytania o funkcje fikcji i budowanie narracji historycznej. Gdzieś w moim mózgu White pojawia się jako ciekawy trop interpretacyjny dla “Krótkiej wymiany ognia”, ale - nie martwcie się - nie jesteśmy na seminarium z teorii interesujących dziesięć osób, a na (wciąż) popularnym blogu książkowym, więc tak tylko sobie to tutaj zostawię. 

Rudzka kombinuje. Holokaust, powojnie, peerel, radzieccy, współczesność, młodość, starość, metatekstualność. Niewielu pisarzom i pisarkom chce się dzisiaj tak kombinować, lepiej przywalić słusznym akapitem w twarz, zamiast tworzyć wysublimowane aluzje i grać w mikroretardacje. Rudzkiej się chce, być może jako scenarzystka filmowa wie trochę lepiej jak rozpracować literaturę. W kraju, w którym kreatywne pisanie przypomina kreatywną księgowość, osoby ze świata filmu (Kamiński, Żulczyk) pokazują, jak ważna jest konstrukcja powieści. “Piszą cienkie książki o sobie, takie powieści rzeczki, w których sami się topią”. Obrazki, które nam przedstawia Rudzka, układają się w wiele opowieści, z których sami i same możemy wybrać naszą własną narrację i prawdę tej książki.

Jest w “Krótkiej wymianie ognia” wszystko to, co lubię w prozie - koncept, konstrukcja, wściekłość, plastyczny język, demistyfikacja, szacunek dla słowa i wiara w inteligencje osób czytających. Nie obrażę się, jeśli Rudzka zniknie na kolejne trzynaście lat z naszych półek, jak ma wracać z takimi dziełami. “Wzruszony głos przedstawiciela czytelników” mówi wam - czytajcie to.

Skomentuj posta

Proszę odpowiedzieć na pytanie: Kto ocalił Izabelę Czajkę-Stachowicz?