Czarne, Włodek Goldkorn, Joanna Malawska

Włodek Goldkorn, "Dziecko we śniegu"

"Dziecko w śniegu” to książka niezwykła nie tyle dzięki osobowości jej autora (i głównego bohatera, bo to eseistyczna autobiografia), co przez specyficzną perspektywę, którą Goldkorn wprowadza - perspektywę niejako pozbawioną traumy drugiego pokolenia, przyjmującą świat stoicko i z uśmiechem Jest Goldkorn bezlitośnie logiczny i klarowny w swoim wykładzie. To, czy zgadzamy się z jego perspektywą nie jest dla autora ciekawe - to jego perspektywa i nie zamierza nikogo pytać o prawo do jej wyrażania. Szanuję to, chociaż muszę przyznać, że wizja przedstawiona w “Dziecku w śniegu” zdaje mi się być specyficzna też ze względu na kapitał kulturowy (zamożni rodzice, komuniści, którzy II wojnę światową spędzili w Związku Radzieckim) i status społeczny (dziennikarz ważnej gazety, intelektualista, duchowy spadkobierca Marka Edelmana), co należy uwzględnić przy jej lekturze.

Ale o co chodzi? Otóż Goldkorn sprzeciwia się stawianiu go w roli ofiary - jako człowiek wychowany zarówno w kulturze polskiej jak i żydowskiej, dla którego - jak sam mówił w ŻIH podczas spotkania - równie ważni są Perec jak Żeromski, domaga się upamiętniania tego, co w żydowskiej historii świadczyło o walce i woli przeżycia a nie poddania się.Taka perspektywa musi budzić sprzeciw i z pewnością trudno będzie zaakceptować Goldkorna wielu osobom zaangażowanym w upamiętnienie Shoah. Jest to zaskakujące i jednak jakoś świeże - przyznaję, że “Dziecko na śniegu” na nowo pozwoliło mi przemyśleć kwestie mojego stosunku do form upamiętniania i sposobów pamięci. Goldkorn pewnie by się zgodził z hasłem “łączy nas pamięć”, ale utyskiwałby, że nie jest to pamięć o kulturze żydowskiej (jidyszowej), o żydowskim ruchu oporu.

Niezależnie od tych filozoficznych wątpliwości jest opowieść Włodka Goldkorna niezwykle wciągająca - napisana prostym, klarownym językiem ma świetne tempo, bywa wzruszająca, bywa mocna, jest jakaś. I z pewnością wymyka się klasyfikacjom, zwłaszcza że wydarzenia z 68 roku autor traktuje jako szansę, którą dostał od losu a nie wielką tragedię. Wszystko to jest naprawdę ciekawe i rozwiało moje wątpliwości z kategorii “po co czytać kolejną książkę ‘okołomarcową’”.

“Dziecko w śniegu” zostało napisane dla włoskiego czytelnika, co szczególnie widać w niektórych fragmentach, gdy autor wyjaśnia sprawy dla nas dość oczywiste, ale jednocześnie czyni to książkę Goldkorna atrakcyjną w edukacji szkolnej - jako skrócony przewodnik po losach żydowskich, napisany bez epatowania, czasem ironicznie, ale gdy trzeba - stawiający tezy ostre jak brzytwa, z którymi nie musimy się zgadzać, ale musimy je szanować i prowadzić z nimi dialog. Nie sądzę jednak, by miał on mieć u nas miejsce, jesteśmy tak przyzwyczajeni do tego, że to co robimy w dobrej wierze, musi się podobać i musi być właściwe, że nawet próby rozmowy o problemach w “zachowywaniu pamięci” bywają traktowane wrogo. Po “Przemocy filosemickiej” Janickiej i Żukowskiego, Goldkorn idzie jakby dalej i jest to głos, który trzeba poznać.

Skomentuj posta

Proszę odpowiedzieć na pytanie: Czego katastrofa następuje u Haliny Snopkiewicz?