W.A.B, Agnieszka Szpila

Agnieszka Szpila, "Bardo"

Książka Agnieszki Szpili, “Bardo” to dość pokazowe zmarnowanie potencjału pisarskiego. Jest to powieść zabawna, chwilami nawet bardzo, ale jednocześnie położona fabularnie i w efekcie dość prosta w wymowie.

Zrealizowano w niej najprostszy schemat - przez ponad połowę książki dostajemy charakterystyki postaci, które w finale się spotkają, a ponieważ autorka nie miała pojęcia co z nimi zrobić, to zamordowała swoich bohaterów bez skrupułów. To trochę za proste jak na ponad dwustustronicową książkę. A zaczyna się tak dobrze…

Jeremi Knot “miał kochającą rodzinę - żonę Magduszkę i syna, siedmioletniego Witusia. Ten wpatrzony w ojca jak w święty obrazek wspierał zakrojone na wielką skalę patriotyczne podboje tatusia (...)”. Ultra-patriotyczna rodzina, u której nawet czerwień na fladze i biel były intensywniejsze niż u sąsiadów. Przerysowanie niezwykle udane. I jak ktoś nie lubi “Obławy” Kaczmarskiego, to będzie zachwycony. “Jest to jedna z tych piosenek, które wzbudzają najstarszą, gadzią część mózgu, nakazując partycypującej w śpiewaniu jej, bądź w słuchaniu, wspólnocie szukać okazji do spuszczenia łomotu innym bądź sobie, co nie różni się zasadniczo niczym więcej niż tym, czy jesteśmy podmiotem, czy przedmiotem owej aktywności”. Trochę to pokrętna logika, ale w kategorii groteska jest zrozumiała.

Zdzisław Taras sprzedaje “kołdry mojżeszowe”, a jego córka Renata nosi w łonie dziecko “muslima”, egipskiego sprzedawcy karmy dla wielbłądów. Oczywiście mieszka w Żyrardowie i ma “żal do Polski o to, że wsadziła go na ten tor bez przygotwania. Bez empatii. I bez odpowiedzialności za jego życie. Że pozostawiła go wraz z żoną Haliną i córką Renatą poza drużyną tych, którym dano szanse na bycie w grze”. Na szczęście obwoźna sprzedaż Kołder Przymierza przynosi profity. Ale to dziecko.... Czy urodzi się białe? To najważniejsze zmartwienie Zdzisława Tarasa.

Piłat ma potrzebę bycia akceptowanym i dlatego z babcią Jadzią i kółkiem różańcowym produkuje transparenty w rodzaju “Wszyscy wierni są niewierni”. Rydzykowne Babki wraz Piłatem, który na konwencji Młodzieży Wszechpolskiej przedstawił “teorię zachowań świnki morskiej na terytorium zagrożenia oraz wynikającą z niej strategię przetrwania w czasach zbliżającego się kalifatu”, jadą do Barda.

Jest też opętany malarz Żydów z pieniążkiem, będący ulubieńcem mafii, Jacuś-nazista, który jedzie na spotkanie Taize do Berlina, żeby pójść na koncert nazistowskiej kapeli, Czarny Waldi,legionista i jego dziewczyna Sanda, zwana przez innych legionistów “Dupą Waldiego” lub Sendi, co brzmiało “bardziej międzynarodowo”, siostra, którą nawiedza Chrystus (chyba najciekawsza opowieść) i inne postaci tego autoramentu. To są sprawne parodie i karykatury utkane z najprostszych stereotypów. Niestety jak się temu przypatrzyć bliżej, to wychodzi, że “Bardo” prowadzi nie do ośmieszenia, a do infantylizacji naprawdę niebezpiecznych upodobań społecznych, a w konsekwencji do ich banalizacji. Rozumiem, że to satyra, ale gdy się głębiej zastanowić, to jednak bardzo smutna. Bo najstraszniejszy nie jest Waldek-legionista spod kebsa, a nazista udający poważnego polityka. I to oni nam zagrażają, nie Waldki. I ten wysiłek Szpili jakby na marne idzie. Choć może nie - może po prostu potraktujmy “Bardo” jako zabawną opowieść bez szczególnych ambicji socjologicznych. Tylko ktoś na okładce napisał, że ma być to powieść-lustro, “w którym przejrzy się cała Polska”. To taka cyrkowa sztuczka marketingowa, podobnie jak cyrkowe są te lustra, w których nagle wyglądamy jak małe myszki czy wielkie goryle. Nic to nie znaczy.

Inna sprawa, że marketing tej powieści to coś porażająco dziwacznego - te zdjęcia autorki, jakieś bilbordy… jakby inną powieść chciano nam sprzedać. Ładna okładka, ale projektował ją Tomasz Majewski, a to specjalista najwyższej klasy.

Szpila w “Bardo” świadomie odwołuje się do prozy Olgi Tokarczuk (trochę trudno pisać o okolicach kotliny kłodzkiej bez tych odniesień), uważnie jednak przeczytała Ostachowicza (a może nie, ale to bliskie pokrewieństwo) i chyba lubi Masłowską. Ma niezwykłe poczucie humoru, rubaszne, dosadne, czasem szarżujące, ale w ostrości satyry wyprzedziła konkurencję o wiorstę. Inna sprawa to poziom tego dowcipu, bo nie zawsze jest on najlepszy i zdaje się, że czasem mamy śmiać się tylko z tego, że ktoś użyje przekleństwa. Ale wybaczam, bo są momenty koncertowe. Ma Szpila talent do języka i obserwacji ludzi, do szybkiej, błyskotliwej opowiastki, ale pomysł na powieść okazał się zbyt wątły, by to się udało. Ale choćby dla pierwszej części warto na Bardo” popatrzyć ciepło, zwłaszcza jako książkę “do pociągu”, czy “na plażę”. Wierzę, że jest taka kategoria książek może nie w pełni udałych, ale napisanych bez obrażania naszej inteligencji i dających radosną rozrywkę. W tej kategorii “Bardo” zdecydowanie warto polecić.

Aha - gdy odkryjecie skąd się bierze “ojczyznomat” dajcie znać, ja się zaśmiewałem dłuższą chwilę.

Aha - podkreślmy, że Szpila POTRAFI pisać, ale może jakiś kurs scenariusza i odrobinę głębsze przemyślenia, a w kolejnej powieści możemy dostać coś naprawdę dobrego.

Skomentuj posta

Proszę odpowiedzieć na pytanie: Kto ocalił Izabelę Czajkę-Stachowicz?