Zysk i S-ka, Jan Skuratowicz, Tomasz Zysk, Karolina Ostrowska
Tomasz Zysk, Jan Skuratowicz, Karolina Ostrowska, “Dwór dla dzieci”
Tomasz Zysk i Jan Skuratowicz napisali, a Karolina Ostrowska zilustrowała kuriozalną książkę “Dwór dla dzieci”. Jest to opowieść o małej, dzielnej myszce, Jasiu Ogonku, który “skończywszy trzy miesiące, uznał, że jest już na tyle dorosły, iż powinien wyprowadzić się z domu”. Jaś Ogonek chce do wielkiego świata i tym sposobem trafia…. do polskiego dworku, w którym jedno skrzydło należy do Pana (akurat to z biblioteką), a drugie do Pani (przypadkiem jest tam buduarek i pokój dzieci). Wraz z Jasiem Ogonkiem poznajemy kolejne miejsca w dworze, a naszymi przewodnikami są: niedźwiedź, którego zadaniem jest odbieranie wizytówek od gości, przodkowie z obrazu, czy żeliwny piecyk. Opowiadają Jasiowi i młodemu czytelnikowi o tradycyjnym polskim dworze. Są tu zaskakujące momenty, w których autorzy sami podstawiają sobie nogę, przykładowo w scenie, gdy radioodbiornik mówi do młodej myszki, że w porównaniu do książek, to on jest przyszłością. Pytanie po co w książce podważać sam jej sens, pozostaje bez odpowiedzi.
Osoby oczekujące komentarza sugerującego, że dzisiaj kobiety mogą trochę więcej niż w czasach dworków, prosimy o niedotykanie tej pozycji. Jasiowi Ogonkowi bardzo imponuje męski świat,gdy trzeźwo pyta szezlonga z biblioteki, “Czemu nie ma tu kobiet”, pokraczny mebel odpowiada, że “Kobiety mają inne miejsce, gdzie mogą zajmować sie swoimi sprawami”, a globus dodaje zbulwersowanym głosem, “Dam nie interesuje gra w karty, picie koniaków i czytanie dzienników z całego świata”. W tym jakże idealnym do opowiedzenia o zmianach w społeczeństwie, momencie, “Jaś chciał zostać dłużej, bo podobało mu się to światowe męskie towarzystwo”. Gdy trafia do buduarku, gramofon naśmiewa się z emancypacji mówiąc, że “Pani wraz z przyjaciółkami całe dnie je [żurnale] przeglądają, szukając nowych inspiracji dla własnej garderoby. Cóż za marnotrawstwo czasu…” W dalszej części pojawia się wyjaśnienie słowa “wyemancypowany” jako “samodzielny”, “niezależny”, ale w jaki sposób owa samodzielność się ujawnia, nie pokazano. Być może chodziło o umiejętność czytania bez pomocy pana domu. Zwłaszcza, że zaintereswanie owej wyemancypowanej pani domu, to “słuchanie pięknej muzyki, przyjmowanie koleżanek i czytanie romansów”.
Załamałem się całkiem po ostatnim zdaniu, gdzie Jaś-myszka odkrywa, że najlepiej mu w stajni i mówi: “Pańskie życie nie dla myszy!”. I tyle bajki. Bajki strasznie smutnej, bo pozbawionej komentarza, bajki, która ma nauczyć dzieci, że nigdy nie zmienią świata, a emancypacja to kompletna bzdura, co najwyżej ułatwiająca kobietom składać literki. Głoszenie, że “pańskie życie nie dla myszy” w książce dla dzieci cofa nas jakieś dziesiątki lat wstecz i miejmy nadzieję, że po książkę sięgną tylko tacy rodzice, którzy będą potrafili wyjaśnić swoim dzieciom, że choć klasy społeczne istnieją, to warto zawalczyć o siebie. Można też zwyczajnie nie czytać tej książki i sięgnąć po coś mądrzejszego.
Skomentuj posta