Grzegorz Mika, Skarpa Warszawska

Grzegorz Mika, "Od wielkich idei do wielkiej płyty. Burzliwe dzieje warszawskiej architektury."

Zawsze mam przy łóżku książkę “do zasypiania”. Jest to dzieło przeraźliwie nudne, obszerne i sprawiające, że oczy naprawdę mi się kleją. Po “Dziennikach” Andersena, powieściach Drzeżdżona i Knausgardzie, taki los spotkał książkę Grzegorza Miki, “Od wielkich idei do wielkiej płyty. Burzliwe dzieje warszawskiej architektury”, wydaną przez Skarpę Warszawską. Jest to książka bardzo ambitna, obszerna i ukazująca niezwykle bogaty materiał, oraz - jak to piszą w recenzjach licencjatów - panowanie nad materiałem, ale zwyczajnie nudna. Rozbudowany leksykon kolejnych nazwisk i budynków, z którego niewiele dowiadujemy się o samym mieście i przemianach. Za to przeskakujemy z jednego dachu na drugi, z balkonu na balkon, a nasze oczy ślizgają się po setkach kamienic. Zrozumienia przemian społecznych, losów tej architektury praca Grzegorza Miki nie ułatwi. Gigantyczna wyliczanka, którą czytałem codziennie przez ponad miesiąc. 

Jakąś rozrywką nawet w najnudniejszej książce o architekturze jest oglądanie ilustracji i tych w “Od wielkich idei…” jest bez liku. Niestety w trakcie redakcji nie powiązano tekstu z ilustracjami i - o ile rozumiem kwestie składu - to nic by się złego nie stało, gdyby przy opisie budynku pojawiła się informacja w rodzaju: “(il. 25)”. Prowadzenie śledztwa w poszukiwaniu ilustracji aktualnie opisywanego budynku nawet w środku dnia mnie nie bawi. No, a że w książce, w której padają setki nazwisk i nazw, nie ma indeksów, to jednak żenada. Na zakończenie pisze autor, że “historia Warszawy jest tematem tak bogatym, że jej precyzyjny opis zająłby wiele opasłych tomów”. I tu dochodzimy do sedna problemu - w ogóle nie chodzi o “precyzje”, a o “komunikatywność”. Lepsza selekcja materiału, skupienie się na kilku najciekawszych przypadkach, wyjście poza (trafny i nawet ciekawy) opis samej architektury i byśmy mieli dużo lepszą książkę. A tak dostaliśmy leksykon bez indeksu. Ważny i momentami odkrywczy, ale nie mogę pozbyć się wrażenia, że można było z tego zrobić mrożący krew w żyłach bestseller. Springer wciągnął mnie w historię budownictwa socjalnego na Żoliborzu i przekonał, żeby nie brać jednak kredytu na mieszkanie, Mika mnie jedynie dobrze przez miesiąc usypiał. Jest to jakaś alternatywa dla zolpidemu. 

Skomentuj posta

Proszę odpowiedzieć na pytanie: Ile fajerek w hecy?