Maurycy Gomulicki, Zachęta

Maurycy Gomulicki, "Dziary"

Kurzojady mają 11 tatuaży, a przybędą kolejne, bo mi się dziaranie spodobało i zamierzam się ilustrować. Zatem oczywistym jest, że na “Dziary" to ja się rzuciłem (a nawet po autograf autora, co mi się nie zdarza normalnie, bo ja nie lubię jak ktoś mi bazgrze po mojej książce).

“Dziary" Gomulickiego to niesamowity album dokumentujący pasję autora do fotografii pokracznych, dziwacznych, czasem bardzo ryzykownych tatuatorskich dokonań. Ikonografie przedziwne - damskie biusty, portrety znanych postaci, kotki zrobione z sutka, czaszki, napisy (z błędami), diabły, “amore cocotte", symbole nazistowskie obok krzyży i motylków. A pod nimi ciała starzejących się mężczyzn - nieidealne, niećwiczone, zapite, zahartowane, zapracowane. Kryminaliści, jak pisze Gomulicki, mieli najmniej oporów przed rozbieraniem się i pokazywaniem dziar. Tatuaże dzięki wystawie i albumowi doczekały się dokumentacji i wyniesienia do rangi osobliwej, acz sztuki. Pisze Gomulicki w przedmowie zatytułowanej “Rzeki tuszu", że “to również historia sztuki". I to jest podejście tłumaczące najlepiej idee albumu i wystawy z warszawskiej Zachęty - archiwizacji epoki, która powoli zdaje się znikać, bo dzisiaj juz tatuaże pełnią inne funkcje, są bardziej akceptowalne i czasem wysokooartystyczne. A przecież idea ilustrowania własnego ciała i wykorzystywania go jako nośnika ideowego ma gigantyczna tradycję, w której ciekawe miejsce zajmują właśnie kryminaliści i ich ciała. 

W czasach szybkich obrazków na insta Gomulicki przyciąga nasz wzrok na dłużej, pokazuje kuriozalne pomysły i szalone kompozycje, nawarstwiające się narracje i jednak prowokuje do reakcji - śmiechu, smutki, obrzydzenia, ohydy, zażenowania. Do pomyślenia o tym, czemu ktoś tatuuje sobie Olivię Newton-John i Johna Travoltę na klacie albo zamienia swój sutek w kotka. Tylko smutnym jest to, że nie mamy tu do czynienia z ich opowieścią, a narratorem jest fotograf i my sami, którzy tkamy ją ze stereotypów i poczucia klasowej, estetycznej wyższości. Ponowne uwięzienie, tym razem w kadrze fotografa, czy jednak emancypacja poprzez pokazanie światu dumy ze swojego ciała i akceptacji swojej historii? Chciałbym tego drugiego, ale obawiam się, że mamy do czynienia z pierwszym. Tak czy inaczej - warto się z tym skonfrontować, żeby zobaczyć, co nas najbardziej zaskoczy, na co nie byliśmy przygotowani. Bo, że zaskoczy to gwarantuję.

W albumie znajdziecie też tekst Marka Nowakowskiego, “Znaki czasu” poświęcony pasji Gomulickiego, ale to rzecz bardzo szkicowa, urocza ale wprawka zbyt przygotowawcza, by coś o niej powiedzieć. Ot - cymesik dla fanów i fanek.

Album jest drogi ponad miarę, ale bilety do Zachęty tańsze. A ja zawsze jak myślę o Gomulickim to żałuję, że nie wystąpiliśmy z red. Wróbel w jego legendarnej już “Bibliofilii". Ja bym o te półki się poocierał. Chlip. Idźcie i dziarajcie się.

Skomentuj posta

Proszę odpowiedzieć na pytanie: Wakacyjne morze Zofii Posmysz