Dowody Na Istnienie, Mariusz Szczygieł

Mariusz Szczygieł, "Nie ma"

Wiecie, że to chyba najlepsza książka Szczygła? 

Czym jest "nie ma"? Ciężko powiedzieć. Z pewnością książką. Przedmiotem, który - paradoksalnie - jest. W środku znajdziecie reportaże, eseje, opowiadania i formy inne. Trochę gra z odbiorcą w autobiografię. Teksty zaskakujące i dające do myślenia, ale też książka o samym pisaniu, jego funkcji jako terapii, o reportażyście i jego odpowiedzialności, relacji prawda-fikcja w samej literaturze. 

Szczygieł zadaje sobie i czytelnikom pytania, zapraszając do specyficznej gry w śledzenie „prawdy”. Więcej o książce napisałem dla „Magazynu Książki”, dlatego zapraszam do kiosków, a tutaj chciałbym was zachęcić, byście lekturę „nie ma” zaczęli jednak od poprzedniej książki – „Projekt: prawda”, gdyż dopiero razem czytane odsłaniają pracę, jaką musiał wykonać Szczygieł przede wszystkim z samym sobą. Od poszukiwania formy poprzez zapożyczenie, mówienie o sobie za pomocą wypowiedzi innych osób, do pisania bardziej „swojego”. Szczygieł w „nie ma” odsłania się w sposób do tej pory nieosiągalny. Są tam fantastyczne opowieści - o sklepie z rzeczami po zmarłych, o kotce-Holce, ale jest też wiele krytyki wobec samego siebie. Rozlicza się Szczygieł z nami i sobą ze słynnego reportażu o ekspertce MEN, która - jak się okazało - zabiła kiedyś własne dziecko. Napisał o tym reportaż, w którym zanonimizował bohaterkę, zmieniał cytaty, stosował zasłony, a i tak w kilka minut po publikacji tekstu, w internecie ujawniono jego bohaterkę z imienia i nazwiska. Czy zatem skoro nie można ukryć bohaterki, to czy można ukryć siebie?

Pisze Szczygieł, że już sam wybór tematu mówi coś o reportażyście. Na użytek artykułu do "Książek" przeczytałem na nowo wszystkie jego książki i niezwykłe jest to, jak „nie ma” zamyka wiele wątków - prywatnych relacji autora, fiksacji erotycznych, niepewności wobec portretowania, ale też narcystycznej natury, która niekiedy ukazywała się z rażącą mocą w jego książkach. Oprócz tego jest „nie ma” fantastyczną opowieścią o śmierci, bo ludzi zmarłych zwyczajnie „nie ma”. Zwierząt też.

Pomiędzy zbiorem reportaży, esejów, cytatów i opowiadań rodzi się napięcie, którego już dawno w polskiej literaturze nie czułem. Może u Wichy. Autor, który zawsze kokietował czytelników i prowadził skomplikowane autobiograficzne gry, dzisiaj nie gubi tropów, ale podsuwa je w sposób tak prosty, że wystarczy, że będziemy umieli czytać. On umie słuchać, czy my potrafimy teraz posłuchać jego? Wiara Szczygła w swoich czytelników i czytelniczki jest niezwykła. Myślę, że to lektura obowiązkowa, bo wbrew tytułowi jest w niej coś, czego do tej pory brakowało. I to chyba jest ta „prawda”.

W końcu mam książkę w łapach i jest to tytuł pięknie wydany, świetna okładka i naprawdę ciekawy projekt graficzny. Dominika Jagiełło wykonała bardzo dobrą pracę.

Ps. Mam wrażenie, że dużo zawdzięcza Szczygieł Barnesowi. Czytajcie zatem też Barnesa.
 

jeden komentarz

Dominika

27.11.2018 08:49

Przeczytałam i naprawdę jestem pod wrażeniem tej książki i jej różnorodności. Jedyne, na co odrobinę ponarzekałam, to tekst o kocie. Dla mnie do wyrzucenia, banał goni banał. Okładka, znakomita. Pozdrawiam :)

Skomentuj posta

Proszę odpowiedzieć na pytanie: Jaki był różaniec u Rolleczek?