Dowody Na Istnienie, Aleksandra Pezda
Aleksandra Pezda, "Zdrowaś Mario"
420, gandzie, trawka, maryśka, thc, zioło… znacie pewnie więcej nazw i znajdziecie jeszcze kolejne w necie. Marihuana, “ćpun zażywa ją od rana” padało w jednym z “utworów”, w innym jednak było bardziej afirmatywnie o nowym pokoleniu “prosto z betonowych miast, gdzie holenderskie specyfiki wyczulają smak”. Słynny tekst Jamala “Policeman” po latach brzmi jak grzeczna piosenka dla starszych przedszkolaków. Lubimy o niej żartować, traktować z przymrużeniem oka, jako narkotyk rekreacyjny, dla każdego. I nie widzę w tym większego problemu, ale dopiero uświadomienie sobie jak bardzo potrzebna jest marihuana do celów medycznych i jakim dramatem są problemy z jej brakiem w Polsce sprawia, że słowo “trawka” przestaje mieć ten ironiczno-sardoniczny wydźwięk, a staje się symbolem opresji państwa nie tylko wobec spóźnionych hipisów, ale i każdego obywatela.
To właśnie jest największym osiągnięciem Aleksandry Pezdy w reportażu “Zdrowaś Mario” - pokazanie, że problemy z medyczną marihuaną to idealny probierz problemów na styku państwo-obywatel, które prowadzą do dramatycznych decyzji etycznych i podejmowanych czynów. Czyta się to jak kryminał, albo może bardziej jak przerażający thriller. Przerażający, bo dużo w nim ofiar śmiertelnych, dramatów, przed którymi nie chcielibyśmy stawać, bezduszności systemowej i głupoty. To wszystko możecie sobie jednak wyobrazić i z pewnością nie jedna recenzja będzie poświęcona stanowi faktycznemu przedstawionemu w książce, zatem chciałbym się na czymś innym skupić, a mianowicie na tym, że Pezda nie prowadzi nas w kierunku prostego wniosku “trawa jest medycznie dobra, więc trzeba ją zalegalizować”, ale jednak przygląda się temu, czy lecznicze właściwości marihuany nie są mitem. Czasem pojawiają się takie wtrącenia, gdzie Pezda pyta o to czy faktycznie pomaga, czy rzeczywiście kogoś uleczyła, czy klienci dilera trawki umierają czy jednak ma z nimi dłuższy kontakt (nie ma). I jest tu cały czas ziarnko niepokoju i bardzo trzeźwego osądu rzeczywistości. Za to mam wielki do autorki szacunek, bo bez kłopotu mogła napisać wstrząsający reportaż interwencyjny, w którym absolutną rację będą mieli rodzice, pacjenci, dilerzy i lekarze będący za stosowaniem marihuany w lecznictwie. I byłaby to łatwa droga do prostego poklasku i łatwych wzruszeń, a Pezda jednak pokazuje, że ma dystans i widzi, że chociaż trwa ludziom pomaga i często łagodzi wiele objawów oraz pozwala na dłuższe życie, to jednak sporo jest też wiary w jej mit. Wiary, która sama w sobie potrafi działać terapeutycznie. To ciekawe i odważne podejście, za które należą się brawa. Chyba jedynym mankamentem “Zdrowaś Mario” jest może odrobinę za dużo przykładów i zbyt jednak wolne zmierzanie do finału opowieści, ale to naprawdę drobna uwaga.
Czy warto? Bardzo, ale przygotujcie się na naprawdę ciężką lekturę i oskarżenie systemu, w którym żyjemy. W końcu wszyscy jesteśmy pacjentami, których państwo traktuje jak ewentualnych przestępców.
Skomentuj posta