Sonia Draga, Piotr Tarczyński, Paula Beatty

Paula Beatty, "Sprzedawczyk"

“Sprzedawczyk” Paula Beatty’ego to z pewnością książka, którą zapamiętam na długo, choćby dzięki temu, iż mimo, że mnie wymęczyła, to mam powody do pisania o niej jako o dziele przynajmniej bardzo dobrym, jak nie wybitnym. Ale po kolei.

Ja naprawdę nie lubię streszczać w recenzji treści książek, bo to macie w opisie. “Sprzedawczyk” to opowieść o facecie, który postanawia we współczesnych Stanach odtworzyć niewolnictwo. Zarówno prywatnie poprzez zniewolenie Sorga, który jeszcze pamięta czasy, gdy czarni nie cieszyli się pełnią praw obywatelskich, oraz publicznie - poprzez propagowanie segregacji w miejscowym liceum. Za to staje przed Sądem Najwyższym, a opowieść Beatty’ego prowadzona jest w pierwszej osobie, z narratorem sporo wiedzącym i niezwykle dowcipnym. I tu pojawiają się kłopoty. O ile rozumiem, że “Sprzedawczyk” to obszerne oskarżenie USA o to, że dalej ma problemy rasowe i tylko rozbudowana poprawność polityczna nie pozwala na jej dostrzeganie, połączone z wykładem o historii rasizmu i opowieści o trwaniu rasistowskich struktur i instytucji, tak nadmierna rechotliwość rodem ze stand-upu w pewnym momencie mocno zaczęła mi przeszkadzać. Jest bowiem “Sprzedawczyk” książką prześmieszną, pełną humoru od ciętej riposty przez humor i ironię, po brutalny rechot. I tak przez ponad trzysta gęsto zadrukowanych stron. Do tego jest też powieścią jednak surrealistyczną i momentami może jednak jak na mój gust przekombinowaną. Nie mam problemu ze stekiem rasistowskich dowcipów, ponieważ wszystkie są brane w nawias i usprawiedliwione groteskową formułą, potrafię się z tego śmiać i brnąłem w fabułę przez kilka dni bez większych oporów, ale musiałem robić sobie dłuższe przerwy jak przy oglądaniu show Sarah Silverman czy kogoś tego rodzaju - tego się za długo nie da oglądać bez choćby przerw na reklamy. A u Beatty’ego chwilami było zbyt dużo dezynwoltury i czasem naprawdę opowiadania sucharów. Można za to wyciągać z tej powieści setki smaczków, w których ten diablo inteligentny pisarz pokazuje gdzie w myśleniu o rasizmie popełniano błędy i jak to się stało, że oficjalny brak problemów z rasizmem jest największym problemem. To jest niezwykle inteligentne i przenikliwe oskarżenie całego amerykańskiego społeczeństwa. I książka, w której naprawdę czegoś o Stanach się dowiemy. Wbrew pozorom chyba dużo więcej niż z “Elegii o bidokach” Vance’a, a już na pewno dużo więcej niż z “Małego życia” czy “Kolei podziemnej’ Whiteheada. Ciekawie zestawia się też “Sprzedawczyka” z “Lincolnem w Bardo”, ale to sobie zostawię na rozważania prywatne póki co. Także warto porównać narrację Beaty’ego z Adichie czy (tu już raczej w warstwie językowej) książkami Marlona Jamesa. Wymieniam tylko tytuły, które czytałem i które możecie po polsku łatwo znaleźć.

Wymieniam je też jeszcze z jednego powodu. Otóż zarówno James, Saunders i Vance zostali fantastycznie przełożeniu na polski i chylę czoła przed ich tłumaczami. Do tego grona trzeba doliczyć tłumacza “Sprzedawczyka”, Piotra Tarczyńskiego. Poradził on sobie znakomicie z karkołomnymi dowcipami, fantastycznie lokalizując możliwe polskie zamienniki i sprawiając, że przynajmniej w sporej dawce są one po prostu zabawne i są humorem. O ile stylizacje językowe są sprawą w tłumaczeniach trudną, tak translacja dowcipu i humoru bywa wyzwaniem potwornie trudnym. Tutaj wiele się udało, choć pewnie w niektórych sucharach maczał palec też tłumacz, ale przy tej ilości dowcipu i to bardzo sytuacyjnego, czy nawiązującego do historii USA, udało się i tak bardzo dużo. A zrobił Tarczyński dla nas coś jeszcze. Otóż opracował przypisy. I to jakie! Tarczyński w przypisach postanowił opowiedzieć nam historię amerykańskiego rasizmu. Dzięki temu książka staje się o wiele przystępniejsza, a my wychodzimy z dawką wiedzy łatwo i przyjemnie nabytej. Przyznaję, że pracowitość tłumacza i zacięcie edukacyjne zrobiły na mnie spore wrażenie. Tylko niestety ja naprawdę nie lubię, gdy mnie się tak próbuje gilgotać przez długie godziny. W pewnym momencie się męczę i mam zwyczajnie dość.

“Sprzedawczyk” to na pewno bardzo dobra literatura, bezkompromisowa, inteligentna i wciągająca w swojej historii, ale jednocześnie odrobinę przekombinowana i może nadmiernie satyryczna, zbyt przypominająca afrykańskie programy informacyjno-rozrywkowe. Dla mie było tego za dużo, ale jestem przekonany, że macie więcej cierpliwości do tej formy i “Sprzedawczyka” łykniecie bez oporów. A może jednak ktoś podziela moje wątpliwości? Zgłaszajcie się w komentarzach. Kilka dni temu ukazała się kolejna książka Beatty’ego, “Białoczarny” w tłumaczeniu Ewy Penksyk-Kluczkowskiej. Może są jakieś sensowne powody za zmianą tłumacza, chętnie poznam. “Białoczarny” to prozatorski debiut Beatty’ego. Zabieram się za lekturę.

jeden komentarz

Lucy

11.10.2022 12:35

Podzielam spostrzeżenia dotyczące przesadnego dowcipu oraz geniuszu tłumacza. Mnie książka również zmęczyła, przyznaję - jednak wytrwałam do końca.

Skomentuj posta

Proszę odpowiedzieć na pytanie: Ile fajerek w hecy?