Media Rodzina, Anita Głowińska, Kicia Kocia

Anita Głowińska, "Kicia Kocia. Nie chcę się tak bawić"

Jak uwrażliwić dzieci na molestowanie? Jak rozmawiać o stawianiu granic i konsensusie? Mam dla was odpowiedź. Ma ona na imię Kicia Kocia i nie chce się tak bawić! Czytajcie!

---

Gdy ledwo poznany poeta, mężczyzna dojrzały, o apatycznej acz życzliwej mimice wyznaje ci miłość do książki dla dzieci oraz przez kilka minut opowiada o tym, jak czyta ją swojej córce i jak wiele dobra w niej znajduje, to natychmiast bierzesz się za lekturę. Efekt jest taki, że ogłaszam wszem i wobec, że “Kicia Kocia. Nie chcę się tak bawić!” to najlepsza książka dotykająca tematu molestowania i przekraczania granic, jaką możecie swoim maluchom kupić i przeczytać wraz z nimi. I to kosztuje tylko 6,90 zł. 

Kicia Kocia to bohaterka serii książeczek autorstwa Anity Głowińskiej, co do której zawsze miałem sporo estetycznych zarzutów - średniej urody rysunki i brzydki font mnie lekko odstraszały, ale nie zawsze musimy maluchom podtykać wysmakowane i wydizajnowane ksiązeczki za 30 zeta i lepsza Kicia Kocia niż nic. A jak się okazuje, Kicia Kocia wymiata! Już wam piszę, dlaczego.

“W parku zawsze jest co robić. Są drabinki, huśtawki i inne atrakcje. Można też spotkać przyjaciół i wtedy jest bardzo wesoło. Dzisiaj Kicia Kocia bawi się na zjeżdżalni razem z Packiem, Juliankiem, Adelką i nowym kolegą - Marcysiem. Marcyś bardzo polubił Kicię kOCIĘ. - Jesteś moją księżniczką! - woła do kici Koci i chce ją pocałować w policzek. Kicia Kocia nie chce być księżniczką. - Nie jestem! - odpowiada i ucieka”. I dobrze robi, bo Marcyś ma kolejne genialne pomysły i namawia pozostałych chłopaków do wprowadzenia ich w czyn. “Pobawmy się w rycerzy. Będziemy porywać księżniczki. Tam będą lochy!”. I proponuje, że dziewczynki będą stały w kole, a oni jako mali rycerze, będą je bronić przed złym światem. “Dziewczynkom zabawa się nie podoba” Ukryta za drzewem Kicia Kocia “wolałaby się bawić w zwykłego berka”. Marcyś idzie jednak dalej i łapie Adelkę, która się wyrywa. Chłopcy nie wiedzą dlaczego Adelka zaczyna płakać, ale Kicia Kocia ma propozycję, żeby odwrócić zabawę i że to dziewczynki wrzucą chłopców do lochu. Choć tak naprawdę chce pokazać, że “fajne jest to, w co chcą się bawić wszyscy”. Oczywiście panowie nie zgadzają się na bycie więzionymi i czerada przechodzi do bezpieczniejszych i bardziej wspólnotowych zabaw. 

Jak w prosty sposób nie tyle opowiedzieć o molestowaniu i stawianiu granic, ale dać rodzicom narzędzie do rozpoczęcia rozmowy o rówieśniczych zabawach i może nawet uwrażliwić na ten problem? Właśnie w ten sposób. A wszystko to z podkreśleniem, że Marcyś nie chciał niczego złego, tylko nie wiedział, że w ten sposób wyrządza komuś krzywdę. Jak małego Marcysia nauczymy, że do każdej zabawy poza zabawą z samym sobą jest potrzebna zgoda drugiej osoby, to może duży Marcyś też będzie wiedział, że należy ludzi traktować z szacunkiem, niezależnie od tego, co nam przysadka wydziela. Podoba mi się też postawienie na siłę dialogu, bo chociaż Kicia Kocia początkowo ucieka, to jednak decyduje się na rozmowę. To wcale nie tak bardzo oczywiste rozwiązanie. 

Chciałbym jednak wrzucić odrobinę dziegciu do tej wizji, bo można się zastanowić, dlaczego prowodyrem uczyniono nowego kolegę. Motyw zła, które przychodzi z zewnątrz lekko powstrzymuje moje peany. Dlaczego jednak nie reagują pozostali koledzy, a tylko się przyglądają? Chociaż to akurat może być bardzo werystycznym oddaniem realiów (smuteczek). Kicia Kocia jest też… kotem, a pozostali bohaterzy i bohaterki to jednak bardziej humanoidalne stworzonka. Czy to odrobinę nie odrealnia tej opowieści? Choć co ja tam wiem o odrealnianiu, jak do dzisiaj wierzę, że gdzieś tam jednak istnieje Finist, Cud Sokół? 

Nie jestem miłośnikiem estetyki proponowanej przez Anitę Głowińską, wizja codziennej lektury Kici Koci mnie trochę przeraża, ale jednak chylę czapkę z głów, że w serii, w której bez problemu można opowiadać czym jest kosmos, albo co to są witaminy, pojawiają się treści tego typu. W “Kicia Kocia. Co z tymi śmieciami?” dowiecie się o segregowaniu śmieci. Jest to też opowieść bardzo realistyczna, gdyż na stronie 19 mama idzie na pocztę, a dzieciaki z babcią w tym czasie robią zakupy w sklepie (do lnianej siatki), idą do apteki, wracają do domu i pałaszują deser. Bajka się kończy, mama nie wraca. Na ostatniej stronie możecie dorysować sobie jak mama stoi kolejną godzinę w kolejce, by odebrać polecony i więdnie oglądając to, co na pocztach ostatnio się pojawia i wcale nie są to znaczki pocztowe. Ot i Kicia Kocia może pobudzić wyobraźnię starego. A bardziej na serio - dawno z niczym tak mądrym w takiej cenie się nie spotkałem. Kicia Kocia - nowa bohaterka dnia codziennego. Musicie!

Wnioskuję też do wydawnictwa o dożywotni przydział nowych przygód Kici Koci dla poety Dominika Bielickiego, który sprzedał mi tę historię z niezwykłym zaangażowaniem i wzruszającym ojcostwem w oczach. 
 

Skomentuj posta

Proszę odpowiedzieć na pytanie: W rosole u Musierowicz