Czarne, Marta Sapała

Marta Sapała, "Na marne"

Pizza na wynos. Dwa kawałki do kosza. Jogurt od tygodnia w lodówce. Strach go zjeść. Do kosza. Dżem. Ile już leżakuje po otwarciu? Boję się zatrucia. Do śmieci. Na marne. Nie jestem “zero waste”, jestem strachliwym leniem, który sprawdza zawsze datę “best before” i after nie ma ochoty na niespodzianki. Reprezentuję wszystko to, z czym walczą bohaterowie i bohaterki reportaży Marty Sapały. Przepraszam, teraz mi trochę głupio. Ale tylko trochę.

Są tu opowieści świetne, o ludziach zabierających jedzenie z kontenerów wystawionych przed supermarketami, o kobietach ze wsi, które nauczą nas bezstratnego gotowania dużo taniej niż Warszawie podczas specjalnych warsztatów. Sporo jest o pleśni, kompostowaniu, ponownym wprowadzaniu jedzenia do obiegu. Ale też trochę historii - emblematyczny wręcz “piekarz z Legnicy”, który rozdawał jedzenie, a jednocześnie nie nabijał paragonów. I trochę miał racji, a trochę jej jednak nie miał. O kobietach, które wekowały, bo się bały. Od powietrza, wody i ognia bardziej bały się głodu. Jest też o statystykach, o tym, że nie mówimy jednym językiem, gdy mówimy o stratach żywności, o tym, że właściwie nie ma prawdziwych statystyk odzwierciedlających skalę zjawiska. Jedno wiadomo - jest ona potężna. 

Sapała nie moralizuje, szczęśliwie potrafi zadać pytania o sens wojny z marnotrawieniem, podaje nowe prawdy w wątpliwość i tym zyskuje moją przychylność. Jednocześnie nie zastosowano tu ockhamowskiej brzytwy - atrakcyjne by było napisać, że momentami jest to taki groch z kapustą - wszystko co wokół wyrzucania, przetwarzania, marnowania jedzenia można opowiedzieć, autorka opowiedziała. 

Nadmiar danych, informacji, sytuacji, miejsc, bohaterów. Czytany “od deski do deski” męczy. Może trzeba powoli, przegryzając nie krusząc? Może byłem zbyt zachłanny, ale to nieumiarkowanie treści odbija się też w formie - gubią się proporcje - co jest tak naprawdę ważne? Segregowanie? Kompostowanie? Dobrostan drobiu czy kwestia chleba dla kaczek? Całość przytłacza. 

Psychologia mówi, że dużo trudniej uzyskać pomoc w tłumie niż w miejscu, gdzie jest niewiele osób. Dużo łatwiej wyciągnąć wnioski po kilku reportażach, po całym zbiorze nie umiem się zdecydować jak być lepszym człowiekiem. Bo do tego, że coś muszę zmienić, Sapała mnie przekonała. 
 

Skomentuj posta

Proszę odpowiedzieć na pytanie: Jaka woda u Żywulskiej?