David Polonsky, Ari Folman, Stapis, Kamil Budziarz
Ari Folman, David Polonsky, "Dziennik Anne Frank"
Komiksowe adaptacje ikonicznych dzieł literackich to gigantyczne ryzyko, dlatego cieszy, że Anne Frank Fonds do stworzenia dzieła wybrało mistrzowski duet - Ari Folman i David Polonsky pokazują w komiksie maestrię zarówno od strony scenariuszowej jak i rysunkowej. Mimo doskonałej znajomości dziennika czytałem z rosnącym zachwytem i mam nadzieję, że go podzielicie razem ze mną.
Folman zdecydował się na trzy zabiegi scenariuszowe - po pierwsze zdecydowanie skrócił i uprościł narrację z dziennika, kładąc nacisk na aspekty dla niego najważniejsze i sprawiające, że książka jest wciąż aktualna nie tylko jako zapis dokumentalny, ale doskonały obraz doświadczeń młodej, dojrzewającej dziewczyny, która zostaje zamknięta w czterech ścianach z ludźmi, których niekoniecznie musi lubić. Anne Frank opowiada w dzienniku o odkrywaniu własnej seksualności - chłopakach, ale i fantazjowaniu o koleżankach, doświadczaniu ciała, potrzebie miłości, bliskości i emocjonalnego zaangażowania. Wszystkie te elementy Folman zgrabnie łączy w opowiedzianą ze sporą dawką ciepła i charakterystycznej dla Frank ironii. Udaje mu się wydobyć na pierwszy plan rozterki Anne wobec samej siebie - czy na pewno jest taką fajną osobą, za jaką się uważa? A może jednak zadziera nosa, jest nieznośna i pretensjonalna? Co inni o niej myślą? Tutaj oczywiście stosuje zabiegi typowe dla animacji - podsuwa mikrofon przyjaciołom i rodzinie Anne, którzy wypowiadają się na jej temat. Cały czas gra pomiędzy zapisem dziennikowym i przytaczaniem obszernych jego fragmentów, akcją a rozważaniami, które rozbija na bardziej abstrakcyjnych planszach rodem z książek dla młodszych dzieci.
Drugim zabiegiem Folmana jest właśnie sięgnięcie po repertuar z książek dla dzieci, przy jednoczesnej świadomości, że komiks będą czytać też dojrzalsi czytelnicy i czytelniczki. Od chwytów w rodzaju całostronicowych plansz z przedmiotami z domu Frank, czy genialnej w swej brutalnej ironii planszy “Tajna oficyna. Wyjątkowy ośrodek tymczasowego pobytu Żydów i innych osób przesiedlonych”, po proste zabiegi jak pojawiające się nożyczki i udawana perforacja w momencie, gdy Anne mówi, że chciałaby kogoś wyciąć z dziennika. Folmanowi udaje się to, co jest cenne w najlepszych animacjach - wciągnąć w lekturę osoby w każdym wieku. No może poza najmłodszymi, dla których będzie to lektura zbyt jednak trudna, ale na poziomie dawnego gimnazjum już jak najbardziej dostępna.
Trzeci zabieg jest typowo filmowy - Folman “podkręcił” dziennik i wyostrzył cechy kilku postaci, tak by móc wokół nich skoncentrować naszą uwagę. I tak pani van Daan, której Anne nie znosiła, staje się tu ironiczną figurą, wokół której budowane są sceny humorystyczne ale i tragiczne. Pięknie pobrzmiewają klasyczne rozwiązanie kreskówkowe, od Disneya po “Trio z Belleville”, jakby będąc też hołdem wobec sposobów prowadzenia narracji, które mogłaby Frank znać z kina (“Bambi” wchodzi do kin w Stanach w 1942 roku).
Jedynym moim zarzutem wobec narracji książki jest nieuwzględnienie faktu samej czynności prowadzenia dziennika przez Anne Frank. Pojawia się to na samym początku i w kilku miejscach mamy odniesienia do tego, że Frank dziennik pisze i prowadzi z nim dialog, ale Folman pomija jeden niezwykle donośny fakt - przepisywania i cenzurowania dziennika przez samą autorkę. Mało niestety znaną historią jest to, że Frank w pewnym momencie, gdy zyskuje świadomość, że jej dziennik może być świadectwem historycznym (co akurat Folman pokazuje), zaczyna go przepisywać, stosując czasem dość drastyczne cenzury. W ostatnich wydaniach “Dziennika” możemy już prześledzić tą historię, a wynika z niej wiele dla zrozumienia samego dojrzewania autorki i przemiany, która następuje u diarystki w momencie myślenia o publikacji dziennika. Szczęśliwie mamy zapisy obydwu dzienników i to zestawienie Folman mógł wykorzystać, choć może sprawiłoby ono, że komiks zbytnio by “dorósł”. Warto zauważyć, że autor korzysta z nieocenzurowanych zapisków.
Rysunkowo jest tu fantastycznie i choć to oczywiście nie jest komiks artystyczny, to Polonsky wspaniale gra barwami, które nigdy nie są zbyt jaskrawe, zawsze odrobinę przygaszone, a jednocześnie nie nadmiernie smutne. Udane balansowanie pomiędzy grozą czasu, a dość zabawnym czasem charakterem dokumentu robi na mnie wrażenie i komiksowy “Dziennik Anne Frank” niezwykle udanie wyróżnia się spośród innych produkcji około wojennych skierowanych do młodszych czytelników i czytelniczek.
Nie piszę o samej historii, która jest tu opowiedziana, bo mam nadzieję, że jest to dokument większości z was znany. A jeśli nie jest, to sięgnijcie po ostatnie wydanie, a młodszym dołóżcie komiks. Albo inaczej - można sobie poudawać, że komiks kupujecie dla młodszych, a potem spokojnie zabrać się za lekturę, gdy akurat nie będzie ich w pobliżu. Bardzo warto.
Komiks przełożył Kamil Budziarz oraz wykorzystano fragmenty dziennika w tłumaczeniu Alicji Oczko-Dehue.
Fragmenty komiksu na insta zdaniem_szota
Skomentuj posta