Michał Siarek

Michał Siarek et co., "Alexander"

Jest taki kraj, który w ostatnich latach na nowo tworzy własną historię. I nie jest to Polska, gdzie historię się „odzyskuje” i przetwarza w narracje służące politycznej propagandzie. W Macedonii postanowiono znaleźć źródła państwa i narodu, sięgając do czasów starożytnych.

Stadion Narodowy w Skopje nosi imię Filipa II, ojca Aleksandra Wielkiego. Sam Aleksander obecny jest – nie tylko duchem – w całym mieście, a jego szalony pomnik stoi na centralnym placu macedońskiej stolicy. Wokół rozciąga się dziwaczna panorama łącząca socrealistyczny sznyt z nowoczesnymi budynkami i neorzymskimi potworkami przypominającymi na pierwszy rzut oka paryski neoklasycyzm.

Gdy spojrzy się na zdjęcia Skopje sprzed lat odnajdziemy miasto, którego dzisiaj nie ma. Choć do architektonicznej katastrofy swoje dołożyło w 1968 roku wielkie trzęsienie ziemi, to dopiero współczesny pomysł macedońskiego rządu, by centrum miasta przekształcić w pseudoarcheologiczny lunapark dopełnił katastrofy. W środku miasta turysta wręcz potyka się o pomniki wielkich Macedończyków, rzadziej Macedonek. Narracja stwarzająca naród na legendzie o pochodzeniu kraju i ludzi od Aleksandra Wielkiego nie został utkana, a wyryta i unaoczniona przez gargantuicznych rozmiarów budynki i rzeźby.

„Zrób wszystko, żeby nie pytali o koszty”, mówi premier Macedonii do parlamentarzystki, Silvany Bonevy. Rząd nie musi się tłumaczyć, zwłaszcza, że większość dziennikarzy, polityków i wpływowych osobistości jest na podsłuchu, a w kraju roi się od szpiegów. O Macedonię walczą dwa bloki – zachodni, pod egidą Amerykańską i rosyjski, chcący uczynić z kraju satelitę dla własnych, jak już wiemy z ukraińskiej historii, niebezpiecznych dla europejskiej stabilności, interesów.

---

Album ze zdjęciami Michała Siarka znalazłem w internecie. Mówił do mnie „musisz mnie mieć”, a gdy książka tak do mnie przemawia, przemieniam się o owieczkę uległą acz konsekwentną. Siarek z grupą fascynatów przygotował i samodzielnie wydał piękne, artystyczne dzieło, które łączy jego fotografie z dokumentami takimi jak wycieki z podsłuchów, oficjalne lub odrobinę mniej oficjalne listy, doniesienia prasowe, ale też wywiady i zapisy własnych obserwacji z Macedonii. To rodzaj palimpsestu, który układa się w smutną i przerażającą opowieść o szaleństwie władzy, która w biednym kraju, nie licząc się z kosztami, opiniami i skutkami postanawia zrealizować projekt swego rodzaju antykizacji kraju. Jak mówił Kaczyński ostatnio – państwo ma być narodowe. Niektórzy Macedończycy to wiedzą od lat – bez narodu nie ma państwa i jego tożsamości. A, że narodem Macedończycy raczej nigdy nie byli, to dzisiaj budują własną tożsamość. Najbardziej widocznym tego efektem jest kuriozalne przeobrażenie centrum stolicy.

Z Siarkiem umawiam się na odbiór książki, choć nie jest to łatwe, bo facet ewidentnie nie lubi siedzieć na miejscu dłużej. Teraz eksploruje Norwegię, o czym chętnie opowiada, choć na tym etapie szczegółów zdradzić wam nie możemy. Opowiada mi o Macedonii, o tym jak wejść z wielkim aparatem na konferencję premiera, czy można wspiąć się na fundamenty nowych potworków i robić panoramiczne zdjęcia. I o ludziach, którzy się boję. I o sobie, człowieku, który robi to na co ma ochotę i niezbyt przejmuje się faktem, że nie zawsze na koncie wszystko mu się zgadza. Moja mieszczańska potrzeba bezpieczeństwa w tym momencie zostaje mocno ukłuta.

Fascynat i pasjonat. To widać po tej książce – pięknie wydrukowana, wyklejki własnoręcznie nafarbione, podobnie jak brzegi kartek, w środku na innym papierze doklejone wkładki, to na nich właśnie znajdują się informacje o polityce macedońskiej, fragmenty wywiadów, czy stenogramy z podsłuchów. Zdjęcia Siarka są mocno przygaszone, stonowane w kolorystyce, co pozwala na dłuższa kontemplację i przyglądanie się szczegółom niespiesznie, ze smutnym namysłem.
Dzieło sztuki, fantastyczna wyprawa do świata, w którym w XXI wieku stawia się pomniki starożytnym wodzom, a fajki kosztują jak w Polsce w latach 90. Piękny i smutny to kraj, co w „Alexandrze” odkryjecie.

Jestem pod wrażeniem pomysłu i skuteczności w doprowadzeniu do wydania tak pięknej książki. Rzadko się zdarza, by książki artystyczne poza funkcjami estetycznymi miały też wymiar dokumentalny i reporterski, a tu się wszystko udało. Książkę znajdziecie w necie, a Michała chyba gdzieś w okolicach podbiegunowych, o ile nie je aktualnie obiadu z Iloną Wiśniewską, bo jak się szybko zgadaliśmy, szaleńców łączą nici, które tkają zagadkową sieć. Fajnie było posłuchać Michała i przez chwilę choć pomyśleć, że może by rzucić to wszystko i wyjechać na biegun. Szczęśliwie każda kawa kiedyś się kończy i dogania mnie rzeczywistość.

Skomentuj posta

Proszę odpowiedzieć na pytanie: Jaki był różaniec u Rolleczek?