Emilia Walczak

Emilia Walczak, "Diablica"

Emilia Walczak jest redaktorką jednego z moich ulubionych czasopism literackich, “Fabularie”, a jej mikropowieść, “Diablica” wydało Miejskie Centrum Kultury w Bydgoszczy. Jest to ciekawie skonstruowana opowieść o kobiecie, która w 1923 roku wybiera się do Sankt Moritz, gdzie trafia do lekko obłąkanego sanatorium z równie ciekawym personelem i gośćmi. “Diablica” to właściwie kilkanaście scen z pobytu Irmy Ende w sanatorium, układających się w opowieść o kobiecie szukającej sensu w życiu, próbującej rozliczyć się z przeszłością i znaleźć odpowiedzi na podstawowe pytania.

Ma to swój niezaprzeczalny urok, ale… tworząc (toutes proportions gardées) kobiecą wersję “Czarodziejskiej góry”, miksując ją z Schulzem, klimatem rodem ze “Śmierci w Wenecji” Walczak porusza się po zbyt oczywistym gruncie i jej opowieść wydaje się twórczym, ale nie zaskakującym, lustrzanym odbiciem kilku motywów z tych książek. Widać erudycję autorki, sprawność literacką (choć chwilami redakcja mogła dłużej nad niektórymi zdaniami posiedzieć), ale gdyby Walczak zamiast zestawu scenek napisała jednak krwistą powieść o lesbijskim uczuciu rodzącym się u podnóża szwajcarskich gór w epoce kabaretów, byłbym bardziej ukontentowany.

Pokrótce inne wady książki - okropna po prostu okładka, na której Joanna Bator zajmuje za dużo miejsca, zaskakujący fakt, że w mottach wpisanych przed pierwszym rozdziałem zarówno Calvino jak i Sebald czy Marai mówią po polsku (tłumaczy cytatów nie podano) i co najgorsze - łopatologiczne wytłumaczenie książki w posłowiu “Od wydawcy”. Rozumiem, że trzeba było co mniej wyrobionym czytającym podsunąć tropy i objaśnić ksiązkę Walczak, ale - na boginię! - można było to zrobić na stronie internetowej, a nie na ostatniej stronie. Rozumiem dobre chęci, ale nimi to wiadomo, co jest wybrukowane.

Mimo to przyjemnie byłoby chyba przeczytać książkę Walczak pod dobrą, uważną redakcją, bo autorka sprawne porusza się po literackich toposach, czuć, że ma coś do opowiedzenia nowego, ale zapatrzenie w wielkich mistrzów (i może mistrzynie) bywa zaślepiające. Kibicuję, bo jest tu “to coś”, ale wydobywa się je z trudem.
 

Skomentuj posta

Proszę odpowiedzieć na pytanie: Czego katastrofa następuje u Haliny Snopkiewicz?