Wydawnictwo Poznańskie, Piotr Tarczyński, Uzodinma Iweala

Uzodinma Iweala, "Ani złego słowa"

Książka pochodzącego z Nigerii, mieszkającego w Stanach Uzodinmy Iweali długi czas sprawiała na mnie wrażenie szablonowej i przewidywalnej, na szczęście końcówka “Ani złego słowa” jest po prostu miażdżąca!

Niru jest synem nigeryjskich imigrantów, którzy robią wszystko, by ich dzieci osiągnęły społeczny awans - dobra szkoła, przyjęcie na Harvard, amerykański sen ale w konserwatywnym wydaniu. Alkohol, inne używki, imprezy i typowe życie amerykańskiego nastolatka nie są dla Niru. Jego rodzice są wierzący i przekonani, że dość zimny chów uchroni ich syna przed złem czyhającym na każdym kroku. Już raz im się to udało - starszy syn, OJ wyprowadził się z domu w glorii wybitnego sportowca i wspaniałego syna. W jego cieniu dorasta Niru, który mimo świetnych wyników sportowych, nie potrafi odnaleźć się w życiu. W czym kłopot? Niru jest gejem.

Bardzo to szablonowe i sztampowe ujęcie tematu. Iweala konstruuje powieść w oparciu o dość oczywiste kontrasty - liberalna Ameryka vs konserwatywni Nigeryjczycy, dwóch bardzo różniących się od siebie braci, nawet najlepsza (i jedyna) przyjaciółka Niru jest biała, żeby mocniej wybrzmiał konflikt rasowy. No i musi być przyjaciółka geja. Mimo tego, że jest to dobrze napisana (i przez Piotra Tarczyńskiego przełożona) książka, to poziom sztampowości długi czas sprawiał, że nie byłem szczególnie zachwycony lekturą. Gdy rodzice Niru odkrywają, że chłopak raczej nie zrealizuje ich fantazji o przyszłej żonie, decydują się na “leczenie”. Realizują swój pomysł za pomocą religijnych szarlatanów w Stanach i Nigerii. Obrywamy świetnym opisem wyjazdu bohatera z ojcem do Nigerii, choć i tu można łatwo dostrzec, że Iweala korzysta z efektu kontrastu - uporządkowany Waszyngton vs szalone i rozedrgane Lagos.

Świetne są za to wszystke fragmenty, w których młody bohater zmaga się ze swoim pożądaniem. Z jednej strony chce realizować swoje potrzeby, a z drugiej, zwłaszcza po nigeryjskich egzorcyzmach, stara się z nimi walczyć. Bardzo uważnie opisuje autor erotykę i sceny jeszcze-przed-łóżkowe są naprawdę wciągające. Zaskakuje tu zwłaszcza niezwykle umiejętne konstruowanie dialogów, ich powtarzalność i emocjonalność. Iweala fantastycznie pokazuje zagubienie bohatera także poprzez język.

Ale naprawdę nie spodziewacie się, co się wydarzy pod koniec tej powieści. Wydawca na okładce pisze o “dramatycznym finale” i takim on jest, a mi nie wypada zdradzać. Mogę tylko powiedzieć, że odwrócą się perspektywy, zmieni się narrator i zaczniemy na świat Niru patrzeć z boku, I to będzie naprawdę coś, co wstrząsa. Warto dotrzeć do tego momentu i wybaczyć autorowi wszystkie przewidywalności i sztampowości, które przeczytaliśmy wcześniej.

“Ani złego słowa” byłaby typową opowieścią o homofobicznej przemocy wspieranej przez religijne autorytety i konserwatywny dyskurs, która dziać się może w Stanach, ale wydarza się codziennie koło nas, choć robimy wszystko, by tego nie dostrzegać. Byłaby, bo w finale okazuje się wspaniałą, dramatyczną historią o rasizmie, hipokryzji i wydostaje się z getta powieści gejowskiej, celując dużo wyżej.

AD
[Okładka na ciemnym, prawie czarnym tle, przedstawia, poza tytułem, nazwiskiem autora i tłumacza, twarz czarnego mężczyzny w okularach. Jego twarz jest podzielona na pionowe pasy, każdy z nich odrobinę przesunięty wobec siebie, tworząc zamazany, nieoczywisty obraz, co dobrze koresponduje z treścią powieści.]

Skomentuj posta

Proszę odpowiedzieć na pytanie: Co miał na piersi wykłute Azja Tuhaj-bejowicz?