W.A.B, Katarzyna Tubylewicz

[RECENZJA] Katarzyna Tubylewicz, "Bardzo zimna wiosna"

“Bardzo zimna wiosna” za oknami, ale też na moim stoliczku w postaci książki Katarzyny Tubylewicz. Autorka znana głównie z prozy obyczajowo-psychologicznej sięgnęła po kryminał i choć gest ten wydawać by się mógł świetnym trikiem marketingowym (Tubylewicz mieszka w Szwecji, szwedzkie kryminały sprzedają się dalej świetnie, kryminały w ogóle sprzedają się całkiem przyzwoicie i to nie pierwszy transfer do tego gatunku), to efekt jest naprawdę przyzwoity.

Główną bohaterką swojej książki Tubylewicz uczyniła polską absolwentkę skandynawistyki, która do Szwecji ucieka przed przemocowym mężem. Trafia do zamożnego domu innej emigrantki, Grety. Starsza pani z pochodzenia jest Niemką, co będzie ważnym wątkiem dla opowieści, którą snuje autorka. Do tego dochodzi oczywiście rodzina Grety, dwóch policjantów śledczych i uchodźcy z Afganistanu. Ktoś zginie, ktoś będzie szukał mordercy, a ktoś się zakocha. Jak na klasyczny kryminał przystało.

Posługując się dość zgranymi motywami udaje się Tubylewicz opowiedzieć ciekawą historię o różnych obliczach przemocy. Przemocy domowej, stalkingu, przemocy systemowej, ekonomicznej. “Bardzo zimna wiosna” to opowieść o współczesnej Szwecji, do której Tubylewicz wkłada rozpoznane już wątki, jak ukryta zmową milczenia nazistowska przeszłość, czy problemy z włączaniem do pozornie otwartego szwedzkiego społeczeństwa emigrantów. Nie ucieka od publicystyki i choć chwilami można mieć pretensje za nadmiar tych wykładów, to sama historia łączy odpowiednią dawkę grozy z może nie bardzo, ale dość zaskakującym zakończeniem. Dobrą stroną książki jest to, że sympatia czytelnika przeskakuje z bohatera na bohatera i nikt tu - poza główną bohaterką - nie jest kryształowy.

Narzekanie po lekturze kryminału, że bohaterowie i bohaterki bywają stereotypowi i mocno ciosani, to jak narzekanie, że wiosną bywa zimno. Trudno uciec od oczywistych klisz i Tubylewicz prochu nie wymyśla, ale w warstwie informacyjnej chwilami mogła się powstrzymać. Szczególnie utkwiła mi w głowie scena, gdy dwóch policjantów rozmawia ze sobą o jakimś skandalu, o którym obaj dobrze wiedzą, bo była to sprawa w Szwecji głośna i dialog wyglądał mniej więcej tak:

- A pamiętasz sprawę X?
- No jasne!
- TO OPOWIEM CI JĄ RAZ JESZCZE ZE SZCZEGÓŁAMI

Skoro autorka chciała opowiedzieć czytelnikowi ciekawą historię (a ta jest akurat bardzo ciekawa, bo dotyczy rasistowskiego profilowania ew. podejrzanych), to ten dialog mógłby się odbyć np. między Ewą, polską emigrantką a którymś z policjantów. Znalazłem kilka takich momentów, gdzie narrator lub któryś z bohaterów zbyt dużo chce czytelnikowi opowiedzieć, gubiąc przy tym rytm opowieści.

Mimo tych wad i pewnej prostoty konstrukcji, “Bardzo zimna wiosna” to kryminał wciągający i czytający się naprawdę dobrze, na tyle że będę grzecznie czekał na kontynuację i mam nadzieję, że autorka poczuje się na tyle pewna w gatunku, że publicystyczny farsz będzie się tam rzadziej pojawiał.

Bardzo jestem ciekaw jak książkę przeczytaliby Szwedzi, na ile jest ona opowieścią skrojoną pod nasze nadwiślańskie oczekiwania demistyfikacji szczęśliwego i zamożnego społeczeństwa. Nie mam za sobą setek tomów skandynawskich kryminałów, przeczytałem tylko zestaw obowiązkowy (Larsson - wciągające, Lackberg - bardzo przeciętne), jestem raczej fanem Christie i Chandlera (a tam to dopiero są przewidywalni bohaterowie!), ale “Bardzo zimną wiosnę” wtłoczyłem do mózgu bez większych oporów i polecam - nie jest to wybitne dzieło gatunku, ale lektura poruszająca synapsy i dająca jednak do myślenia.

Skomentuj posta

Proszę odpowiedzieć na pytanie: Kaśka u Zapolskiej