Madeleine Thien, Łukasz Małecki

[RECENZJA] Madeleine Thien, “Psy za płotem”

Trochę z kronikarskiego obowiązku chciałbym zwrócić waszą uwagę na książkę Madeleine Thien, “Psy za płotem” (tłum. Łukasz Małecki), która miała się ukazać na początku kwietnia, ale została z oczywistych względów przeniesiona na bliżej nieokreśloną przyszłość (możliwe, że na sierpień). Thien poznaliśmy dzięki nagradzanej powieści “Nie mówcie, że nie mamy niczego”. “Psy…” powstały kilka lat wcześniej i zapowiadają niezwykły talent.

Dwóch bohaterów - on z pochodzenia Japończyk, ona - Kambodżanka. Połączy ich na emigracji w Kanadzie wspólna pasja do badania mózgu i przeszłość. Janie uciekła przed terrorem Czerwonych Khmerów, a brat Hirojiego pracujac dla Czerwonego Krzyża dostał się w ich ręce i zniknął. Każde na własną rękę próbuje poradzić sobie z bagażem przeszłości. Nielinearna struktura, wciągająca powieść historyczna i obyczajowa.

W tej historii jest coś z Goldingowskiego “Władcy much”, proza Then wydaje się być równie brutalna i zawiesista, jednocześnie przywodzi na myśl Flanagana i jego “Ścieżki północy” w doskonałym, niemal dokumentalnym, obrazie uwięzienia w khmerskich obozach rozsianych po kambodżańskich puszczach (dodajmy, że Flanagan napisał swoją powieść dwa lata po Thien). Jednocześnie autorka cały czas zapętla narrację, wraca do teraźniejszości, miesza to, co wyobrażone z tym, co prawdziwe. Fantastycznie pracuje tu język, który balansuje pomiędzy poetyckim opisem, a ekonomiczną oszczędnością środków stylistycznych. Cechuje go głębią i dramatyzm nie osuwający się w kicz.

Czytałem z wielką przyjemnością i czekam czasów, gdy Państwo też dostaną ją w swoje ręce.

Skomentuj posta

Proszę odpowiedzieć na pytanie: Co leży na zakręcie w pewnej powieści dla dziewcząt?