Artem Czech, Marek S. Zadura, Warsztaty Kultury

[RECENZJA] Artem Czech, "Punkt zerowy"

Jak wygląda wojna w 2020 roku? I do tego taka wojna, która toczy się ledwie kilkaset kilometrów od nas? Czy to starcie wrażych potęg, czy chlanie w ziemiankach? Okazja do bohaterskiej i patriotycznej postawy, a może szansa na zarobienie całkiem słusznych pieniędzy i przeleżenie w szpitalu największej zawieruchy? Coś absurdalnego, a może całkiem na serio?

Artem Czech pokazuje, że wojna jest tym wszystkim, a każdy jej obraz jest tym właściwym. Bo wojna jest opowieścią, od tego jak ją skonstruuje pisarz będzie zależało to, jak będziemy ją widzieć. “Punkt zerowy” jest autoreporterską, mocno eseistyczną, chwilami powieściową opowieścią o wojnie. Opowieścią kubistyczną, wielowymiarową, a do tego napisaną oszczędnym ale pięknym językiem i choć pojęcia nie mam o ukraińskim, to mam wrażenie, że Marek S. Zadura przełożył ją w sposób mistrzowski.

“Punkt zerowy” znalazł się w finale Nagrody im. Kapuścińskiego za reportaż literacki, także w Ukrainie został nagrodzony w tej kategorii genologicznej, ale to dalej nie powoduje, że jako pewnik powinniśmy przyjmować, że mamy do czynienia z reportażem. Artem Czech prowadzi narrację autobiograficzną i jest ona kluczowa w całej opowieści - mowa jest o trzydziestoletnim dziennikarzu i pisarzu wcielonym do ukraińskiej armii, przeszkolonym i wysłanym do Donbasu. Zatem autobiografia. To, że bohater opisuje towarzyszy wojaczki nie dziwi - na wojnie coś opisywać trzeba, o reporterskości tej książki świadczy jednak szersza perspektywa, którą próbuje Czech pokazać. I choć nie dowiecie się z tej książki wiele o samej historii konfliktu we wschodniej Ukrainie, to poznacie mechanizmy, które stoją za losem poszczególnych osób, choć - tu znowu wchodzi autobiograficzność tej książki - tylko po stronie ukraińskiej. Czech zdaje się nie pisać tego, czego nie widział. Z małymi wyjątkami.

Jest Czech wspaniale ironiczny - tak wobec wojny widzianej jako prężenie muskułów, ale też wobec kijowskich hipsterów, którzy nie mają pojęcia o tym, co przeżywają chłopcy z frontu. Czech nikogo tu nie gani - na wojnie potrzebne są muskuły i “męstwo”, a hipsterzy mają prawo być hipsterami i pić sojowe late w spokoju. Gdy wraca na dwa tygodnie przepustki do Kijowa początkowo nie może się przełamać i widzi wszystko z perspektywy “chłopca z wojny”, ale już po tygodniu rozważa, czy jednak nie pójść do modnej knajpy w wyczyszczonych sneakersach. Walka o ojczyznę trwa, ale czy ludzie nie mają prawa do swojego życia? Czyja jest ta wojna i dla kogo ona jest, pyta co jakiś autor. Dziwna jest to wojna, bo choć w jakimś stopniu destabilizuje cały kraj, to jednak większość mieszkańców Ukrainy żyje jakby jej nie było, zdaje się że przywykli do jej dziwności i przestali się nią zajmować. Podobnie jak zapomnieli o Majdanie, do którego wielokrotnie powraca w tym reportażu Artem Czech z jednej strony wyśmiewając mieszczańsko-hipsterską legendą, którą zbudowano wokół wydarzeń “pomarańczowej rewolucji”, z drugiej doceniając wagę tego wydarzenia, zwłaszcza dla prywatnych biografii wielu “weteranów Majdanu”.

Ciekawie zmienia się opowieść Czecha - początkowo detaliczna, pełna wydarzeń, krytyki przełożonych, zwracania uwagi na niedostatki zaopatrzenia czy wojenne absurdy, z kolejnymi miesiącami przechodzi w metaopowieść o ludzkiej psychice. Wojna zmienia pisarza i jego opowieść - jej podstawową cechą poza strachem jest nuda, niezmienność, powtarzalność, przechodzenie dnia w noc, w pewnym momencie tylko zmiany pór roku zdają się wyznaczać chronologię “Punktu zerowego”. I odliczanie do opuszczenia armii. Właśnie w tych sposobach opowiadania o wojnie, kombinowaniu z literackością tkwi siła tekstu Artema Czech - nie ma tu zadowalania się samym opisem, spostrzeżeniami, czy nawet dowcipem, a jest próba pisania powieści, przełamywania formy reporterskiej czy autobiograficznej pisaniem typowym dla powieści przygodowej czy psychologicznej. Czech w jakiś sposób pokazuje, że klasyczny reportaż nie nadaje się do opowiedzenia kubistyczności wojennej rzeczywistości.

Jestem tą książką zachwycony, brakiem oskarżeń, próbą zrozumienia zachowania współtowarzyszy wojaczki (a wielu z nich byśmy wsadzili najchętniej do izby wytrzeźwień lub więzienia patrząc z bezpiecznej perspektywy czytelnika), prywatną wiwisekcją zrobioną z humorem i gracją, ale też głębią i uważnością. I to wszystko jest opowiedziane w skromnej rozmiarami książce, gdzie wiele elementów, o których tu nie wspomniałem nadaje się do analizy, gdzie uważne przyglądanie się przemianie bohatera jest wspólną pracą nad zrozumieniem istoty samej wojny i wspólnego szukania odpowiedzi na zadawane przez Czecha pytania. Lubię takie książki, w których autor zmusza mnie do pracy z tekstem i moimi wyobrażeniami. A “Punkt zerowy” do takich rozważań zmusza. I już to świadczy o jego wielkości.

Bardzo Państwu polecam, bardzo!

Skomentuj posta

Proszę odpowiedzieć na pytanie: Jakie stopy opisała Szmaglewska?