Smak Słowa, Agnieszka Nowak-Młynikowska, Aaron Lansky

[RECENZJA] Aaron Lansky, "Przechytrzyć historię"

Jaka to jest smakowita książka!

Wiem, że brzmi to jak slogan dopasowany do nazwy wydawcy (Smak Słowa), ale nic na to nie poradzę - to pierwsze, co przychodzi mi do głowy po lekturze “Przechytrzyć historię”. Aaron Lansky bezpretensjonalnie gawędzi o niezwykłym dziele, którego się podjął, w fascynujący sposób zachęcając do nauki języka jidysz, pokazując najważniejszych autorów i autorki, a - co chyba najistotniejsze - przypominając, że za każdym egzemplarzem zgromadzonym w olbrzymiej aktualnie bibliotece Yiddish Book Center stoi ich właściciel i ich wspólny los.

Lansky w latach 80. studiował historię literatury jidysz na koledżu w Massachusetts i sfrustrowany ciągłym problemem z dostępnością książek dla studentów, wpadł na pomysł, by zacząć je gromadzić. Umierali ich właściciele, którzy przeważnie jeszcze przed wojną przywieźli książki do Stanów, likwidowały się organizacje żydowskie, których liczba członków dramatycznie spadała, a książki lądowały na wysypiskach śmieci.

Specjaliści twierdzili, że w całym kraju w prywatnych zbiorach znajduje się zaledwie kilkadziesiąt tysięcy egzemplarzy książek w jidysz. Jak szybko udowodnił to Lansky i jego pomocnicy - byli w dużym błędzie. W mieszkaniach, piwnicach, magazynach znajdowały się setki tysięcy książek, a młodzi ludzie, którzy ogłosili, że chcą je zachować dla potomności zaczęli jeździć od domu do domu i zabierać je do swojej organizacji, która dość szybko przeobraziła się w Yiddish Book Center - dziś jedną z najważniejszych organizacji upowszechniających kulturę jidyszową na świecie.

Książka napisana jest prostym językiem, chwilami jest może zbyt lokalna i nazbyt anegdotyczna, ale warto przymknąć oko na jedną czy dwie historie, gdzie fascynacja Lansky’ego nie spotyka się z naszą, by utonąć w jakiejś opowieści, po której nie można zasnąć i chce się więcej. “Przechytrzyć historię” czyta się bowiem jak powieść sensacyjną z wątkiem edukacyjnym. Sam pisze, że “Żydzi są nazywani narodem kaznodziejów” i nie da się ukryć - Lansky potrafi prawić kazanie. Trafnie, acz nienachalnie opowiada historię literatury jidysz, przeprowadza czytelnika przez zawiłości związane z jej recepcją wśród samych Żydów, którzy - zwłaszcza w Izraelu i Stanach - odcinają się od jidysz jako języka, który powinien wymrzeć. Z drugiej strony - nie mogą umrzeć książki, bo Naród Księgi jednak zachowuje każdy egzemplarz, nawet jak nim pogardza.

Nie da się ukryć, że Lansky preferuje historię żydowską pisaną z amerykańskiej perspektywy - Stany to taki lepszy “erec”, w którym wszystko jest możliwe - także organizacja taka jak Yiddish Book Center. Momentami książka - mimo pasji autora i tego jak dobrze się ją czyta - jest taką przesadzoną reklamówką organizacji, którą założył.

“Przechytrzyć historię” Lansky’ego ma słuszny podtytuł - “przygody” - nie jest to powieść wybitna literacko, czy intrygująca strukturalnie, ale historia, którą czyta się z przyjemnością, choć chwilami gorzką. Książkę przełożyła Agnieszka Nowak-Młynikowska i trochę nie ufam jej przekładowi w kwestiach jidyszowych - brakuje mi jakiejkolwiek glosy od tłumaczki jakie decyzje podjęła, czy jest to “jeden do jednego” przekład z wersji Lansky’ego, czy gdzieś jednak zapis jidysz uległ zmianie. Bo np. ciekawe czemu u Lansky’ego pojawia się zapis “l'khayim” zamiast znanego nam “l'chayim”. Ja bym chętnie się więcej dowiedział na ten temat.

Za to na pewno źle są skonstruowane przepisy - niekonsekwentne, czasem naiwne, jak wtedy gdy pisze, że takie słowa jak “mucid” czy “mucus” “we współczesnej angielszczyźnie” są rzadko spotykane.

Niezależnie od tego opowieść Lansky’ego to ważne świadectwo wiary w zbieractwo. Jidysz sam w sobie magazynuje tysiące lat żydowskich doświadczeń i wrażliwości. Jidyszowa literatura jest kluczem do zrozumienia żydowskiej historii, o czym wiele osób próbowało jeszcze nie tak dawno zapomnieć, a niektórzy wciąż nie pamiętają. Lansky w swojej hiper-optymistycznej, amerykańskiej wizji świata stara się powiedzieć, że współcześni Żydzi muszą oddawać się niekoniecznie nostalgii za utraconym shtetl, ale czerpać z tradycji siłę do budowania nowego świata. Co ciekawe dzięki inicjatywie Lansky’ego mogą to robić też goje, bo jidysz sam w sobie nie daje żadnych już odpowiedzi, bez wszelkiej maści popularyzatorów będzie językiem martwym. I dlatego autor uważa, że trzeba “przechytrzyć historię”. Słusznie, choć ten amerykański duch wielkiego sukcesu od pucybuta do milionera nad tą książką unosi się trochę jak dla mnie za blisko. Ale warto, bo Państwa to wciągnie na długie godziny.

jeden komentarz

marek

07.07.2020 13:38

cytat z recenzji: "Bo np. ciekawe czemu u Lansky’ego pojawia się zapis “l'khayim” zamiast znanego nam “l'chayim”. Ja bym chętnie się więcej dowiedział na ten temat." Wyrażenie jest hebrajskie, ale jest też używane w jidysz, i transkrypcja z "kh" zdradza, że autor miał na myśli wyrażenie występujące w jidysz. Transkrypcja z "ch" oznacza, że mamy na myśli wyrażenie występujące w hebrajskim. Różnica w transkrypcji częściowo wynika z konwencji przyjętej w transkrypcji obu języków, a częściowo z różnic w wymowie tej litery w jidysz i w hebrajskim.

Skomentuj posta

Proszę odpowiedzieć na pytanie: Wakacyjne morze Zofii Posmysz