Czytelnik, Osamu Dazai, Katarzyna Sonnenberg-Musiał

[RECENZJA] Osamu Dazai, "Owoce wiśni"

Dzisiaj proponuję wspólną zabawę. Zacznijmy od tego, że w wyszukiwarkę wpiszecie “Hiroshige” i “Fuji”. Tworzący na początku XIX wieku artysta namalował cykl poświęcony świętej dla Japończyków górze. Trzydzieści sześć widoków na Fuji ukazuje spłaszczony u szczytu stożek, którego zbocza, jak podaje czujny na matematyczne wyliczenia Osamu Dazai, “zbiegają się pod kątem osiemdziesięciu pięciu stopni”. Hiroshige maluje Fuji widzianą z różnych perspektyw - półwyspy Miura, kwiatów wiśni w Honmoku, czy mostu Ichikoku w Tokio. Czasem wyrasta spośród chmur i mgieł, czasem samotnie góruje nad okolicą.

Teraz czas na Bunchō. Zbocza Fuji na jego ilustracji zbiegną się - jeśli wierzyć wyliczeniom Dazaiego - pod kątem osiemdziesięciu czterech stopni. Góra u Bunchō, twórcy starszego od Hiroshige o ponad trzydzieści lat jest bardziej realistyczna - pokryta jest żlebami i skalistą fakturą, przez co wydaje się być może mniej symboliczna, magiczna. Ale wciąż niezwykła.

“Hokusai przedstawia nawet Fuji tak szpiczastą - o kącie niemal trzydziestostopniowym - że upodabnia się ona do wieży Eiffle”, pisze Dazai. Proszę sprawdzić. U Hokusaia Fuji mieni się kolorami - zieleń przechodzi w magmową czerwień, która znika gdy wyłania się czarny, pokrytym miejscami śniegiem, szczyt. “Tymczasem prawdziwa góra Fuji tworzy kąt rozwarty, a jej zbocza leniwie pną się w górę” - wyjaśnia boleśnie precyzyjny w swoim pisaniu Osamu Dazai. “To niska góra, niska jak na szerokość swoje podstawy”, dodaje.

Od demitologizującego “znany obiekt tęsknoty” wykładu próbującego połączyć historię sztuki z matematyką zaczyna się opowiadanie “Sto widoków Fuji”, jedno z szesnastu, które Mikołaj Melanowicz, redaktor zbioru “Owoce wiśni” wybrał dla nas spośród naprawdę sporego dorobku Dazaiego, czyniąc z książki swoiste “the best of”. Wybór to czujny i wrażliwy na piękno literatury japońskiego pisarza, starający się sprawiedliwie pokazać zmiany w jego pisaniu, najważniejsze tematy i wątki. “Owoce wiśni” choć są wyjątkowo pesymistyczną lekturą, to smakują - zwłaszcza czytane powoli i dawkowane ostrożnie - wybornie.

Urodzony pod koniec pierwszego dziesięciolecia XX wieku Dazai pochodził z rodziny zamożnej i ustosunkowanej. Studiował romanistykę na Uniwersytecie Tokijskim, a w swoich dziełach, przeważnie opartych na autobiograficznych motywach, opowiadał w mocno pesymistycznej, ale pięknej formie o problemach młodych Japończyków, a właściwie - samego siebie. Dzisiaj czyta się opowiadania zawarte w tym tomie nie tylko jako ciekawe wyprawy na odległy kontynent, ale też świadectwo czasów czy też kultury, w której wolność osobista rozumiana jest inaczej niż u nas. Dla mnie szczególnie poruszające są wszystkie odniesienia do aranżowanych małżeństw, na które bohaterowie tej prozy przystają bez mrugnięcia okiem, z poszanowaniem dla tradycji, ale też bez emocji. Tak po prostu jest.

Dazai potrafi z rozbrajającą szczerością pisać o sobie - próbach samobójczych, autodestrukcyjnych skłonnościach, nieumiejętności nawiązywania relacji społecznych, alkoholizmie czy uzależnieniu od leków. Czytając "Owoce wiśni" można tylko podziwiać japoński szacunek dla niepowodzenia, dla innych form bycia niż szukanie spełnienie, szczęścia i radości. Dazai jest w tym swoim nieszczęściu podobny do europejskich romantyków, ale jakże dowcipniejszy. I oszczędniejszy w słowach. Potrafi w przebiegły sposób skonstruować portret człowieka innego niż inni, osób, które czują się nieswojo w otaczającym ich świecie. Bohater „Stu widoków góry Fuji” opowiada o podróży w miejsce jednego z widoków na Fuji. I pisze coś, co czuję gdy widzę na żywo tak opatrzony ikonograficznie Giewont - widok “przypominał malunek w łaźni publicznej, czy jakąś scenografię” i wywołał “moją konsternację i rumieniec na twarzy”. Zetknięcie się na żywo z wyidealizowanym obiektem bywa bolesne. Gdzie indziej powie: “Samo patrzenie na nią jest krępujące”.

Ale można nie patrzeć. Jak ta staruszka w autobusie, którym jedzie bohater opowiadania. Po uwadze konduktorki, że “dzisiaj doskonale widać Fuji”, większość współpasażerów rzuciła się do okien “wznosząc przy tych “achy” i “ochy” jak idioci”. Tylko nie staruszka, która “mogła mieć w sercu jakiś głęboki smutek” i patrzyła uparcie w innym kierunku. “Jej postawa sprawiła mi przyjemność” - pisze narrator opowiadania. Dostrzeżony u staruszki nihilizm był stanem, który pragnął osiągnąć. To wspaniały fragment, który kończy się widokiem wiesiołka rosnącego naprzeciw heroicznie trwającej góry. Autoironiczny humor w opowiadaniach Dazaiego sprawia, że nie taplamy się w samym smutku, a dostajemy momenty przejrzyste, jak nagłe wyjście słońca zza chmur - dające nadzieję, że świat nie jest aż tak poważny, jak nam się wydaje.

Tragiczne, naznaczone próbami samobójczymi, psychicznymi kryzysami, a w końcu wojną, zakończone samobójstwem życie Dazaiego jest materiałem na wielką powieść, czy biografię. My dostajemy do rąk zbiór, który zaprasza do dalszych poszukiwań i odkrywania na czym polega niezwykłe, nieoczywiste piękno japońskiej literatury.

Okładkę zaprojektował Patryk Mogilnicki i jestem nią zachwycony, a tłumaczyła Katarzyna Sonnenberg-Musiał i nie mam pojęcia o japońskim, ale czuję, że to uczciwa robota, bo czyta się płynnie.
 

Skomentuj posta

Proszę odpowiedzieć na pytanie: Co leży na zakręcie w pewnej powieści dla dziewcząt?