MOCAK, Paweł Althamer, Artur Żmijewski
[RECENZJA] Paweł Althamer, Artur Żmijewski, "Pieśń ostateczna"
Nie trzeba chyba przedstawiać autorów tej książki, ale jak ktoś się zgubił w świecie i zapatrzył we własną stronę, to przypomnę, że Paweł Althamer wysłał kiedyś przebranych w złote skafandry Polaków do Brukseli i oni stamtąd - o dziwo - wrócili, a Artur Żmijewski jest autorem m.in. filmu “Berek” i manifestu “Stosowane sztuki społeczne”. Po więcej wiadomości idźcie do wyszukiwarki.
Wywodzą się z tych samych czasów i prądów myślowych i choć różnią w swojej sztuce, drogach którymi szli i pomysłach na opowiadanie świata i jego krytykę, tak we wspólnym dziele, jakim jest “Pieśń ostateczna”, niezwykle ciężkim zadaniem jest stwierdzić kto czego dokonał - autorzy tworzą duet spójny i operujący zaskakującym językiem twórczym.
Kto się spodziewa po kolażach zamieszczonych w tej książce i - jak mniemam - na wystawie w MOCAKu jakiejś formalnej rewolucji będzie zaskoczony - prace mają bardzo wyraźną fakturę, są kolorystycznie szalone, rozbuchane, niekiedy kontemplacyjne, ale przeważnie jednak rozedrgane, dynamiczne w kompozycji i wymieszaniu materii. Autorzy, o których pisze kurator wystawy, Adam Mazur, że stworzyli kanon polskiej sztuki współczesnej w tych dziełach, uciekli się do kolażu, który tworzyszy wyborowi wierszy. A może to wiersze towarzyszą kolażom? Tego nie wiemy. Jest tu jakiś układ - wszystko zaczyna się wierszem Wojaczka, “Ptak, o którym trochę wiem” i kolażem łączącym wschodnie, azjatyckie motywy ze zdjęciem robotników przy nieznanej mi maszynie, ale dochodzenie do tego co i w jaki sposób ilustruje słowa poety, którego wydech “jest wiatrem pionowym co jeszcze zakotwiczony w róży płuc jest łodygą krążącego ptaka” wydaje się być bezcelowe - wiersze mają pomóc uruchomić wyobraźnię, a może na odwrót - jedno z drugim nie ma wiele wspólnego, ale tworzy jedną opowieść, który sam musi sam sobie stworzyć.
Jak pisze Maria Anna Potocka w tekście “Wspólny pakiet egzystencjalny” Żmijewski i Althamer rezygnują tu z “eksponowania własnej tożsamości twórczej” i w efekcie pojawił się nowy twórca, artysta niezwykle wrażliwy na kolor, fakturę, za czymś tęskniący, szukajacy innych opowieści, ale wciąż pamiętający - odniesienia do Holokaustu pojawiaja się tu nadto często, a i wybór wierszy jest mocno “ostateczny”, choć to taka ostateczność pogodzona z tym, że “kończy się ciemna rzeka i zapada czas”, jak pisał Baczyński w wierszu “Rzeka”, oczywiście tu zamieszczonym.
Wybór wierszy dużo mówi o tym skąd są autorzy “Pieśni…” - Bursa, Wojaczek, Kawafis, Celan, Miłosz, Grochowiak, Borowski. Najnowsza poezja nie ma tu prawie dostępu. Podobnie jak poezja kobiet - reprezentowana mniejszościowo. Z tym, że każdy z tych wierzy ma porażającą moc, w otoczeniu łączących fantasmagoryczną wyobraźnię z konkretnymi przedstawieniami kolażami, wybrzmiewający jak jakiś wojenny hymn, albo powojenna skarga, lamentacja. Mocno to szkolne, jakby refleksja zbuntowanego i zasmuconego licealisty-wrażliwca wróciła po latach. “A z każdej strony świat jak tło rozgrzanych gwiazd”, pisał Bursa. I tak ten splot kolaży i poezji opowiada świat rozgrzany, rozpędzony, z wielu stron, dając widzom możliwość dopowiedzenia własnej historii.
Bardzo to jest zaskakujące wszystko - oni, te wiersze, wspólnota, nowe dzieło w którym nie ma już gwiazd sztuki, a są jacyś ludzie robiący coś w sztuce. Jakby ktoś chciał powiedzieć - za Kawafisem w przekładzie Hajduka - “Nie wytrzymałem. Uległem zupełnie i poszedłem”. I dodał po chwili - “Ku przyjemnościom”. Może zatem nie rezygnacja z pozycji, przywileju i prestiżu, a moment zatrzymania, taki jakim trochę jest ten rok, by później znowu wrócić do rozbudzania emocji?
Bardzo Państwu polecam tą książeczkę, a Kraków i MOCAK odwiedzimy jak już moment zatrzymania się skończy. Obowiązkowo.
Skomentuj posta