Joanna Polachowska, Pauza, Edouard Louis

[RECENZJA] Edouard Louis, "Kto zabił mojego ojca"

Intelektualnie rozczarowująca jest nowa książka Edouarda Louisa (przekł. Joanna Polachowska) i choć dla wiernych fanów francuskiego pisarza to obowiązkowa lektura, uzupełniająca to, co do tej pory się o nim dowiedzieliśmy, to dla pozostałych czytelników i czytelniczek jest to bardzo niekonieczny zakup.

“Kto zabił mojego ojca” to tak naprawde rozbudowany esej autobiograficzny, w którym autor opowiada o swojej relacji z ojcem, relacji swojego ojca z jego ojcem, matką i światem zewnętrznym. Nie ma tu właściwie żadnych zaskoczeń - ojciec nieakceptujący homoseksualności syna, ale zmieniający swoją postawę wraz ze starzeniem się postępującym procesem niedołężnienia i odkryciem, że mają wspólnego wroga - opresyjne państwo. Najbardziej udana jest końcówka tej książki, gdzie Louis pyta “dlaczego w biografii nigdy nie wymienia się tych nazwisk”, za czym następuje wyliczanka polityków i polityczek, których decyzje dotyczące socjalu negatywnie wpłynęły na świat biedniejszych mieszkańców Francji. Klasy uprzywilejowane, mówi Louis, nie odczuwają bezpośrednio polityki, w czym się trochę moim zdaniem zapędza retorycznie, ale efekt jest całkiem ciekawy. Trzeba przyznać francuskiemu pisarzowi, że klasy uprzywilejowane na pewno o wiele mniej, jeśli w ogóle, cierpią z powodu decyzji polityków i zmian w polityce społecznej.

Ciekawa jest też niejednoznaczność postaci ojca, którą pokazuje Louis. Z jednej strony homofob, który nie potrafi zrozumieć syna, z drugiej - człowiek, który doznał przemocy domowej i dlatego robi wszystko, by jego dom był od niej wolny. Nie do końca mu się to udaje, bo oprócz przemocy fizycznej jest jeszcze przemoc psychiczna, ale paradoks, który pokazuje Louis - fakt, że przemoc uchroniła jego rodzinę przed przemocą - jest ciekawy. Mimo to opowieść o rodzinnych stosunkach Louisów nie zaskakuje, a próby jej intelektualnego opisania chwilami wręcz bawią. Bo to jest tak, że w każdym eseju trzeba zacytować kogoś mądrego i uznanego. Zatem Louis cytuje… Petera Handkego. Jego wybór, ma prawo. Ale gdy Handke mówi coś takiego: “W tych warunkach urodzenie się kobietą to wyrok śmierci” (w książce brakuje przypisu gdzie Handke coś takiego mówi), to myślę sobie, że mógł Louis wybrać setki intelektualistek-feministek, które naprawde mają dużo więcej do powiedzenia niż austriacki dramatopisarz na temat sytuacji żyjących samodzielnie wielodzietnych kobiet.

Niewielka to książeczka i jakieś takie rozmienianie się na drobne. Podobnie robi ostatnio Chimamanda Ngozi Adichie, która chwilę po śmierci matki wydała poświęcony jej rozbudowany esej, w którym poza warstwą emocjonalną nie ma niczego specjalnego. Jest w książce Louisa narcystyczna próba pokazania siebie jako intelektualisty europejskiej klasy, który zakreśla jakieś nowe obszary do refleksji. Niestety niczego nowego tu nie znalazłem, ot opowieść jak wiele, do tego naprawdę lepsze cytaty mógł podobierać.

Wobec pisarzy, którzy garściami czerpią z własnej biografii mam zawsze sporą nieufność, bo co gdy skończą im się historie? Zwłaszcza gdy dotyczy to młodych twórców, jak Louis czy Dorota Kotas, moje obawy są spore - bo przecież kiedyś trzeba przeżywać życie, które się później opisze. Przed nami za jakiś czas książka Louisa poświęcona matce. Ponoć dużo lepsza, ale co będzie kolejne? To, co mi się u Louisa najbardziej podobało to utrzymywanie się na przecięciu autobiografii i fikcji, teraz jednak idziemy w stronę mocno narcystycznej opowieści autobiograficznej i zdecydowanie mnie to niepokoi.

Jak chcecie wiedzieć wszystko o Louisie - polecam. Gdy niekoniecznie - poczekajcie na książkę o matce. Ponoć liczy więcej niż 52 strony tekstu.

jeden komentarz

Kamila

23.09.2021 11:55

na fb napisałam, że kolejna książka EL "combats et metamorphoses d'une femme" jest jeszcze gorsze. Prosiłeś, żeby to rozwinąć, ale nie zauważyłam żadnej reakcji na odpowiedź, więc jeszcze raz wrzucam to tutaj :) To właściwie nie jest powieść, to konspekt, zarys książki, która miałaby powstać... 117 tekstu na małych stronach z dużym marginesem - zmieściłoby się na dwóch/trzech stronach Dużego Formatu. Sam tekst jest, brutalnie mówiąc, banalny i nie dlatego, że każda bieda jest podobna do innej. Kilka dramatycznie zwykłych obrazów z życia dysfunkcyjnej rodziny, odejście od męża i spotkanie z nowym, trochę lepiej sytuowanym mężczyzną - jakoś nie do końca widzę to jako metamorfozę, raczej szczęśliwą zmianę sytuacji, która pozwala na trochę lepsze życie. Zwykłość przepisana dużymi literami, ale kompletnie niepogłębiona (za co kochamy Eribona 🙂 ) Językowo bardzo prosto, za prosto, inaczej niż w Końcu z Eddym i Historii Przemocy i pomimo, iż byłam zachwycona, że mam do sprawdzenia nie więcej niż 20 słów, uważam to za minus, nie za plus... Nie mogę się oprzeć przykremu wrażeniu, że EL postanowił za szybko zacząć odcinać kupony od sukcesu pierwszych dwóch książek i własnej sławy... Do dalszego namysłu jest jednak to, co przyciąga do EL (zwłaszcza w przypadku "Kto zabił mojego ojca" właśnie) naprawdę wybitnych reżyserów teatralnych - Ivo van Hove, Thomas Ostermeier? Może to, że w tę słabą ramę można wpasować własne przemyślenia społeczne...

Skomentuj posta

Proszę odpowiedzieć na pytanie: W 1993 roku literackiego Nobla dostała... (podaj imię i nazwisko)