Jerzy Kozłowski, Valeria Luiselli, Pauza
[RECENZJA] Valeria Luiselli, "Archiwum zagubionych dzieci"
Temat tej książki jest ważny i trudno uciec od skojarzeń z wydarzeniami w Polsce, których świadkami i świadkiniami jesteśmy. Ale Luiselli udało się przekroczyć granicę publicystycznego zaangażowania i stworzyć dzieło literackie z najwyższej półki, powieść intertekstualną, która zachwyca, śmieszy i przeraża.
Zacznijmy od cytatu.
“Może jedno dziecko, samotnie, w pojedynkę, nie zdoła przeobrazić świata, który dorośli wokół niego lub niej podtrzymują i w który wierzą. Ale dwoje dzieci już wystarczy, żeby rozbić jego normalność, zedrzeć zasłonę i pozwolić, by rzeczy zaczęły się jarzyć własnym, innym światłem”.
Jakkolwiek nie metaforyczny i poetycki jest ten cytat z powieści Valerii Luiselli, to każdy rodzic dwójki dzieci przyzna, że potrafią one sprawić, że świat będzie jarzył się innym światłem. I taka jest ta książka - poetycka, ale jednocześnie ironiczna, niesamowicie realistyczna, ale chwilami wierząca w zjawiska pozaziemskie. To dzieło z pewnością wybitne, łączące w sobie esej z opowieścią historyczną, powieścią szkatułkową i intertekstualnymi grami z czytającymi. Wielopoziomowe, przejmujące i wciągające na długie godziny.
Ona - dokumentalistka. On - dokumentarzysta. "Dokumentarzysta jest jak pejzażysta, czyli taki malarz, a dokumentalistka jest jak żurnalistka, czyli dziennikarka", wyjaśni chłopiec, który jest jego synem. Razem z dziewczynką - jej córką - stanowią typową współczesną rodzinę. Posklejaną z różnych doświadczeń i opowieści. Ruszają w podróż mającą być połączeniem wakacji (dla dzieci) i pracy (dla dorosłych). Dorośli jadą realizować swoje zawodowe pasje. On - na tereny zamieszkane przez Apaczów, o których chce nagrać materiał. Ona - ku Arizonie, gdzie zamierza przygotować materiał poświęcony dzieciom, które przechodzą granicę z Meksykiem i - jeśli szczęście im nie sprzyja - są deportowane ze Stanów Zjednoczonych. Ale zanim to nastąpi, pakują siedem pudeł. Pudła dorosłych są pełne książek, wycinków prasowych, płyt CD. Dziecięce pudła są puste, ale zapełnią się. Przeżyciami.
Pudła wyznaczają również konstrukcję powieści Valerii Luiselli. Opowieść o podróży samochodem przez Stany z dwójką dzieci i małżeńskim kryzysem (on chce realizować swoje pasje, dla których musi oddalić się od rodziny) to nie tylko wciągająca historia rodzinnych relacji, ale i nawarstwiająca się, intertekstualna opowieść o losie uchodźców, sensie dokumentowania, literaturze i etycznych wątpliwościach. Początkowo narratorką powieści jest ona - kobieta trochę rozedrgana, próbująca być wystarczająco dobrą matką, żoną, partnerką i dziennikarką. Zdaje się, że przytłacza ją historia, z którą musi się zmierzyć - w ośrodkach dla uchodźców giną dzieci i nikt nie czuje się za te wydarzenia odpowiedzialny. On opowiada dzieciom historie o Apaczach, dzielnie prowadzi samochód, jest trochę nieobecny. A może to ona po prostu go nie słucha, zajęta własną historią?
Oczywiście Luiselli w "Archiwum..." zestawia los dzieciaków pary dziennikarzy z losem dzieci zagubionych na pustyni, ale nie jest to w żadnym momencie banalne porównanie. Pisarka pokazuje jak sączące się z radia i rozmów rodziców historie są podsłuchiwane, a następnie przekształcane przez dzieciaki. Fascynujące w tej powieści są momenty, gdy dzieci same zaczynają interpretować świat, który oglądają, lub którego słuchają. Dziecięce fantazje po wysłuchaniu zapętlonego w nieskończoność "Space Oddity" Bowiego są dowodami na niezwykłą błyskotliwość i mądrość tej prozy.
Czyta się "Archiwum..." jak autobiograficzny reportaż. Zadziwia szczegółowość opisów, wierność realiom, a jednocześnie sprawne przechodzenie do fragmentów poetyckich. Luiselli tworzy w swojej powieści apokryficzną elegię opowiadającą o losie dzieci podróżujących przez Meksyk na dachu pociągu. Jednocześnie jedną z wielu ram dla tej historii są wydarzenia z Arizony, gdzie w 1886 amerykańska armia przełamała zbrojny opór Apaczów, a następnie przymusowo przeniosła ich na Florydę. Apaczowie byli amerykańskimi jeńcami wojennymi do 1912 roku. Kim dzisiaj są dzieci z Meksyku? Współczesnymi zakładnikami Amerykanów - zdaje się mówić Luiselli.
Po wielu dniach w podróży dzieci uciekają. Chłopiec ma nadzieję, że ich matka zacznie się przejmować nimi tak samo jak imigranckimi dziećmi. Ruszają na pustynię, gdzie trafiają na opuszczony wagon kolejowy, który okazuje się bramą do innego świata. Świata, gdzie ukryły się zagubione dzieci. Tutaj ten niezwykle rzeczowy reportaż ulega poetyckiej wariacji, co nie każdemu musi przypaść do gustu ale po tylu stronach tej zadziwiającej realizmem i dosłownością książki, należy nam się literackie odpłynięcie.
"Archiwum..." jest powieścią szkatułkową, w której nie dość, że znajdziemy powieść w powieści, to autorka szczodrze dzieli się nawiązaniami do innych dzieł literatury, a jej narratorka komentuje je z przekąsem (dostaje się tu amerykańskiej prozie drogi, co jest odrobinę ironicznym mrugnięciem okiem). Jest też polski wątek - autorka kilka razy parafrazuje "Bramy raju" Andrzejewskiego, do czego sama się przyznaje w zakończeniu podając miejsca i źródła cytatów, z których skorzystała.
Podobnie jak w "Ulissesie" Joyce'a Luiselli pod koniec książki ucieka w strumień świadomości, ale kończy zupełnie inaczej niż irlandzki pisarz - serią rzekomych polaroidów zrobionych przez chłopca. Widzimy na nich prawdziwą córkę pisarki, przez co finalny efekt jest familiarny, przypominający o tym, że metafory mają zdolność do ucieleśniania się. Przy tym wszystkim jest to powieść momentami zabawna, nieprzytłaczająca jeśli dawkowana niespiesznie, a także dająca wiele satysfakcji ze wspólnych z Luiselli poszukiwań - warto posłuchać muzyki, którą słuchają bohaterowie jej książki, zajrzeć choć na chwilę do internetu w poszukiwaniu książek, które przywołuje. Bo Luiselli bywa dużo częściej niż się wydaje ironiczna.
Myślę, że dla każdego będzie to książka o czymś innym. Mnie zafascynowała jako opowieść o dźwiękach, o tym co słyszymy w radiu, co sączy się do nas z wiadomości, ale też o echach - faktycznych i metaforycznych. I oczywiście jako historia archiwów, bo Luiselli przypomina, że żyjemy w świecie, w którym wszystko wydaje się być skatalogowane i powkładane do odpowiednich przegródek, a jednak ludzkie życie bywa tak pozbawione znaczenia, że potrafi zaginąć. Zwłaszcza, gdy dotyczy imigranckich dzieci.
To pierwsza napisana po angielsku powieść Luiselli, pisarki dotąd piszącej po hiszpańsku. Fascynujące jaką sprawność można osiągnąć w drugim języku. “Archiwum zagubionych dzieci” to literatura wirtuozerska, rozpięta pomiędzy wielką orkiestrą, a solowym występem szalonego skrzypka. Zaskakująca wspaniałością.
Skomentuj posta