Czarne, Bractwo Trojka, Remigiusz Ryziński, Stowarzyszenie Lambda Warszawa

Chłopak z okładki

“Był to typek z rocznika 72'”

Tydzień temu pisałem o okładce książki Remigiusza Ryzińskiego, “Hiacynt. PRL wobec homoseksualistów”, na której umieszczono zdjęcie autorstwa Jacka Kucharczyka z 1 maja 1990 roku, przedstawiające milicjantów zatrzymujących uczestnika manifestacji (i zadymy) anarchistycznej.

Rozmawiałem wtedy z fotografem. - To zdjęcie z Dworca Centralnego w Warszawie - mówił mi. - Tam się sporo działo - walki i przepychanki z milicją toczyły się przede wszystkim w hali głównej. W korytarzach między zejściami na perony milicja ganiała i zatrzymywała demonstrantów. Było też trochę gapiów i zdezorientowanych podróżnych. Podejrzewam, że mogło być tam też trochę prowokatorów w cywilu. Od tej sytuacji minęło już ponad 30 lat

Trzydzieści lat to dużo, ale też nie aż tyle, by nie było wśród nas świadków tamtych wydarzeń. Dzięki - zupełnie spontanicznej - pomocy Oficyna Trojka publikującej m.in. książki związane z ruchem anarchistycznym, poznałem Marcina. A Marcin na zdjęciu rozpoznał Jacka Wysockiego, pseud. Obyad lub - w bardziej swojskiej wersji - Obiad.

- Jacek kręcił się z ekipą anarchistów z ówczesnej Międzymiastówki. Później, po “podziale nazw”, związał się z RSA (Ruchem Społeczeństwa Alternatywnego) - opowiada Marcin. Sytuacji z Dworca Centralnego nie obserwował. Odłączył się od zadymy, gdy anarchiści zaczęli ścigać kibiców ŁKS-u. - Już wtedy wydawało mi się to żenujące - mówi. Chodziłem do liceum. Ideologicznie właśnie rozstawałem się wtedy z KPN-em (Konfederacją Polski Niepodległej) i lewitowałem w stronę ruchów wolnościowych, anarchistycznych - opowiada. - To było nieliczne towarzystwo, wszyscy się znali i chodzili na te same imprezy.

O tym, że Marcin nie ściemnia, zaświadcza fragment z książki Tymoteusza Onyszkiewicza “Czas: Anarchia, Tryb: Rewolucja”, który wspomina jedną z warszawskich “imprez”:

“Tymczasem ulicę Traugutta zablokował kolejny oddział milicji. Jedna z “polewaczek” i trzy okratowane nyski zamknęły dostęp do bramy uniwersytetu (...). Okrążeni liczyli około sześćdziesięciu osób (...) Byłem wśród nich ja Owca, Ryć, Obiad i robiący zdjęcia Marcin z KPN-u”.

Marcin rozpoznał Jacka nie tylko na fotografii ale i kronice filmowej. Spostrzegawczy gość.

O samym bohaterze więcej możemy się dowiedzieć z profilu, który założyli przyjaciele zmarłego anarchisty.

OBYAD Jacek Wysocki

W 1990 roku Wysocki pisał o sobie: - Za 10 lat wiem na pewno, że będę martwy. Jeżeli nie wpadnę pod samochód i jeżeli nie będzie żadnej bomby atomowej, to się zabiję przed trzydziestym rokiem życia.

Nie wiem, czy dotrzymał słowa. Zmarł w latach 90. Marcin nie wie, kiedy. Opublikowane zdjęcia Jacka są podpisane. “Kościeżyna 1990”, “Brodnica 1991”. Z 1992 roku nie ma już żadnej fotografii. W notatkach zapisał sobie cytat z Laoziego: “Jeśli bogactwo i zaszczyty wbiją się w pychę - nieszczęścia same przybędą ich śladem”. Czytając jego nieliczne, opublikowane zapiski, można odnieść wrażenie, że wydawał się zagubiony, a może to świat czasu przełomu się załamał i nie wszyscy odnaleźli się na nowej trajektorii? Miał dopiero osiemnaście lat, nie musiał się jeszcze odnajdywać.

Kronika filmowa z 9 maja 1990: “Zadyma przed pałacem mogła zadowolić najwybredniejszego bojówkarza. W środku [Sali Kongresowej - WSZ] obradowano pod hasłem “Dość rządu lewicy”, z czego mogłoby wynikać, że na zewnątrz bito lewicowców, ale z oświadczeń rzeczników partii nie wynika, by w ogóle ktoś kogoś pobił”.

Gdy lektor wypowiada te słowa, kamera pokazuje naprawdę ostre starcia. Jacek raczej pogonił za kibicami łódzkiego klubu, niż próbował się oddalić. Tam go zatrzymali. I tam właśnie "zdjął go" Jacek Kucharczyk.

Po opisaniu przeze mnie po raz pierwszy historii okładki Ryzińskiego pojawiły się komentarze, że z pewnością autor nie miał z tym nic wspólnego, a jedynym winnym jest wydawca. Ale też i te bardziej kuriozalne - że autor nie musi sprawdzać wydawnictwa. Nie znam - pisałem - z praktyki wydawniczej takiej sytuacji, w której autor nie może zablokować okładki. Ani takiej, w której okładka nie jest z nim uzgadniana.

Ryziński zapytany o okładkę w audycji Michała Nogasia w Radiu Nowy Świat powiedział: - To jest okładka, która ilustruje działanie władzy i systemu wobec grupy. Tutaj w tym przypadku wobec grupy mężczyzn. (...) Chodziło o to, żeby okładka była dynamiczna, żeby była prawdziwa, żeby pokazywała w sposób jednoznaczny opresję.

Tylko, że w tym przypadku nie chodziło o przemoc tylko wobec mężczyzn - protestowali anarchiści i anarchistki, a “prawdziwość” tej okładki sprowadza się do tego, że milicja zatrzymuje młodego chłopaka. Czy czytelnik dzisiaj musi zobaczyć “jednoznaczną opresję”?

Ryziński mówi również o niemych świadkach wydarzenia, którzy nie reagują. Tylko, że na zdjęciu Kucharczyka ci świadkowie nie reagują, bo zatrzymywany też był sprawcą przemocy - z opisów i nagrań wynika, że trwała tam całkiem regularna na*****nka, co by użyć dosadniejszego sformułowania. Ile faktów można naciągnąć, by uzyskać metaforę? Jak się okazuje sporo.

Ciekawe, że Ryziński stwierdza (poza tym, co musi, czyli że "nie widzi kontrowersji”), że jest to okładka "podpisana". Nie do końca - podpis zawiera imię i nazwisko fotografa oraz nazwę agencji, nie ma nawet daty jego wykonania, resztę odszyfrowałem z pomocą kilku osób. Dodaje też, że "nie było sugestii", że jest to zdjęcie z Akcji Hiacynt. Nie, no zupełnie. Przecież od razu wiedzieliśmy, że to nawalanka anarchistów z kibicami. Ktoś miał jakieś wątpliwości?

Przynajmniej jedna się rozwiała - autor znał zdjęcie i jego kontekst, wbrew nadziejom wielu osób komentujących tekst o okładce.

Historia to nie tylko zbiór faktów i wydarzeń, nie tylko akta, teczki, ale i zwykłe życia, które łatwo przeoczyć. Od reporterów wymaga się zwracania uwagi na wszystkie z tych elementów, ale szczególnie na ten ostatni - ludzi, którzy plączą się po historii, częściej nie zapisując się na jej kartach, niż zostawiając po sobie wyraźny ślad. Tymi historiami nie można dowolnie żonglować, by udowodnić własną - nawet jak najbardziej słuszną i usprawiedliwioną - tezę. Traktowanie człowieka jak metafory bywa niebezpieczne, bo może on nagle się ujawnić z całkiem inną opowieścią. Jak Jacek Wysocki.

Wbrew niektórym sugestiom wcale nie sprawia mi przyjemności zajmowanie się książką Ryzińskiego i ujawnianie kolejnych kompromitujących autora szczegółów dotyczących jego warsztatu pracy. Ale to nie pierwsza jego książka i było też sporo czasu, by popracować nad wielokrotnie zgłaszanymi - nie tylko przeze mnie - problemami z pisaniem reportażu. Wydawnictwo miało niejedną okazję, by do książki zatrudnić redakcję merytoryczną. Niestety historia z okładką idealnie pokazuje, tak jak pisałem - jakim reporterem jest Ryziński, ale też jak wydawnictwa niekiedy traktują tak autorów jak i czytelników. I to zdecydowanie nie sprawia mi przyjemności. To mnie smuci.

Ale żeby to wszystko przemienić w bardziej optymistyczną historię, mam do Was apel. Otóż Stowarzyszenie Lambda Warszawa prowadzi bibliotekę i archiwum poświęcone historii ruchu LGBT, jak i całej nienormatywnej społeczności. Jeśli macie jakieś materiały - rodzinne, prywatne, zbiory - zgłoście się do nich. Szczególnie zachęcam do tego osoby - świadków akcji Hiacynt. I to nie tylko osoby nienormatywne, ale też znajomych, rodziny, a może i funkcjonariuszy milicji - opowiedzcie swoje wspomnienia. Możecie napisać do Lambdy, ale i umówić się indywidualnie.

Bardzo was do tego zachęcam. Bo pisanie tej historii nigdy się nie skończy.

Skomentuj posta

Proszę odpowiedzieć na pytanie: Kto ocalił Izabelę Czajkę-Stachowicz?