Drawn & Quarterly, Kultura Gniewu, Helge Dascher, Guy Delisle, Małgorzata Jańczak

Guy Delisle "Hostage" ("Zakładnik. Historia ucieczki")

Guy Delisle jest w komiksie zjawiskiem bardzo osobnym, tworzy bowiem minimalistycznie rysowane reportaże mówiące o światach egzotycznych, w których bohater z ironią i sympatią (choć czasem też grozą) przygląda się ludziom. Twórca wybitny i z pewnością jeden z moich ulubionych artystów komiksowych. Nowe dzieło Delisle’a - “Hostage” to wielkie, ponad czterystustronicowe dzieło, które patrzyło na mnie w księgarni z taką pewnością siebie, że nie miałem wyjścia - nabyłem. Jak i wszystkie poprzednie.

Tym razem Delisle, który znany jest z tego, że opowiada o swoich “przygodach” w krajach dość egzotycznych (Chiny, Korea Północna, Birma, Izrael), bohaterem komiksu uczynił Christophe’a Andre, który był członkiem kaukaskiej misji Lekarzy bez Granic i został porwany przez Czeczenów w lipcu 1997 roku. Po ponad sześciu miesiącach przebywania w niewoli udało mu się z niej uciec.

Do tej pory porywały mnie jedynie lektury, filmy, niekiedy dobrzy ludzie, ale nigdy nie uzbrojeni Czeczeni i moje wyobrażenie na temat “bycia porwanym” opiera się na kilku filmach sensacyjnych podejrzanych w telewizorze za młodu. Jeśli myślicie, że osoba porwana jest bita, upokarzana, torturowana jak w Guantanamo, to pewnie macie rację, ale nie w przypadku Andre. Otóż nasz bohater w asyście porywaczy i broni wyszedł ze swojego mieszkanka i został przetransportowany do zamkniętego pokoju gdzieś w Czeczeni. To wszystko. Delisle zmierzył się z historią, w której się niewiele dzieje. Andre spędza czas przykuty jedną ręką do kaloryfera (lub łóżka), rozkuwany jest na okazje takie jak papu i siusiu i znowu powrót do leżenia, myślenia, wariowania. I tak przez kilkaset stron. Jak to pokazać? Jak nie zanudzić czytelnika? Do tego stosując cały czas monochromatyczny i minimalistyczny styl ilustracji? Bez szaleństw w kadrowaniu? Delisle nie robi nic na siłę, po prostu rysuje nudę i monotonię. To czy ją wytrzymamy zależy już tylko od nas. Są momenty rozrywki - gdy Christophe przypomina sobie słynne bitwy i w myślach, którymi się z nami dzieli, opowiada ich przebieg. Delisle oszczędził nam nawet snów głównego bohatera. Na wojnie rozrywką jest myślenie o innej wojnie. Masochizm. I liczenie, dni, upływu czasu, godzin. Koszmar. Nuda. 400 stron nudnego komiksu. Musicie!

Nie ma w tej książce nic heroicznego - nawet ucieczka z miejsca przetrzymywania to po prostu wyjście z niego i powolne doczłapanie do dobrych ludzi w okolicy. Zwykły zbieg okoliczności. I to stanowi o mistrzostwie “Hostage” - zero fajerwerków, brak wodotrysków, kilku dość uprzejmych porywaczy (jak na porywaczy rzecz jasna) - w świecie wielkich liczb i wielkich wydarzeń, skromne porwanie, w którym nikt nie został zamordowany, postrzelony, a jeniec dostawał papu z całkiem przyzwoitą regularnością. Bardzo mnie cieszy ten komiks, bo pokazuje, że nie musimy robić komiksów o bombardowaniach i rozczłonkowanych cywilach, by pokazać dramat wojny. “Podstawę naszego istnienia stanowi codzienność” pisała Brach-Czaina, choćby była to codzienność całkiem zwykłego porwania. Wybitne dzieło, mam nadzieję, że nie będziecie musieli zbyt długo czekać na polskie wydanie.

Skomentuj posta

Proszę odpowiedzieć na pytanie: Jaki był różaniec u Rolleczek?