W.A.B, Liliana Hermetz

Liliana Hermetz, "Costello. Przebudzenie"

“Costello. Przebudzenie” Liliany Hermetz to powieść, którą przeczytałem z miną obojętną i znudzoną. Napisana na jednym, rozwleczonym pomyśle, co najwyżej budziła moją irytację dziesiątkami banałów, które napisane kilkadziesiąt lat temu miałyby siłę rażenia, a dzisiaj ciągną się w ogonie popkultury.

Krótko - Liliana Hermetz niejako wyrwała z patriarchalnej niewoli bohaterkę powieści Coetzee i w swojej książce wysłała Costello na wykład, w trakcie którego słynna pisarka opowiada publice o swoich potrzebach erotycznych, próbuje nawiązać dialog z słuchaczkami i rozmawiać o zaspokajaniu potrzeb seksualnych. To tak bardzo w skrócie, bo sztafaż tej powieści, czyli bohaterowie i miejsca choć ciągną akcję do przodu to prawie nic do niej nie wnoszą. Dostajemy monolog kobiety, która chce wyrwać się z okowów hipokryzji i całemu światu pokazać środkowy palec, odrobinę skierowany w stronę pochwy. To taka Eve Ensler kilkanaście lat później, monologi Costello w 2017 roku nie brzmią wywrotowo, a nudnie. Popkultura jest już dużo dalej i choć ja zdaję sobie sprawę z tego, że w Polsce wciąż rozmowa o masturbacji bywa krępująca, że o seksie osób dojrzałych mówimy sprawdzając stan czystości butów rozmówcy/rozmówczyni, ale osobiście, to od literatury wymagam bicia mnie po ryju a nie zagłaskiwania.

To było ambitne założenie - gra z powieścią Coetzee, polskie “monologi waginy”, do tego starzenie się (ach, Esther Villar się przypomina), traktat o losie pisarek, odrobinę fascynacji damsko-damskich i kolejne “złe sceny seksu w polskiej literaturze”. Niestety utopione to jest w zalewie z banału, w której bohaterowie mówią na przykład tak: “To tylko fizyka. Jesteśmy absolutnie fizyczny. No, w takim sensie, jak mówisz. I uprzedzę twoją następną myśl. Jesteśmy chemią. W naszym mózgu nieustannie odbywają się procesy chemiczne. I seks jest chemią jak najbardziej.” Nie ma między mną a “Costello. Przebudzenie” ani chemii ani fizyki.

Jeden z bohaterów książki Hermetz, dziennikarz słuchający jej wykładu nie był z niego zadowolony (delikatnie mówiąc) o czym donosi Costello jedna z bohaterek, próbując wymusić na niej oświadczenie dla prasy:

“Mogłaby to pani zawrzeć w swoim oświadczeniu. Jestem pewna, że autor tego nieszczęsnego tekstu nie zrozumiał… Na pewno nic nie zrozumiał. Twierdzi, że cały wywód był banalny, ale to oczywiście głupstwo.
Elizabeth poczuła ostre ukłucie, słysząc słowo “banalny”. Zabolało mocno, lecz ukryła to przed swoją rozmówczynią.”

To jest banalna książka. Mimo wielu starań.

Skomentuj posta

Proszę odpowiedzieć na pytanie: Iwasiów jak lody