Czarne, Tomasz S. Markiewka
[RECENZJA] Tomasz S. Markiewka, "Nic się nie działo. Historia życia mojej babki"
Jak się Państwu czyta w tych upałach? Odpływam i spływam po kilkudziesięciu stronach, więc w tym tygodniu nie naczytałem się przesadnie, ale udało mi się skończyć “Nic się nie działo. Historię życia mojej babki” Tomasza S. Markiewki. Z jednej strony to książka w fantastyczny sposób realizująca postulat napisania biografii osoby, która nie trafi do archiwów, nad którym to postulatem często się zastanawiałem. Z drugiej strony bardzo dobrze “Nic się nie działo” pokazuje ograniczenia relacji faktograficznej opartej na wielogodzinnych rozmowach, wieloletniej obserwacji i rodzinnej więzi.
Markiewka opisuje życie Anny Salachny urodzonej w górskiej wsi Ujsoły, miejscu “karmiącym zmysły” zapachem lnu, dźwiękiem wody i widokiem starych drzew. Trwa wojna, ale dla małej Ani to słowo niczego nie oznacza. Jeszcze nie wie, że czujność rodziców, by nie wychodziła za daleko ma coś wspólnego z wąsatym człowiekiem z Berlina. Ania była “piątym dzieckiem w rodzinie, czwartą córką”. Będzie miała jeszcze dwie siostry. W dziewięć osób w jednej izbie z kuchenką mieszkają raczej nocnie, bo dzień spędza się na dworze. Ania nie narzekała, “bo tez nie wiedziała, że można spać inaczej”.
Markiewka przeprowadza czytelnika przez kolejne lata życia Anny pokazując - na ile to możliwe - przypadkowość losu, który rzuca człowieka nagle do innej, oddalonej od rodzinnego domu, wsi. Pokazuje jednak, że w te wszystkie przypadki miesza się państwo, kościół i społeczne przemiany. Dlatego Anna decyduje się na pracę w fabryce, będzie do końca życia dumna z bycia przodownicą pracy. Dlatego w domu państwa Markiewków pojawi się radio i elektryczność, a automatyzacja rolnictwa trafi nawet pod strzechę w Liszkowie, wsi gdzie Anna z mężem będą rządzić się na gospodarce. Rządzi raczej Anna, bo jest kobietą o zaskakującej momentami sile. Na historię babci Markiewka nakłada opowieść o przemianach społecznych w ostatnich 80 latach. Historia społeczna spotyka Annę Markiewkę i czasem radzi sobie z opisem tego, co się jej przydarza, a czasem nie radzi. Wszystko to jest ciekawe, może niezbyt zaskakujace, ale dające do myślenia.
Mikrohistoria Anny Markiewki ma jednak swoje ograniczenia, a tym najbardziej dla mnie widocznym była bliska relacja autora z bohaterką. Coś, co z jednej strony daje autorowi dostęp do niesamowicie bogatego materiału, który może konfrontować z historia, socjologią, własnymi wspomnieniami, z drugiej okazało się blokadą przed zadaniem pytań intymnych. Menstruacja, odkrywanie seksualności, antykoncepcja, porody…
Markiewka prześlizguje się na przykład po tym, że Anna dziecko rodzi w szpitalu, a nie w chałupie, mimo że za tło mamy “zabitą dechami” Polskę. Jak wyglądały kolejne porody, czy się w jakiś sposób różniło podejście do rodzącej kobiety? A etyka seksualna na wsi? Czy była zgodna z naukami kościoła, czy jednak nie? Antykoncepcja? W tej książce słowo “seks” nie pada ani razu. A przecież Foucaulta autor z pewnością zna. To nie są pytania, które łatwo zadaje się swojej babci. I dlatego właśnie “Nic się nie stało” wydaje mi się raczej opowieścią o ograniczeniach tego rodzaju opisu. Ograniczeniach, które znikają gdy piszemy o kimś mniej nam znanym, lub po prostu uzupełniamy opis fikcja.
Bardzo doceniam to, co zrobił Markiewka i robi ten projekt na mnie pewne pozytywne wrażenie, ale krzywdę chyba robi autorowi opis wydawniczy, w którym czytamy, że ta mikrohistoria "może mieć więcej wspólnego z prawdą historyczną niż niejednym hasłem na koszulce z husarzami". To dość niewygórowane oczekiwania wobec "prawdy historycznej", której nie ma. Bo historia kobiet to historia też ich ciał. A tej tu nie znalazłem. Jakby nic się nie działo.
Skomentuj posta