Karakter, Vinciane Despret, Urszula Kropiwiec

[RECENZJA] Vinciane Despret, "Wszystko dla naszych zmarłych. Opowieści tych, co zostają"

Nie wiem czemu utarło się, że książki o śmierci powinniśmy czytać w okolicach listopada. Soczysta opowieść o umieraniu w środku lata przynosi jakże potrzebne ochłodzenie.

To jedna z tych książek, po lekturze których człowiek ma w głowie więcej pytań, niż odpowiedzi. Tym razem pytań dotyczących przeżywania żałoby, a zwłaszcza modelu, który zdominował dyskurs w ostatnich dziesięcioleciach. Francuska antropolożka, Vinciane Despret zauważa w tym odważnym intelektualnie eseju przełożonym przez Urszulę Kropiwiec, że “idea, jakoby jedynym przeznaczeniem zmarłych było nieistnienie, ma wymiar bardzo lokalny i z historycznego punktu widzenia jest dość świeża”. Autorka podejmuje się śledztwa nad tym, w jaki sposób zmarli towarzyszą żywym. Prowokuje do przemyślenia na nowo naszej relacji ze zmarłymi, która dzisiaj bardziej polega na oddaleniu i powolnym jej wygaszaniu.

Fascynujące są założenia, które Despret przyjęła - odrzucenie na etapie poszukiwań literatury fachowej i poświęcenie się samemu słuchaniu ludzi. “Krótko mówiąc, krążyłam wśród powiązań i skojarzeń w zależności od tego, co mi dawały”. Autorka odkrywa, że większość osób, z którym rozmawia o tym jak “zmarli wchodzą w życie żywych”, daje jej porady - “powinnaś przeczytać…. powinnaś zobaczyć…”. Jak zauważa, przy okazji żadnego z badań, nie dostała tylu porad. Postanowiła podążać za wskazówkami. “Szybko odkryłam, że ludzie nie odczuwali potrzeby uzasadniania swojego wyboru w przekonaniu, że sama zrozumiem, że nie ma tu nic do wyjaśniania. Mój świat zaludnił się promotorami tajemniczych badań”.

Opowieść Despret to zbiór historii ludzi, którzy zamiast postąpić jak sugeruje psychologia i pozwolić “pracować żałobie”, stworzyli własne światy, do których zmarli mieli dostęp. Jedni nosili buty po babci, aby dalej chodzić razem po świecie. Inni wędrują z prochami swoich bliskich zmarłych, inni jeszcze postanawiają gotować ulubione potrawy swoich zmarłych, choć sami nie podzielali ich kulinarnych wyborów.

Tłem tej historii, jak to zawsze bywa, jest rodzinna historia o dziecku, które gdyby wsiadło do innego pociągu, może nie zginęłoby w katastrofie kolejowej. Namówiony przez ojca, pradziadka autorki Georges pojechał wcześniejszym pociągiem niż było to planowane. “Z niewiadomego dla nas wszystkich powodu mój brat i siostry nie znają tej historii - za to przekazano im, również nie wiadomo dlaczego, wiele innych, o których istnieniu ja nie słyszałam”, pisze Despret.

Najważniejszym tematem tej książki jest podział na “faktyczne” i “wyobrażone”. Prosty podział, który stworzyliśmy sobie uwiedzeni możliwościami racjonalnego opowiedzenia sobie świata nie sprawdza się, gdy ciągłość życia napotyka nieobecność innego życia. Jak matka Pauline, koleżanki autorki, która kilka miesięcy po śmierci męża oświadczyła: “Twój ojciec przyszedł w nocy”. Ojciec, zdaniem matki Pauline, nie był senną zjawą. “Śniło ci się to?” - “Nie, nie śniło mi się, on przyszedł, widziałam go. Przyszedł zobaczyć, czy wszystko jest w porządku. Nie śniło mi się, ja go wyśniłam”. Jak pisze Despret: “Matka wymyśla nowe sensu słów. Tworzy homonimie, przeinacza znaczenia”. Żeby oddać doświadczenie na pograniczu realności i zwidów, trzeba modelować język przyzwyczajony do binarnego podziału świata.

Takie opowieści zdaniem Despret “nie walczą z nieobecnością, lecz dostosowują się do obecności”. A myślenie o zmarłych jako wciąż obecnych między nami sprawia, że opowieści, jakie dzięki nim powstają są “historiami bez końca”. Jednocześnie autorka zdaje się sprowadzać “pracę żałoby” jedynie do psychoterapeutycznego gestu, rodzaju współczesnego zaklęcia mającego domknąc szczeliny między światem, którego nie ma, a jest, a tym, który wydaje nam się, że jest realny. To sprzeczne z dotychczasowym stanem wiedzy i sprowadzające “pracę żałoby” do bardzo prostego, jednowymiarowego modelu. Mam mnóstwo wątpliwości wobec jej propozycji, jednocześnie jako model teoretyczny, próba spojrzenia na ustalony paradygmat, “Wszystko dla naszych zmarłych” jest niezwykle atrakcyjne w lekturze. Autorka próbując nie definiować świata swoich rozmówców i rozmówczyń nie jest w stanie ustalić czym jest ten rodzaj obecności.

Ciekawie się oczywiście czyta Despret znając teksty Marii Janion i myśląc nad tym, że w Polsce doskonale wiemy, czym kończą się lata obcowania ze zmarłym. W końcu zdaniem - jak go nazywała Janion - “mistrza romantyków”, Jana Pawła Woronicza, “Sami siebie nie znamy, a gdzie stąpim krokiem,/ Poziewa trup Ojczyzny, posoką spluskany”. Nawet w "Epilogu" do "Pana Tadeusza" mamy Matkę Polskę, "tak świeżo w grobie złożoną". Nieboszczka Polska nigdy jednak w pełni nie umarła, a "praca żałoby" nie miała miejsca, stąd może nasze narodowe traumy.

Jeśli chcecie poczytać coś niedogmatycznego, próbującego otworzyć nas na możliwość innych światów, a jednocześnie dającego szansę na zrozumienie naszych bliskich, a może i nas samych, to jest to lektura dla Was. “Opowieści to eksperymentowanie”, pisze Despret. Dawno już nie czytałem książki tak czułej na to, co mówią ludzie i tak otwartej na to, że nasz świat nie jest jedynym możliwym. Pozostaję nieufnym wobec wyciągniętych przez autorkę wniosków, choć zauroczonym.

jeden komentarz

Dioniza

13.07.2022 14:45

I bez tej lektury za często myślę o przemijaniu!

Skomentuj posta

Proszę odpowiedzieć na pytanie: Jaki był różaniec u Rolleczek?