Noc Księgarń

Noc Księgarń 2022

Wszystko przez przydawkę. Można pamiętać z dzieciństwa “bazę” w krzakach i słoneczny zapach przydomowego ogródka, ale można zapomnieć wizyty w księgarniach. Pierwsze zapamiętane książkowe zakupy były bowiem samodzielne. Czyżbym nigdy nie lubił, żeby ktoś mi dobierał lektury? Ta interpretacja z pewnością nie wytrzymałaby fact-checkingu.

Było to w wieku całkiem dojrzałym, bo w pierwszej klasie gimnazjum. Moje dotychczasowe nauczycielki języka polskiego niespecjalnie przekonały mnie do nauki gramatyki, zatem o przydawce pojęcia nie miałem. A mieć musiałem, co wykazał sprawdzian na początku września. I tak udałem się do księgarni kupić przewodnik po przydawkach i innych ważnych - przynajmniej w perspektywie kolejnego sprawdzianu - pojęciach z gramatyki. Przewodnika nauczyłem się na pamięć i z szóstki z imiesłowów jestem dumny do teraz. Samodzielna wizyta w księgarni, wysupłanie z kieszeni pieniądza (ile to wtedy mogło kosztować?), odwaga w powiedzeniu pani za ladą, czego się chce. Kiedyś to były przygody.

Były to czasy, gdy w księgarniach przy wejściu na klientów czekały koszyki. Pewnie jeszcze gdzieś się takie zachowały. Koszyki na książki. To z pewnością musiało być wspaniałe uczucie - mieć taki koszyk wypełniony literaturą. Dokładać, odkładać, układać od największych do najmniejszych, żeby wygodnie było i balans zachowany, bo nic nie ma takiej tendencji do wywracania się jak książkowe stosiki.

W sąsiednim, większym mieście była taka księgarnia z koszykami, przyjeżdżaliśmy tam kupować (w okropnych nerwach i pośpiechu) szkolne podręczniki. Jej zapachu nie zapomnę nigdy, choć możliwe, że jest to zapach tostów, na które później chodziliśmy. Mam nos przeciętnie czuły na zapachy, co udowodniłem sobie w kowidowej mgle, dopiero po kilku dniach orientując się, że nie czuję zapachów. W niczym mi to nie przeszkadzało, mówiąc prawdę.

Wróćmy jednak do księgarni, bo przecież miło się do nich wraca. Pamiętam zachwyt dziecka, które kupiło sobie mapę własnej - niewielkiej - miejscowości. Jakie to było zaskoczenie, że można świat, który wydaje się znajomy i już poznany, przedstawić za pomocą barw, linii i punktów.

Domy spłaszczyć, lasy przyciąć równo i nie zauważać korzeni.

Cmentarz ujednolicić, choć przecież dobrodziejstwem lat 90. była zadziwiająca do dzisiaj kommemoratywna różnorodność.

Znaleźć źródło rzeki przepływającej przez miasteczko i ją nazwać inaczej niż “Smródka”, co do której nazwy wszyscy byliśmy przekonani, że jest obowiązującą i administracyjną.

Nie byłoby mapy, gdyby nie księgarnia w mieście, w którym wiele lat później w jednym roku sądy skazały proboszcza i burmistrza. Jednego za gwałty, drugiego za łapówki. Specyficzny sojusz ołtarza z tronem. W księgarni świat pełen był równie wyrafinowanych przestępców, ale na szczęście wychodzili z niej tylko w torbach czytelników. A mapy kupowałem namiętnie, zwłaszcza gdy okazało się, że pokazują, że świat może być jeszcze inny.

Księgarnie są ważne. Wszystkie, kameralne i niekameralne, niezależne i zależne, komercyjne i te, w których chodzi o to, by kot miał widownię. Dlatego naprawdę z dumą przyjąłem propozycję zostania partnerem medialnym Noc Księgarń. A kiedy ta noc? Dzisiaj! Zatem wieczorem wyruszam na księgarniany melanż, wiksę z mojej bajki. Bajki, gdzie można spotkać “żar-ptaka” i marzyć o piórku Finista Jasnego Cud-Sokoła nie ruszając się zbyt daleko. Widzimy się też w Muzeum Woli na rozmowie o Białoszewskim - Noc Księgarń w Muzeum Woli: Miron Białoszewski – reporter

Dzisiaj nie śpimy, a szalejemy!

Skomentuj posta

Proszę odpowiedzieć na pytanie: Jaki był różaniec u Rolleczek?