Adam Pomorski, Marianna Kijanowska, Międzynarodowa Nagroda Literacka im. Zbigniewa Herberta
[GAZETA WYBORCZA] Holocaust, Wielki Głód, Wołyń. Nagroda Herberta dla poetki, której wiersze krzyczą - portret Marianny Kijanowskiej
Ukraińska poetka, Marianna Kijanowska otrzymała wczoraj Międzynarodową Nagrodę Literacką im. Zbigniewa Herberta za tom wierszy poświęconych pamięci ofiarom mordów w Babim Jarze.
- Pierwsze książki o Holokauście czytałam w języku polskim - mówiła ukraińska poetka Marianna Kijanowska odbierając w tym roku inną nagrodę, Europejskiego Poety Wolności. Tom poezji “Babi Jar. Na głosy” to ponad dwieście wierszy, wspólnie tworzących wielogłosowy, lamentacyjny poemat, w którym poetka odtwarza głosy ludzi zamordowanych w podkijowskim Babim Jarze. Polski przekład Adama Pomorskiego jest wyborem z opublikowanego w 2017 roku tomu poezji.
“mam dać świadectwo muszę ocaleć nie przeżyć lecz / ocalić głos”
Żółkiew to niewielkie, liczące zaledwie 13 tysięcy mieszkańców miasto na Roztoczu Wschodnim. Kilkadziesiąt kilometrów na zachód - polska granica. Kiedyś - ulubione miejsce pobytu króla Sobieskiego. Dziś - zabytkowa miejscowość, do której w czasach przed eskalacją rosyjskiej agresji, turyści docierali rzadko, wabieni przez zamożniejszy i atrakcyjniejszy Lwów.
Już w XVI wieku była Żółkiew jedną z największych żydowskich gmin w Polsce. W 1635 roku tamtejsi Żydzi uzyskali prawo budowy murowanej synagogi. Prace ukończono dopiero kilkadziesiąt lat później, w dużej mierze dzięki pożyczce udzielonej przez Sobieskiego. Synagogę nazywano “królewską” nie tylko ze względu na pożyczkę, ale też rozmiar i bogactwo jej wystroju. Renesansowa, choć już trochę barokowa budowla miała tak irytować swoim pięknem katolickich duchownych, że zabronili go bielić, by nie przysłaniał blaskiem miejscowych kościołów.
Tuż po I wojnie światowej Żydzi stanowili niemal połowę mieszkańców Żółkwi. W 1939 roku - 40 procent. Polaków było 35 procent, Ukraińców - 25. Podczas wojny naziści wymordowali ponad 4 tysiące Żydów w pobliskim lesie, a pozostałych wywieźli do obozu koncentracyjnego we Lwowie i obozu pracy w Rawie Ruskiej. Niewielu przeżyło.
W latach 70. i 80., jak mówi urodzona w Żółkwi poetka Marianna Kijanowska, miasto "nie pamiętało ani swoich Żydów, ani swoich Polaków". Ale nie mówiło się też o innej katastrofie - Hołodomorze, czyli wielkim głodzie wywołanym w Ukrainie przez władze ZSRR w latach 30. Odżywała za to inna pamięć historyczna. W 2011 roku honorowym obywatelem Żółkwi został Stepan Bandera. Nie byli pierwszymi. Banderę honorował już Lwów, Iwano-Frankiwsk, Tarnopol, Łuck, Truskawiec, Kowel, czy Sokal.
Dzisiaj, w obliczu wojny, historyczne spory i rozliczenia tracą na ważności, wydaje się, że coraz więcej osób wie, że liczy się pamięć i otwartość na zrozumienie skomplikowania polsko-ukraińskiej historii.
---
Kijanowska w 1997 roku ukończyła Wydział Filologiczny Uniwersytetu Lwowskiego. W tym samym roku zadebiutowała tomem wierszy “Wcielenie” (“Інкарнація”). Jak pisze badaczka historii literatury Maria Jakubowska, był to debiut w którym objawiła się jako "pełni dojrzała i ukształtowana poetka - z własnym stylem i wizją świata". W jej poezji dominowała świat przyrody, żywiołów, zjawisk naturalnych, ale też odwołania do mitologii greckiej, Starego Testamentu czy apokryfów. Krytycy zwracają uwagę, że przez długi czas dla Kijanowskiej ważniejszy był sam język i jego struktura, niż historia, którą można opowiedzieć za pomocą poezji. Zaczęło się to zmieniać na pod koniec pierwszego dziesięciolecia XXI wieku, a pisarka zaczęła pisać również prozę.
Sama naukowo zajmuje się literaturą polską. Była m.in. stypendystką programu Min. Kultury "Gaude Polonia", a w piśmie "Kurier Krywbasu” (“Кур'єр Кривбасу”) prowadziła rubrykę poświęconą polskiej literaturze współczesnej. Przełożyła m.in. wiersze Eugeniusza Tkaczyszyna-Dyckiego, Juliana Tuwima ale i “Dziady” Adama Mickiewicza. W 2014 roku została odznaczona medalem „Za Zasługi dla Kultury Polskiej”. - Kijanowska to czołowy głos poezji ukraińskiej ostatnich dwóch dekad. Jej twórczość znajduje się w samym centrum naszego życia literackiego, wywiera wielki wpływ na innych poetów – uzasadniał werdykt Nagrody im. Herberta, Jurij Andruchowycz, ukraiński pisarz, członek jury nagrody.
W 2017 roku Kijanowska, już jako autorka uważana za jedną z najważniejszych ukraińskich pisarek, postanowiła stworzyć tom, na który składa się kilkaset głosów - nie tylko żydowskich - ofiar Holokaustu.
- Po 2014 roku zaczęłam przyglądać się historii Żydów, krymskich Tatarów, Polaków i Ślązaków, którzy mieszkali i pracowali tutaj, w Zachodniej Ukrainie w okresie Austro-Węgier. Wspólnie tworzyli Ukrainę - mówiła Kijanowska w audycji Hromadske Radio w 2017 roku. - Wtedy dotarły do mnie wspomnienia. Żółkiew była miastem, w którym mieszkała żydowska społeczność. Jako dziecko nie raz natykałam się na macewy leżące na ziemi. Gdy na początku lat 90. mieszkający w Ukrainie Żydzi zaczęli masowo wyjeżdżać, skończyły się koncerty w mieście. Byłam pierwszą osobą w moim otoczeniu, którą ta historia zaciekawiła. Odkryłam na przykład, że zanim we Lwowie, w połowie XVI wieku powstała drukarnia Iwana Fedorowicza, w Żółkwi już drukowano książki. Żydowskie.
Pisarka podkreśla w wywiadach, że wydarzenia z 2014 roku, zwane jako Euromajdan sprawiły, że “stało się jasne, że to wszystko to właściwie „my”, takie wielopoziomowe „ja””.
– Kiedy wróciłam do Lwowa ze stypendium, podczas którego tłumaczyłam Leśmiana, zaczęłam intensywnie pisać wiersze związane z okupacją Donbasu. Jeden z nich opowiadał o Ukraińcach rozstrzelanych przez Rosjan w miejscu, którego z powodu braku świadków nie można zlokalizować - opowiadała Kijanowska podczas gdańskiego festiwalu Europejski Poeta Wolności. - Opublikowałem parę z nich na Facebooku, a czytelnicy stwierdzili, że piszę o Babim Jarze. Nie protestowałam, bo przecież każda wojna jest taka sama, a ofiary łączy podobny los i podobny strach.
Cały tekst TUTAJ
Skomentuj posta