W.A.B, Zygmunt Miłoszewski

[RECENZJA] Zygmunt Miłoszewski, "Hydropolis. Uciekaj"

- Mógłby pan powiedzieć żonie, że ją pan bardzo kocha. Moja mama bardzo lubi, jak żona jej tak mówi - odpowiada nieprzyjemnemu trenerowi rezolutny jedenastolatek.

Akcja książki Zygmunta Miłoszewskiego dzieje się w świecie z fantazji, ale czym skorupka za młodu… Naprawdę cieszę się, że - w dość nienajgorszym stanie - dożyłem czasów, gdy jeden z najpopularniejszych polskich pisarzy głównemu bohaterowi swojej książki dla dzieci daje dwie mamy. Motto pierwszego tomu “Hydropolis” zaczerpnięte jest z Janusza Zajdla - “Tutaj nie ma miejsca na błędy wychowawcze. Każdy błąd może kosztować najwyższą cenę: istnienie całego społeczeństwa”. No właśnie, koniec z błędami!

Ponieważ mamy do czynienia z opowieścią z pogranicza science-fiction, społeczeństwo Hydropolis dopuszcza jeszcze inne modele rodzinne, w tym wielopartnerskie, co jest pomysłem jak najbardziej atrakcyjnym do rozważenia, o ile nie będzie za tą ideą stała żadna religia.

Tak czy inaczej - świat, który poznają dzieciaki dzięki “Hydropolis. Uciekaj” intrygujący jest nie tylko ze względu na to, że opisuje życie w podwodnej kolonii, w której ludzie przechodzą między pomieszczeniami zamykając za sobą śluzy, a najważniejszą rolę w społeczności pełnią inżynierowie (i inżynierki) odpowiadający za bezpieczeństwo.

Sprytnie to sobie wszystko Miłoszewski wykoncypował - mamy tu jakieś nawiązania do Verne, Harry’ego Pottera, a nawet - jak mi się wydaje - do “Roku 1984”. Dość szybko “Hydropolis” staje się opowieścią o potrzebie wolności i kwestionowaniu autorytetów, a bajka - jak na tradycyjną bajkę przystało - nie jest tylko miła i sympatyczna, wystarczy wspomnieć, że jedna z mamuś Leonarda, bo tak ma na imię główny bohater, wykonała na nieposłusznym mieszkańcu kolonii wyrok śmierci. Miłoszewski traktuje młode osoby czytające poważnie i nie ukrywa przed nimi, że świat wypełniony jest brutalną walką o przetrwanie.

Czy Elek - bo tak wszyscy mówią na Leonarda - wybierze wolność? Czy będą śpiewać o nim pieśni przyszłe pokolenia? Można się o tym przekonać, zwłaszcza dysponując jakąś młodą osobą, której sprezentujemy tę naprawdę udaną historię w nadchodzącym, obfitującym w okazje prezentowe, czasie.

Ilustracje Piotra Sokołowskiego są bardzo udane, nawet żałowałem, że nie ma ich więcej. Trochę krytycznie patrzę na to, że w książce jest sporo celowych błędów składniowych - narratorem jest jedenastolatek i Miłoszewski próbuje oddać jego frazę, ale nie do końca jestem przekonany, czy skoro jednak edukujemy, to nie byłoby dobrze, żeby dzieciaki czytały poprawniejsze zdania, bo później ja na warsztatach z pisania muszę odkręcać takie nawyki. Ale nie upieram się przy tej opinii, bo pedagogikę skończyłem obiecując mojemu profesorowi, że nigdy nie będę uczył w szkole, za co dostałem najwyższą ocenę. Miłoszewskiemu daję piątkę. Z takim plusem na zachętę, by w kolejnych częściach nie zapomniał, że jeszcze wiele przed nami w kwestiach bardziej zasadniczych niż składnia zdania.

Skomentuj posta

Proszę odpowiedzieć na pytanie: Iwasiów jak lody