Czarne, Krzysztof Cieślik, Claire Keegan

[RECENZJA] Claire Keegan, "Drobiazgi takie jak ten"

Furlong to dawna miara długości. Jeden furlong to niewiele ponad 200 metrów. Furlong to także nazwisko bohatera tej niewielkiej, acz niezwykle bogatej w znaczenia, noweli irlandzkiej pisarki Claire Keegan. Przełożona przez Krzysztofa Cieślika historia to współczesna “Opowieść wigilijna”, pełna biedy i smutku, ale też nadziei, że są jeszcze wśród nas ludzie o “ludzkich” odruchach.

Choć czyta się “Drobiazgi takie jak te” szybko, to obrazy stworzone przez irlandzką pisarkę zostają z nami na długo. Ma ona niezwykły talent do plastycznego opisywania świata, przy jednoczesnej skłonności do minimalizmu, zwracania uwagi tylko na rzeczy i sprawy najważniejsze.

“W mieście New Ross kominy wyrzucały dym, który opadał kosmatymi, ciągnącymi się smugami”, a mieszkańcy w przygnębieniu znosili “długie listopadowe wichury”. Bill Furlong, handlarz węglem i drewnem ma ręce pełne roboty - co chwilę pojawiają się klienci, dzwonią telefony, a jego dostawczak cały czas jest w trasie. - Zaraz na felgach trza będzie jeździć - mówi swoim pracownikom. W trasy Furlong ludzi jeździć sam. Może dlatego nie zawsze ma czas na rybę i frytki u pani Kehoe, która właśnie postawiła w swoim barze nowy kontuar.

Matka Billa zaszła w ciążę, gdy miała szesnaście lat. Pani Wilson, jej pracodawczyni, jednak nie wyrzuciła ciężarnej na ulicę, a pomogła w wychowaniu dziecka, “wzięła go pod swoje skrzydła, przydzielała mu drogbne obowiazki i pomagala w czytaniu”. Utrzymywała się z renty po mężu i małego stadka bydła. W jej skromnej posiadłości mieszkał Ned, “robotnik rolny”, który służył również jako szofer i złota rączka. Kim był ojciec Billa? To nie jedyna zagadka, jaka pojawi się na tych zaledwie stu stronach.

Teraz Bill mieszka z żoną i pięcioma córkami, którym poświęcał się w całości. Walka o to, by dzieci wyrwały się z biedy, do której był przyzwyczajony, wypełnia Billowi całe życie. Starsze dziewczynki chodzą do miejscowej szkoły średniej prowadzonej przez siostry zakonne, młodsze chodzą tam na lekcje gry na akordeonie. Zakon, choć przez długi czas obecny tylko na marginesach opowieści Keegan, okaże się centralnym miejscem tej historii, miejscem, o którym wszyscy boją się mówić. Bo pewnego dnia Bill dostarczając węgiel do klasztoru natknie się na zamkniętą w komórce młodą dziewczynę. I choć lepiej nie wtrącać się w nie swoje sprawy, nie będzie umiał zapomnieć tego widoku.

“Drobiazgi…” to nie tylko opowieść o etyce i moralności, ale też o ekonomii i stosunkach społecznych. Już na pierwszej stronie autorka przedstawia mieszkańców New Ross jako ludzi uwikłanych w dziesiątki zachodzących między nimi zależności - wszyscy się znają, wiedzą wiele, ale istnieją sprawy, o których się nie rozmawia. To społeczność tętniąca życiem - w barze z frytkami i rybą, w sali do bingo, kawiarni, na poczcie i w supermarkecie - wszyscy ze sobą rozmawiają. A domokrążcy i sklepikarze? Ci przecież wiedzą wszystko - zajrzą w portfel, wiedzą komu nie starczyło do wypłaty i co ludzie nieudolnie próbują ukryć w sieni. Wszędzie jest blisko, a jednocześnie daleko. Najdalej, a jednocześnie najbliżej jest wszystkim do kościoła. Zwłaszcza, że zbliża się Boże Narodzenie.

“Drobiazgi takie jak te” były najcieńszą w historii książką-finalistką Bookera i zupełnie mnie to nie dziwi. W skondensowanej, a jednocześnie całkiem potoczystej formule Keegan wrzuca czytelnika w świat małego, irlandzkiego miasteczka i każe mu śledzić losy ludzi, z którymi trudno nie sympatyzować, ale w finale decyzja, którą podejmie Bill wcale nie będzie najlepsza. Przynajmniej dla rodziny. Żona Billa, Eileen marzy o nowych oknach, jednak psujący się samochód zwiastuje, że nic tych marzeń nie będzie. Sam Bill marzy o tym, żeby jego ukochane dziewczynki zdobyły wykształcenie i znalazły sobie lepsze i łatwiejsze życie. Ale decyzja, którą podejmie w finale tej opowieści, raczej im w tym nie pomoże. Co z tego, że najsłuszniejsza i najbardziej etyczna, gdy niebezpieczna dla rodziny? Co jest ważne w życiu? I dlaczego Bill przez tyle lat nie dostrzegał rzeczy, które wszyscy widzieli? I nie chodzi tu tylko o los kobiet zamkniętych za klasztornym murem.

Może chwilami to książka ze zbyt wyrazistą symboliką i oczywistym przesłaniem, jednocześnie niezwykle precyzyjna w konstrukcji, wspaniała językowo i zachwycająca zabiegami narracyjnymi. Keegan pokazuje, że - gdy potrafi się grać na kilku jednocześnie prowadzonych wątkach narracyjnych, przy zachowaniu minimum słów - wciąż można tworzyć smutne historie o biednych, dobrych ludziach, tak by nie popaść w pełen współczucia i nostalgii kicz.

Skomentuj posta

Proszę odpowiedzieć na pytanie: Czego katastrofa następuje u Haliny Snopkiewicz?