Krytyka Polityczna, Paweł Soszyński
Paweł Soszyński, "Teo. Dramaty"
Dzisiaj kilka słów o książce niezwykle dla mnie ważnej. Poświęćcie jej chociaż spojrzenie.
Ukazały się właśnie dramaty Pawła Soszyńskiego, autora trzech powieści, redaktora i recenzenta teatralnego. Człowieka, który w melancholii znajdował ironię, pisał - jak sam opowiadał - z miłości, a kamp i queer uważał za ratunek dla naszej poranionej wspólnoty. Soszyński wychodzi od opowieści o tragiczności losu do próby ujrzenia jej trajektorii z innej perspektywy. Posypując ją brokatem, dając jej kolor, radość i celebrując miłość.
W dramacie “84061” osoby mówią o swoich doświadczeniach obozowych, “swojej prawdzie”, a Soszyński montuje ich wypowiedzi w historię tak potworną, że aż zabawną. Monstrualność i dzikość tego tekstu zderzone z historyczną “prawdą” opowieści rekapitulują narrację historyczną. Pamiętać trzeba, że był Soszyński redaktorem książek Joanny Ostrowskiej upominających się o “nową prawdę” historyczną.
Soszka wczoraj skończyłby 44 lata.
Nie ma go jednak z nami, ale dzięki pracy wielu osób, m.in. Joanny Ostrowskiej i Witolda Mrozka ukazuje się ta, zdobna w subtelną okładkę Arobala, książka.
W swoich tekstach Soszyński - jak słusznie zauważa Witold Mrozek - z przymrużonymi oczami przygląda się Polsce. Jest to Polska umorusana węglowym pyłem i przysypana brokatem. Jak w najciekawszym dla mnie tekście z tej książki, czyli monodramie "Mary Poppers". Napisany w Wałbrzychu, o Wałbrzychu opowiada. O mieście, w którym mieszkają nie tylko węglokopy, ale i tworzy się queerowa wspólnota, "kwiat Wałbrzycha o płatkach miękkich". Bo, "kiedy w mieście gasły światła, rozświetlały się nad górami zorze, a kamienice wiły się jak syrenie ognie". Queerowa wspólnota w salonie trzyma się za ręce i patrzy, jak płonie miasto.
Apologetą takiej wspólnoty był właśnie Soszyński. Wspólnotę rozumiał jako praktykę, w którą wkładał całego siebie. Nigdy nie byliśmy blisko, rozmawialiśmy niewiele, ale było coś innego w milczeniu z Pawłem, w skinięciu głową, niewylewnych wymianach zdań.
Jest przykrym moment zauważenia, że przeszłość odchodzi w niebyt. Zapominamy twarze, imiona, zmarłych obcowania nie przypomina nam codziennie żadna litania. Nikt się nie upomni o naszą pamięć.
O Soszce nie trzeba przypominać tym, co go poznali. Żył tak, żeby pozostawić puste miejsce po sobie.
Ale trzeba Soszyńskiego opowiadać Państwu i jego opowieści powielać, wydawać, przetwarzać, odtwarzać i wystawiać. Dlatego tak cieszę się na ten zbiór dramatów, które pokazują jaką filozofię istnienia wyznawał Autor. Przez bycie dla innych i z innymi. I przez opowiadanie historii na własnych zasadach, bez pytania o zgodę.
Gorzkie to historie i pełen goryczy to los. Queerowa wspólnota tworzy nie tylko przyszłość, ale też zajmuje się budowaniem własnych mitologii. Mit Soszki jest mitem, do którego wszyscy są zaproszeni.
Skomentuj posta