Czarne, Natasza Goerke
Natasza Goerke, "Tam"
Czytając w ilościach masowych rzadko trafia się na książki, które sprawiają zwyczajną frajdę z lektury. Większość tego co “trzeba” przeczytać jest kiepska, przegadana albo opowiada o czymś traumatycznym. Od jednej katastrofy do drugiej mija mój czas i tęsknie spoglądam za momentem, gdy będę mógł poczytać “Karlssona z Dachu”. Na szczęście zdarzają się książki niepozorne, pięknie napisane i dające jakąś nadzieję, na to że literatura to nie jest wyścig na liczbę zadrukowanych stron. Dzisiaj o jednej z nich.
“Tam” Nataszy Goerke (Wydawnictwo Czarne) to jedna z najbardziej wyczekiwanych przeze mnie książek tego roku. Ostatnia powieść tej popularnej przed laty autorki, ukazała się piętnaście lat temu a Goerke na literackiej mapie Polski pojawia się dość rzadko. Z pewnością spędzanie sporej części roku w nepalskim “domku do niemyślenia” stanowi skuteczny lek na autopromocję, ale brakowało mi tego głosu. Doczekaliśmy się!
Zatem jesteśmy w Nepalu. Co wiemy o Nepalu? Himalaje, Mt Everest, polscy himalaiści, Katmandu, turystyka, zabójstwo rodziny królewskiej, trzęsienie ziemi… No i jaki. Jaki obowiązkowo, jak w Polsce poroża jelenia, tak w Nepalu w każdej knajpie znajdziecie “zdjęcia jaków na tle gór, jaków bez gór, gór bez jaków lub Bryana Adamsa”.
Jeśli obawiacie się książki “uduchowionej”, o pięknie przyrody i wielkiej myśli małego narodu, o duchach gór i podejrzanej metafizyce to oczywiście Goerke służy takimi opowieściami, ale ironicznie, z dystansem. To nie jest reportaż, ale też nie jest to książka podróżnicza. Z trudem wyłuskacie kilka wskazówek dla turysty, znajdziecie za to sporo informacji ważnych dla nas gdziekolwiek będziemy “Tam” czytać. Choćby taką:
“Słowo “świat” pojęciem jest nieco abstrakcyjnym. Światów w obrębie świata jest kilka, a ich liczba w zależności od dziejowego etapu oscyluje między jednym a czterema. Świat Pierwszy, czyli ten najlepszy, istniał jakiś czas w opozycji do schowanego za żelazną kurtyną Świata Drugiego, gorszego, i do Świata Trzeciego, najgorszego. (...) I gdy wydawało się, że gorzej być nie może, spośród krajów rozwijających się słabo wyłoniła się grupa takich, które rozwijają się jeszcze słabiej albo nie rozwijają wcale. Krajów tych jest dziś około pięćdziesięciu, nadziei na rychłą poprawę raczej nie rokują i stanowią na świecie najuboższy ze światów, zwany Czwartym. Nepal plasuje się na pograniczu Świata Trzeciego i Czwartego. Brzmi to niewesoło, tyle że bieda biednieje na skutek porównań, a kraje wysokorozwinięte poprzeczkę ustawiły na poziomie egzosfery. Choć więc żyje się w nich bezsprzecznie wygodniej, to w skali globalnej stanowią jedynie elitę. Dobrobyt nie jest bowiem regułą, lecz wyjątkiem, i większośc świata niezmiennie klepie większą lub mniejszą biedę. Bieda jest brzydka, ale ma to do siebie, że najgorzej wygląda z daleka. Jeśli więc patrząc na Nepal, zapomnieć na chwilę o Norwegii, to dopatrzyć się w nim można skarbów.”
Skarbami Nepalu są ludzie - walczący z przeznaczeniem, trochę zagubieni ale szukający ratunku dla siebie i patrzący na świat z zaskakującym optymizmem (choć pamiętajmy, że “nie wszyscy Nepalczycy są więc pogodni, bo nie ma takiego nieba, które jest tylko bezchmurne”). O nich z wdziękiem opowiada Goerke, które wplata w swoją opowieść zarówno historię Nepalu, losy indywidualne jak i krótkie życie niepozornych przedmiotów:
“Na nepalskich zapałkach polegać można bardziej, przynajmniej zazwyczaj. Zapałki są zresztą tańsze i przy tym bardzo ładne. Te o nazwie Syrya, czyli Słońce, jeśli się nie złamią, palą się nawet na wietrze. Inne, o nazwie Swastik, mają na etykietce namalowany malutki znak pomyślności i się nie łamią, tylko trzeba uważać, bo ich główki rozpryskują się niczym fajerwerki i jak trafią w oko, to mogą trwale oślepić. Prócz tych groźnych dla oczu Nepalczycy produkują też oczywiście zapałki zupełnie niegroźne. Te nazywają się Yak-Yak i mogą się nimi bawić nawet dzieci, bo nie zapalają się wcale.”
Goerke przygląda się Nepalowi z niezwykłą czułością, sympatią, krytycyzmem ale próbującym zrozumieć i co najważniejsze - świadomością, że chociaż zna dobrze to maleńkie (jak na azjatyckie standardy) państewko, to nie ma prawa do diagnozowania, że jest tam tylko gościem, może trochę już na specjalnych prawach, ale jednak gościem. Nie oznacza to, że trzeba unikać kupowania turystycznego szmelcu i poszukiwać jedynie rozwiązań fair-trade. Rzeczywistość jest brutalna i wiadomo, że prawie każdy wyjeżdżający z Nepalu chce “zaopatrzyć się w niekonwencjonalne podarki dla bliskich”, co z łatwością można zrobić korzystając z usług ulicznych straganów i kramików. Te bowiem, “wabiąc niepowtarzalnym wdziękiem, stanowią poważną konkurencję dla nepalskich zabytków”, a można na nich nabyć “jedyne w swoim rodzaju skarby: miniaturkę pejcza do chłostania niegrzecznej Barbie, nakręcanego Bruce’a Lee, gumowego Mao, malutkie F-16 w kształcie zdepniętej ćmy (...)”. Pobuszowałbym z przyjemnością w takim składziku.
Chciałbym, żeby każdy turysta był jak Goerke, żeby myślał o konsekwencjach swoich decyzji, o tym że bieda to zjawisko wielowymiarowe i rozumienie jej z perspektywy “zachodniej” nie przynosi najlepszych rozwiązań. Tylko jakie mamy alternatywy? Możemy jak niektórzy bohaterowie “Tam” zamieszkać w Nepalu i wieść w nim życie szaleńca, który porzucił zachodnie dobra. Możemy dotować organizacje pomagające ofiarom trzęsień ziemi, ale nie spodziewajmy się, że z naszej złotówki nie będzie chciał skorzystać miejscowy rząd. Możemy naczytać się książek i pojechać odkrywać egzotyczny świat, dać się zaskoczyć “nowoczesności” Katmandu i specyficznemu urokowi świątyń ulokowanych na oszałamiająco pięknych górskich zboczach. Jak bezlitośnie przypomina autorka, “droga jednak zawsze jest tak samo kręta”.
Niewiele jest książek, w których spotykają się szacunek dla inteligencji czytelników, jasność wywodu i piękno języka. “Tam” Nataszy Goerke zostanie ze mną na długo, podobnie jak nepalski wisiorek, który dzięki naszej wspólnej znajomej trafił w moje posiadanie. Gumowego Mao może kiedyś sam sobie kupię...
Skomentuj posta