W.A.B, Sven Lindqvist, Ewa Wojciechowska

[RECENZJA] Sven Lindqvist, "Już nie żyjesz. Historia bombardowań"

Zawsze zazdrościliśmy ptakom. Niektórzy marzyciele chcieli unosić się w przestworzach, by podziwiać lasy, miasta, czy rzeki. Fascynowały ich ptaki łagodnie unoszące się nad horyzontem. I choć dzisiaj może nam się wydawać, że stanowili większość, byli nieliczni.

Większość marzycieli miała naturę drapieżników i wolała podziwiać ptaki nagle nurkujące w przestworzach i atakujące niczego nie spodziewające się ofiary. Orły w herbach nie wzięły się tylko z podziwu dla nakarmionego majestatu.

Sven Lindqvist, nieżyjący już, szwedzki reporter i historyk, autor wstrząsającej książki “Wytępić całe to bydło” (tłum. Milena Haykowska), w swoje”Historii bombardowań” przypomina nam, że gdy tylko człowiek wzbił się w przestworza, zaczął kombinować, jakby tę nowo zdobytą umiejętność wykorzystać do zabijania innych ludzi.

Nie można zabijać swoich. Bombardowanie - w przeciwieństwie do “zwykłej” walki - od początku wydawało się mniej etyczne. Miażdżenie przeciwnikowi czaszki buzdyganem wymagało siły, ale też stanięcia z nim - niemal - twarzą w twarz. Bombardowanie z przestworzy od początku było widziane jako dużo większe zagrożenie. W świecie, który - co fantastycznie wplata do tej opowieści Lindqvist - próbuje ustalić wojenny savoir-vivre, to właśnie wizja bombardowanych miast sprawiła, że trzeba było wymyślić coś na kształt dzisiejszego prawa międzynarodowego.

Byli też inni fantaści. Lidqvist pokazuje, jak w XIX-wiecznej literaturze - zwłaszcza brytyjskiej - powszechne były futurystyczne wizje świata podporządkowanego jednemu państwu, a wszystko to osiągnięte dzięki terrorowi bombardowania.

Pierwsze bomby z powietrza zostały spuszczone przez Austriaków na Wenecję w 1849 roku z bezzałogowych balonów. Historia lubi ironię, więc pierwsza bomba z samolotu została zrzucona przez… Włochów. W międzyczasie - w 1899 roku konwencja haska zakazała bombardowań z balonów, ale nie przewidziano samolotów, więc Włosi byli “kryci”.

Pierwsza bomba z sammolotu została zrzucona w pobliżu libijskiego Trypolisu 1 listopada 1911 roku. Były to trzy granaty ręczne duńskiej produkcji “Haasen”. Spadły na oazę Tadżura, a zrzucił je pilot, Giulio Gavotti. Historia, jak już zostało powiedziane, lubi ironię i w 2011 roku, równo sto lat po tych wydarzeniach, Muammar Kaddafi właśnie z Tadżury ewakuował uran, będący paliwem dla tamtejszego doświadczalnego reaktora atomowego. Świat podejrzewał Libię o produkcję “brudnej bomby” właśnie w miejscu, gdzie z nieba spadła pierwsza bomba.

Wojna Włochów z Turkami w 1911 roku z wielu powodów była przełomowa. Pochodzi z niej pierwsze zdjęcie wykonane z samolotu. Ktoś inny został po raz pierwszy zestrzelony (i dla niego samego - po raz ostatni). Żołnierzom kibicowali poeci i artyści, dla których wojna była inspiracją. Można było napisać wiersz, stworzyć symfonię, czy rzeźbę. Futuryzm zapowiadał to, co się wydarzy za kilkadziesiąt lat. Co ciekawe - sam był wtedy już uważany za sztukę zdegenerowaną.

Wracając do Lindqvista, to jego “Już nie żyjesz” (tłum. Ewa Wojciechowska) jest zbiorem takich właśnie, fascynujących opowieści, których najbardziej zaskakujące jest chyba to, jak szybko i na jaką skalę, bombardowanie (lub sama jego groźba) sprawiło, że zaczęto szukać dróg do opanowania tego wyścigu zbrojeń. Prasa już po Tadżurze miała pisać z przerażeniem o możliwych implikacjach. Oczywiście niewiele osób martwiło się libijską osadą, a Paryżem czy Rzymem.

Znajdziecie u Lindqvista inną, równie wstrząsającą historię, przypominającą o tym, że

8 maja 1945 roku, “kiedy pijane ze szczęścia tłumy świętowały na ulicach europejskich stolic, mieszkańcy algierskiego miasta Satif zażądali owego prawa do samostanowienia, o którym tyle się mówiło podczas wojny”. Miejscowa policja nie poradziła sobie z protestującymi. Wtedy wysłano czołgi i bombowce. Zginęło kilkaset osób (a może kilka tysięcy - dane nie są jednoznaczne), a “blisko czterdzieści algierskich wiosek zrównano z ziemią”. Nikt o tej masakrze nie wspomniał, bo kto miał kontrolować Francuzów na “ich” ziemi?

Kiedy kilka tygodni później Francuzi postanowili powtórzyć tę krwawą łaźnię w Syrii. Zapomnieli jednak, że w Syrii stacjonują Brytyjczycy, a prasa uważnie śledzi wszystko, co dotyczy Bliskiego Wschodu. I choć zbombardowano kilka największych miast, to po protestach i negatywnemu przyjęciu sprawy przez tzw. opinię publiczną, Francja została zmuszona do uznania niepodległości Syrii.

Okazało się, że “bomby nie lubią publiczności”.

Takich historii znajdziecie u Lindqvista mnóstwo, a lektura “Już nie żyjesz” jest znośna dzięki krótkim rozdziałom, które autor ułożył w czymś na kształt labiryntu, jaki znacie z “Gry w klasy”. Czy to dobry pomysł, można się zastanawiać - bywało, że się gubiłem i choć w książce znajdziecie rozpisaną kolejność czytania paragrafów, niekoniecznie jest ona użyteczna.

Oczywistym minusem tej książki jest też jej data powstania. Lindqvist wydał “Już nie żyjesz” w 1999 roku, zatem dostajemy książkę, której zdecydowanie przydałoby się uzupełnienie. Jednocześnie Lindqvist jest tak wybitnym pisarzem, że mimo to, czyta się go z rosnącą fascynacją, nawet jeśli nie lubicie książek, w których co kilka stron autor ma potrzebę zabłyśnięcia jakimś wątpliwej urody bon-motem. Niestety trudno tego uniknąć w paragrafowym stylu pisania, który potrzebuje ciągłego puentowania.

Odrobinę marszcząc nos na pewne aspekty tej książki, bardzo ją wam polecam. Można - przekornie - zabrać ze sobą na wakacje i czytać pod - oby - bezchmurnym niebem.

Skomentuj posta

Proszę odpowiedzieć na pytanie: W rosole u Musierowicz