Albatros, Anna Dobrzańska, Sheena Patel
[RECENZJA] Sheena Patel, "Jestem fanką", tłum. Anna Dobrzańska
- Stalkuję w internecie kobietę, która sypia z tym samym mężczyzną co ja.
I to jest pierwsze zdanie!
Przyznaję - nieszczególnie miałem ochotę na lekturę “Jestem fanką” Sheeny Patel. Z okładki informowano mnie, że to opowieść o “bezimiennej narratorce”, “starszym kochanku” i “jego kochance, wpływowej influencerce”. Odkrywcze? Niezbyt. Zachęcające? Nie mnie. Ale to pierwsze zdanie przykuło moją uwagę na tyle, że przeczytałem całość i nawet przez chwilę nie myślałem, żeby zmienić lekturę. A konkurencja w miesiącu warszawskich targów książki jest wręcz mordercza. Aktualnie zasypywany jestem nowościami, które krzyczą “przeczytaj mnie”, wdzięczą się ślicznymi okładkami i całkiem atrakcyjnymi blurbami. Postawiłem na Patel i jestem bardzo ciekawy, czy pójdziecie za moim przykładem. I czy również wam się spodoba. Dajcie znać.
Z opisu i pierwszego zdania łatwo wywnioskować o czym jest książka. Ona - "ma dziesiątki tysięcy followersów, jest zweryfikowaną użytkowniczką i córką jakiejś amerykańskiej gwiazdy. Biali ludzie nadskakują jej w komentarzach pod każdym postem". Gdy wychodzi jej książka, narratorka śledzi premierę "jakby planowała atak dronów na miasto". Po prostu "kobieta, na której punkcie mam obsesję".
On - "mężczyzna, z którym chcę być", ma "tendencję do omijania pewnych informacji" i fantastycznego k****a (to nie ja, to autorka!).
"Jestem fanką" zbudowane jest z krótkich rozdziałów, w których narratorka opisuje dynamikę swojej relacji z mężczyzną i obsesję na punkcie białej kobiety, z którą on sypia. Jednocześnie pojawia się w nich mnóstwo ciekawych komentarzy społecznych, które - co mnie samego zaskoczyło - nie irytują publicystyką. Niemal wszystkie usprawiedliwione są kontekstem, a całość ubrana w autobiograficzny esej o współczesności. Zwodniczy, bo jednak wprzęgnięty w fikcyjną narrację, jakby autorka nie była przekonana do odpowiedniej szczerości wszystkich tych - jakże aktualnie popularnych - narracji o własnym “ja”.
"Gdzie biegnie granica między byciem bezbronną a płaszczeniem się przed systemem, który nigdy cię nie uzna?", pyta narratorka w najbardziej poruszającym rozdziale "nie ma to jak". Zauważa, że współczesne narracje skupiają się wokół tożsamości, co wcale nie daje wolności, a sprawia, że wszyscy walczymy o to, by rynek i media społecznościowe zatwierdziły naszą historię. Patel bardzo ciekawie krytykuje popularność historii, w których indywidualne "ja", musi wpasować się w "my", które jest atrakcyjne dla mediów i odbiorców, którzy prowadzeni są jak na smyczy przez algorytm pokazujący świat na zasadzie "jeśli podobało ci się to, będziesz zachwycony tym". Tym samym trudniej wyjść z pozycji ofiary - pozornie indywidualna tożsamość, zwłaszcza atrakcyjna narracyjnie, daje nam złudne poczucie bezpieczeństwa. Szczególnie, gdy jest się czarnym. "Wiemy, że jeśli pozostaniemy częścią tłumu, czekać nas będzie podwójna niesprawiedliwość i instytucjonalne zaniedbania ze strony policji albo systemu prawnego (…), pisze Patel. Media społecznościowe, zdaniem narratorki (którą jednak trudno tu oddzielić od autorki), przekształcają nas z ludzi służących społeczności w indywidualne start-upy, marki osobiste.
Pozwólcie na obszerny cytat z Patel, bo pisze w nim coś, czego już powoli w Polsce dotykamy - przerabiania indywidualnej krzywdy na klucz dający dostęp do świata uprzywilejowanych.
"(…) wystarczy opowiedzieć im historię, którą chcą usłyszeć – tę o naszej asymilacji do białości albo nienawiści do niej, albo o porażce, którą ponieśliśmy, żeby biali, trzymający klucze do zamku, mogli wziąć gwałtowny oddech, pokręcić głowami i powiedzieć: "Nie miałem pojęcia, że jest aż tak źle, na litość boską, mamy [wstaw właściwy rok]", po czym opuścić most zwodzony i wpuścić nas do środka. Wiemy, że poddanie się temu zapewni nam status, o który zabiegamy. Dzięki temu zyskamy „nazwisko”, będziemy siedzieć na panelach i dyskutować o „różnorodności”, we wnętrzach historycznych budynków przed zachwyconą publicznością znajdziemy poważne rozwiązania, które nie wniosą nic poza tym, że będziemy się czuć dobrze sami ze sobą, wiedząc, jak bardzo przygnębia nas sytuacja na świecie. Będziemy prowadzić warsztaty, pisać książki i krzyczeć: my, w przeciwieństwie do was, wiemy, jak naprawdę wygląda Wielka Brytania, kupcie moją książkę, żeby poznać Prawdę! Baza fanów zapewni nam to wszystko, zagwarantuje zaproszenia na rozdania prestiżowych nagród, miejsca na festiwalach literackich, a kto wie, może w przyszłości wejdziemy w skład jurorów w którymś z szanowanych konkursów".
“Jestem fanką” to nie jest zwyczajna obyczajówka, a projekt społeczno-literacki. Autorka przygląda się strukturom, w których tkwimy - od patriarchatu przez uwikłanie w media społecznościowe, po strukturalny rasizm, zastanawiając się, czy nie daliśmy się porwać łatwym odpowiedzią na trudne pytania tylko dlatego, że pasują do znanych nam już skryptów. "Jestem fanką" to powieść o toksyczności współczesnego świata, w której autorka poszukuje rozwiązań, nie użalając się nad główną bohaterką. Sprytnym i słusznym zabiegiem jest to, że bohaterka tej powieści nie zachowuje się zgodnie z przemyśleniami, które wygłasza. Jest niespójna - z jednej strony świadoma mechanizmów, które nią rządzą, z drugiej - płynąca z prądem. Tym samym staje się bardzo ludzka, a książka nie nabiera cech moralitetu. Można powiedzieć: wszyscy jesteśmy dziwni.
Jest to książka w jakimś stopniu radykalna, zrywająca z niektórymi tradycjami pisarskimi, a na pewno wciągająca - o ile lubi się czytać teksty, w których narratorka czy narrator nie budzą szczególnej sympatii, a nawet zaufania.
Tłumaczenie Anny Dobrzańskiej jest sprawne, tłumaczka nie miała łatwego zadania, bo język Patel jest niezwykle konkretny, raczej nazywający, niż opisujący. Autorka sięga po memy, język mediów społecznościowych, co nie ułatwiało zadania. Do tego konteksty kulturowe, nie zawsze dające się dobrze przełożyć. Efekt jest naprawdę udany.
Sięgnijcie po “Jestem fanką” i dajcie znać, czy też was Patel porwała już od pierwszego zdania.
Skomentuj posta