Stanisław Wotowski, volumina.pl
Stanisław Wotowski, "Duchy i Zjawy. Wykład popularny z dziedziny medjumizmu i badań psychicznych."
Potrzebuję lektur, które oddalają mnie od codzienności. Nic nie oddala od niej tak jak książki o duchach i spirytyzmie. W moje łapki wpadł “wykład popularny z dziedziny medjumizmu i badań psychicznych” zatytułowany - niespodzianka - “Duchy i zjawy” autorstwa bardzo intrygującej postaci, jaką był Stanisław A. Wotowski - pisarz, kierownik biura detektywistycznego Pinkerton, znawca okultyzmu i masonerii. W dwudziestoleciu był Wotowski jednym z najpopularniejszych pisarzy, a jego dzieła doczekały się kilku ekranizacji i masowych nakładów. Aktualnie niesłusznie zapomniany - lektura jego książek to świetny, choć wykoślawiony obraz Polski a zwłaszcza Warszawy w okresie pomiędzy wojnami. Kiedyś o nich trochę napiszę, bo się swego czasu naczytałem po uszka. A co do “Duchów i zjaw” to jest to lektura przednia, gdyż autor troche nie do końca wierzy w te wszystkie latające stoliki, materializujące się zjawy i inne cuda-niewidy, ale z drugiej strony jednak jest tym przynajmniej zafascynowany, w końcu “wiara w duchy jest tak starą jak starym jest świat!”.
Spośród dziesiątek przykładów medium i spirytystów, moją uwagę przykuły oczywiście historie warszawskie. I tak czytamy:
“W Warszawie również istniały i istnieją lokale, którym fama przypisuje odwiedziny straszlowych gości z zaświatów.Jeśli zajrzymy do ksiąg jednego z dziejopisów naszej stolicy (...) odnajdziemy opowiadania o domu na Solnej, gdzie mieścił się warsztat szewcki a w nim miała się noc w noc pojawiać amazonka konno. Ponoć jeden z czeladników, odważnego ducha, nie zląkł się tych opowiadań i postanowił w warsztacie zanocować.
O północy, godzinie duchów, miała mu się ukazać upiona amazonka. Gdy w przerażeniu począł się cofać, najechała ona na niego swym rumakiem, koń się wspiął i kopytem uderzył go w czoło.
Czeladnik zemdlał… a rano odnaleźli go koledzy na pół obumarłego ze strachu.
Na czole zaś jego najwyraźniej widniał ślad uderzenia podkową…”
Najciekawszą postacią, o której pisze Wotowski jest niejaki Jan Guzik, który “gdy był jeszcze zwykłym robotnikiem-garbarzem i nie śniła mu się jego karjera “wywoływacza duchów”, a po pracy zasypiał, działy się u niego w mieszkaniu takie awantury i hałasy że najbliżsi domownicy nie wyłączając żony w przerażeniu uciekali i odmawiali dalszego zamieszkiwania z nim pod jednym dachem.” Na stronie 32 książki Wotowskiego zamieszczono podobiznę rzeczonego Jana Guzika, która to nieszczególnie wyróżnia go spośród tysięcy innych mężczyzn. Guzik według klasyfikacji Wotowskiego był “medjum materializacyjnym” i “osobistością bardzo popularną w Warszawie”. Duchy wywoływane przez Guzika “nie mają respektu i dla dygnitarzy. Kiedy przed wojną seansował Guzik na dworze cesarza rosyjskiego Mikołaja II - duchy w tak niemiłosierny sposób tłukły i biły wielkich książąt i ministrów, że ci wychodzili z seansów posiniaczeni”. O i to jest ten moment, gdy polubiłem pana Jana Guzika, mimo że jego duchy “drapią, szczypią, rzucają ciężkiemi przedmiotami”.
Ostatecznie Guzik okazał się wyjątkowo zdolnym hochsztaplerem, ale bardzo mnie bawi świat, w którym zamiast włączyć telewizor czy odpalić kompa ludzie wieczorami dla rozrywki wywoływali duchy.
Na koniec zaś historia przykra:
Był wypadek, że w opisany sposób [“dematerjalizacja” i “rematerjalizacja” - WSZ] został przeniesiony do zamkniętego pokoju ni mniej ni więcej tylko… kanarek z klatki, a więc stworzenie żywe!
Musiała jednak biedakowi owa dematerjalizacja i rematerjalizacja nie pójść na zdrowie, gdyż w parę dni później zdechł!”
Książka ukazała się w 1924 roku w seriii “Biblioteka Wiedzy Tajemnej”, niezłej jakości reprint zaś przed rokiem ukazał się nakładem volumina.pl. Jak potrzebujecie na jakiś wieczór lektury lekkiej, zabawnej z lekką nutą historycznej fascynacji, warto do tego zajrzeć. Za to raz jeszcze polecam kryminały Wotowskiego, są wyjątkowo kiczowate i tandetne, a jednocześnie wciągają na długie godziny. Tak brzydkie, że aż piękne. Stay tuned, to może o kilku napiszę.
Skomentuj posta