Czarne, Wojciech Orliński
Wojciech Orliński, "Lem. Życie nie z tej ziemi"
Uważajcie, ta książka naprawdę wciąga. Nie jest to jednak grawitacja a jakby dwa pola magnetyczne, pomiędzy którymi czytelnik może sobie radośnie dryfować. Pierwszym, o sile dominującej, jest planeta Lema, na której obok powieści, niezwykłej wyobraźni i wielkiej mądrości znajdują się też przedmioty, lekkie dziwaczności i niezwykła biografia. Drugie pole to autor tego dzieła, Wojciech Orliński, który obecny jest w nim od pierwszej do ostatniej strony jakby nadmiernie, a jednak to ma sens (choć długo do tej myśli musiałem się przekonywać).
Zacznijmy od samej biografii - miłośnicy i miłośniczki twórczości Lema pewnie ją znają i ta książka może nawet lekko rozczarować, bo Orliński bardzo świadomie ogranicza liczbę źródeł za którymi podąża (inaczej by tego nigdy nie skończył zapewne) i przyciąga naszą uwagę w kilka miejsc, z których i tak trudno się wyplątać. Najwięcej uwagi poświęca Orliński lwowskiemu dzieciństwu Lema, a więc Holocaustowi. O swoich żydowskich korzeniach Lem mówić nie lubił i jedynie - jak wykazują Orliński i Agnieszka Gajewska - czytając specyficznym, holocaustowym kluczem dzieła twórcy Pirxa, można odszyfrować autobiograficzne wstawki. To niezwykle ważne i cenne, że Orliński poświęca naprawdę sporo uwagi temu tematowi, fantastycznie zresztą pokazując w dalszej części biografii Lema jak wiele decyzji w jego życiu miało swoje źródła w wojennej traumie. Drugim obszarem, w którym biografia ta wydaje się być najciekawsza to “narodziny wielkiego pisarza”, a więc czasy pierwszych powieści, z których niekoniecznie wszystkie dzisiaj można polecić. O ile “Szpital Przemienienia” to książka, którą darzę sporym szacunkiem, tak jej kontynuacje (“Wśród umarłych” i “Powrót”) są jednak trudne do zniesienia. Za chwilę powstaną jednak “Powrót z gwiazd”, “Księga robotów”, “Pamiętnik znaleziony w wannie” i “Solaris”. Teraz mały przerywnik - co to były za czasy, że w jednym roku (1961) Lem opublikował trzy świetne powieści i do tego dorzucił zbiór opowiadań? Dzisiaj rynek by oszalał. Nie tylko ze szczęścia. Tutaj Orliński bardzo szczegółowo prowadzi osoby czytające przez lemowskie meandry życia. Nie można tego niestety powiedzieć o jego ostatnich latach, im bliżej ostatniej powieści tym Orlińskiemu pióro przyspiesza i jednak pozostaje rozczarowanie, zwłaszcza że można było więcej. Orliński stosuje dość mocne kryteria autocenzuralne i chyba one nie pozwoliły mu wejść z trochę twardszą podeszwą w ten okres życia Lema.
“Lem. Życie nie z tej ziemi” to nie jest praca naukowa, to eseistyczne omówienie wątków biograficznych. Muszę to zdanie umieścić w recenzji, bo jak ktoś się spodziewa, że Orliński napisał głęboką literaturoznawczą książkę, w której odnosi się do teorii literackich czy komentatorów Lema, to się trochę rozczaruje. To nie ta bajka. W tej bajce dowiecie się za to o samochodach Lema, jego domach i jego potrzebach. Trochę o tym jakim był ojcem (kiepskim), mężem (niejednoznacznym), autorem (nie takim aż trudnym). Po lekturze łatwiej mi sobie go wyobrazić i zrozumieć, co jest chyba wielkim osiągnięciem biografa. I nawet niezliczone tyrady o kolejnych wozach Lema chciało mi się czytać, choć dla mnie samochody to science-fiction z naciskiem na fiction.
Jak już było miło, to teraz trochę narzekania. Orliński zaczyna “Życie nie z tej ziemi” od dość naiwnego prologu, w którym jego bohater wstaje rano i przymierza się do pracy. I po trzech stronach nagle wyskakuje On, Autor!
“Czas już, żeby opowiadający powyższą historię wszechwiedzący narrator dokonał autodemaskacji”. No tak mi Orliński przed ryjem wyskoczył, że myślałem iż książkę zamknę i nigdy do niej nie wrócę. Na szczęście przewidział, że niekoniecznie wszyscy chcą żeby im zaglądał przez ramię podczas lektury i pisze dalej:
“Częstym zjawiskiem wśród biografów jest utrzymywanie całej narracji w podobnej konwencji. Autor pisze z pozycji wszechwiedzącego narratora. (...) Nie zrobię tego. Jedyna historia, jaką mogę państwu opowiedzieć w sposób uczciwy, jest moja historia: współczesnego dziennikarza, który próbuje zrekonstruować życie Stanisława Lema na podstawie dostępnych materiałów.”
Uff… odetchnąłem z ulgą, bo niestety Orlińskiego nie trawię od kiedy umiem czytać ze zrozumieniem tekst dłuższy niż “Ala ma kota. Kot ma wpierdol” z przystanku w Kuźnicach Świdnickich, obok którego przechodziło się idąc do ukochanej babci. Tym tropem idąc (choć nie do babci) postanowiłem się przyjrzeć gdzie szanowny Orliński zaznaczył swoją obecność. Otóż w całej książce znajdziecie komentarze odautorskie, dopowiedzenia, anegdotki (naprawdę!) i żarciki. Nie ma tego za wiele, ale jak już jest… Zatem teraz przegląd “the best of Orliński”:
“Nie zdziwiłbym się w każdym razie, gdyby Święty Piotr przywitał Lema nie słowami czeskiego recepcjonisty: “Ach, to pan napisał “Eden”?, tylko powiedział: “Ach, to pan całkowicie bezinteresownie uratował w latach sześćdziesiątych pewnego człowieka? Zapraszamy, oto klucz”.
Nie jestem przekonany czy w świecie pośmiertnym Lema występuje Święty Piotr pobrzękujący kluczami, no i nie jest dla mnie zrozumiałe czemu ten brodaty starzec przekazuje klucz Lemowi? Czy wie, że krakowski majsterkowicz i tak będzie chciał samemu przyjrzeć się mechanizmowi słynnych drzwi, czy jednak ustępuje miejsca mądrzejszemu od siebie?
“Ubliżał mu [Lem ubliżał Ludwikowi Starskiemu - WSZ] słowami, których przyzwoitemu biografowi cytować nie przystoi, tym bardziej że znając tylko jedną wersję wydarzeń, nawet nie wiem, w jakim stopniu to pomstowanie było uzasadnione”.
Orliński, bądź nieprzyzwoitym satyrem, błagam Cię!
“Ponadto każdy pisarz chciałby mieć chociaż jeden taki moment, w którym czytelnicy wyrywaliby sobie z rąk zaczytane na śmierć egzemplarze tygodnika czy choćby kwartalnika z jego opowiadaniem czy esejem.”
Autokomentarze odautorskie zawsze mile widziane?
“To fascynujące, że najważniejsze daty polskiej historii XX wieku - 1939, 1945, 1956, 1968, 1981 - są także najważniejszymi datami jego biografii”.
Jak już trzeba pojechać banałem, to WO potrafi.
“Lem ma dwadzieścia pięć lat i odczuwa typową dla tego wieku rozterkę. Kim zostać? Lekarzem? Pisarzem? Spawaczem? W tym pięknym wieku młodemu człowiekowi zdaje się, że wszystko zależy od niego, podczas gdy już zaczynają działać życiowe procesy, które nim kierują w stronę jego przeznaczenia”
Jak tam u was było w wieku 25 lat? Procesy pchały w kierunku przeznaczenia?
I przeboje tego latach w kurortach literackich:
"Jeśli spojrzeć na ten apokryf [książka Cezarego Kouski, "De impossibilitate vitae" z "Doskonałej próżni" Lema] jako na utwór fabularny, a nie jako na przewrotny quasi-esej (...) wyjdzie nam coś w gruncie rzeczy przypominającego komedie romantyczne Richarda Curtisa. Na przekór przeważającym okolicznościom Bill Nighy i Emma Thompson jednak w finale wymienią pocałunki.
Pomyłka. Jak dowiedli nasi czytelnicy i czytelniczki WO pomylił parę romansującą w filmie “Love Actually”.
(...) Ryzykując, że wyjdzie mi teraz teza słodka niczym Ryan Gosling wyrzeźbiony z marcepanu (...)"
I można by się długo z tego śmiać, ale zadałem sobie jedno ważne pytanie - z kim sąsiaduje Gosling w indeksie do książki? Otóż z nikim, Goslinga indeks nie uwzględnił. Emmy Thompson również.
Są takie książki, o których się mówi od nazwiska autora niż osoby, której jest poświęcona. Nie, i nie mam tu na myśli “Biologii” Campbella. Jest to Lem Orlińskiego, przefiltrowany przez Orlińskiego pasje, radości i rozczarowania. Lem po orlińskiemu pesymistyczny i Lem po orlińskiemu przeczytany. Na to można trochę nosem pokręcić, ale dalej mamy do czynienia ze świetnie wykonaną pracą i “tą biografią”. Lektura prawie obowiązkowa.
Lech
17.11.2021 11:20
https://www.academia.edu/53151976/Recenzja_ksi%C4%85%C5%BCki_Wojciecha_Orli%C5%84skiego_Lem_w_PRL_u_czyli_nieco_prawdy_w_zwi%C4%99kszonej_obj%C4%99to%C5%9Bci_