Prószyński i S-ka, Maciejka Mazan, Philip Stead, Mark Twain, Erin Stead
Philip Stead, Erin Stead, Mark Twain, "Uprowadzenie Księcia Margaryny"
Jak wyglądają wasze świąteczne plany czytelnicze? U mnie Zagłada przetykana bajkami dla dzieci, tacy weseli jesteśmy w tym czasie. Teraz zatem coś dla dzieci. Bardzo źle reaguję na książki, o których wydawca pisze, że są rozbudowaną wersją nigdy niepublikowanej powieści czy bajki. Po fatalnych doświadczeniach z lekturą Tolkiena w wersjach uzupełnionych, rozszerzonych, dwujęzycznych i ze specjalnie powiększoną czcionką, na dokonania Prószyński i s-ka w tym zakresie patrzę bardzo ostrożnie i po “Uprowadzenie księcia Margaryny” sięgnąłem niechętnie.
Ktoś na okładce tej książki napisał, że to “wydarzenie literackie” (z czym ciężko polemizować) i “niepublikowana dotąd książka mistrza”, czyli Marka Twaina. Otóż jest to mocno naciągana narracja, gdyż podstawą książki jest kilka stron rękopisu autora “Przygód Tomka Sawyera” odnalezionych w jego archiwum, a uzupełnionego przez Philipa Steada. Później jest równie ciekawie, bo osoba napisała mi na okładce, że państwo Steadowie (Erin Stead zilustrowała “Uprowadzenie….”) “zinterpretowali” “książeczkę” Twaina. Mnie to nie zachęca. Pomijając błąd (“przełożonej język polski”) w dalszej części opisu czytamy, że jest to bajka aktualna, ponieważ mówi o…. “królu nikczemnego wzrostu”. To już jest jednak semantyczne prostactwo. Zniechęcony przez opis i słowa, pobity przez małe uczucia i rzeczy… Wróć! Zniechęcony przez ten opis nie poddałem się i powalczyłem. Okazuje się, że “Uprowadzenie księcia Margaryny” to mocno postmodernistyczna, wciągająca historia, pełna ironii i sarkazmu, dystansu i gier literackich.
Steadowie podeszli do rękopisu Twaina bardzo kreatywnie i nawiązali z nim dosłowną polemikę - w tekście narrator rozmawia zarówno z autorem i czytelnikiem, komentuje rękopis, czasem go uzupełnia, a czasem pozwala na zawieszenie akcji i niedopowiedzenia, zgodne z tekstem Twaina (bo to są raczej notatki niż pełna opowieść). Dodatkowo ilustracje nie są tylko tłem, ale uzupełnieniem akcji, jej dopowiedzeniem lub po prostu przejmują funkcje narracyjne, dzięki czemu choć bywają to rysunki delikatne, skromne i wystylizowane na “vintage”, należy im się tyle samo uwagi, co tekstowi. Steadowie wygrywają nie tylko tekstem i rysunkiem, ale też przestrzenią wokół - jest to książka rozrzutna i sporo w niej stron, na których znajdziecie skromny rysunek, czy jedno zdanie. Fantastycznie to działa i “Uprowadzenie księcia Margaryny”, to lektura wymagająca skupienia i wcale nie taka prosta. Philip Stead ma w sobie wiele czułości wobec zwierząt, przemoc wydaje mu się rozwiązaniem ostatecznym, a w książce znajdziecie sporo ciepłego ale i cierpkiego humoru, ironii a nawet złośliwej krytyki kapitalizmu.
Historia Johnny’ego, który z kurą imieniem Zaraza i Głód wyrusza w pasjonującą podróż, to opowieść dla dorosłych i dzieci, która zostanie z wami na dłużej. Dodam to okropne zdanie - jeszcze zdążycie pod choinkę, ale nie musicie się spieszyć - wydawca zrobił sporo, by książka raczej was nie zainteresowała, ale nie przegapcie tej pozycji.
Skomentuj posta