Marcin Świetlicki, Wolno, Alicja Biała
Marcin Świetlicki, Alicja Biała, "Polska (wiązanka pieśni patriotycznych)"
“Polska (wiązanka pieśni patriotycznych)” Marcina Świetlickiego z ilustracjami Alicji Biały to edytorski majstersztyk przygotowany przez wydawnictwo Wolno. Marcin Markowski odpowiedzialny za skład i projekt graficzny powinien być wymieniony jako równoprawny autor tej książki. Okładka z przyjemną okleiną (książeczka do nabożenstwa czy praca magisterska?), tłoczenia wypełnione lakierem, wyrazista wyklejka i dostosowane do niej zakładka i kapitałka, przejrzysty układ środków mimo pozornego chaosu, który tworzą ilustracje i wiersze. Świetnie wyprodukowany przedmiot, który jednak zawiera treści i co do nich to ja mam spore wątpliwości.
Alicja Biala jest znana ze swoich kolaży i ma spore grono fanów i fanek, do których nigdy się nie zaliczałem. W “Polsce” autorka z mrówczą dokładnością i kolekcjonerskim zacięciem zapełnia swoje ilustracje postaciami i przedmiotami z pozornie różnych bajek, tworząc lekko absurdalne mikroopowieści. Jest to dokładność, którą podziwiam, ale zestawy ikonograficzne, które Biała proponuje nie są ani zaskakujące, ani szczególnie odkrywcze. Figurki maryjek z doklejonym Rydzykiem, Łajką i Hermaszewskim w kosmosie, kolejka po to, co rzucili, telewizor z Jaruzelskim i fantazyjnym udekorowaniem, i tak dalej. Niewielka ta dawka pure nonsensu, łatwo dekodowalna, popkulturowa jazda obowiązkowa. Cieszą oko i są szczególnym komentarzem do wierszy Świetlickiego, ale nie oszalałem z miłości do nich.
Oszalałem wielokrotnie z miłości do Świetlickiego, bo mój stosunek do niego jest niejasny i co roku negocjowalny. Niestety tym razem uważam, że autor sam siebie strollował. Kilkadziesiąt wierszy, które miały pokazać, że Świetlicki to nie Polska (“Bo ja jestem nie stąd. I tu nie zostanę”, choć przecież został), że on sobie tak siedzi obok i podśmiewa, że nikt go nie umie przyporządkować, zawłaszczyć, to lektura pokazująca, że bez tej Polski to Świetlickiego by nie było (patrz wiersz “Oblężenie”), że karmi się autor podziałem i sam w swoim przerażającym egocentryzmie ogłasza “nie jestem wasz”, jakby tak bardzo wszyscy się pchali po niego. To dobra strategia, im głośniej i częściej będzie tak krakowski poeta krzyczał, tym bardziej uwierzymy, że istnieje jakieś wielkie zawłaszczanie Świetlickiego, walka o jego dziedzictwo. A tak nie jest. Prawica raczej ma mocno gdzieś poezję Świetlickiego, a lewica przyjmuje ją z lekkim westchnieniem. Poeta Świetlicki tak bardzo chce nam powiedzieć, że nie jest nasz, że dopisał to nawet na zamykającej książkę wyklejce (“wydaje im się, że mają swojego poetę…), co choć graficznie jest majstersztykiem, to zakończeniem jest dość nieszczęsnym. Czytając Świetlickiego wydaje się, że on naprawdę wierzy w to, że bycie “poza układem” jest gestem rewolucyjnym, a ja mam raczej poczucie, że aktualnie to Świetlicki reprezentuje dobrze nakarmioną większość, która chce po prostu przeżyć do kolejnej wypłaty, a politykę omija z daleka. Takich jak on są miliony, tylko gorzej piszą, albo - może na szczęście - nie piszą wcale. I co jakiś czas “się o mnie upomina Polska”, ale “ja tak nie chcę”, “sam się pozbawiam wszelkich praw”, “ja mam za dużą głowę na wasz hełm”, “ja sam sobie wybiorę wroga”, “ulatuję pod sufit”, “maszeruję po suficie”. Jak jakaś mucha upierdliwa.
Zebrane w jeden tom wiersze o Polsce (i okołopolskie), w większości znane (osiem nowych, niezbyt zaskakujących utworów jakoś) pokazują jak na dłoni, że jest to poezja prostych figur, wielokrotnie powtarzanych tych samych tez a nawet zwrotów, czasem zapożyczająca (Białoszewski, Różewicz), czasem autoreferencyjna, pytanie - ile można? To, co jest ciekawe w pojedynczym tomie różnych wierszy, zebrane w jedną produkcję obnaża swoją pustkę.
Jednocześnie wydaje się, że ze Świetlickiego zakpiono tym tomem - otóż ilustracje Alicji Białej ustawiają go po bardzo konkretnej stronie - tej, która jest w stanie zaakceptować kolaż z Matkami Boskimi przytulającymi Rydzyka, tej która potrafi odnaleźć ironię w tym, że prezydent kraju ratuje opłatki przed zbrukaniem, tej, która ma poczucie humoru, która daje wolność artystyczną twórcom i twórczyniom niezależnie od ich poglądów (lub demonstracyjnego głoszenia ich nieposiadania). Sam przecież pisze, że “wybuchy niekontrolowanego śmiechu to wielkie zagrożenie dla Ojczyzny”. Świetlicki w “Polsce” to poeta już nasz, oswojony, publicystycznie zabawny, zilustrowany, element kolażu o nazwie “polska kultura”. Oczywiście i na to ma Świetlicki odpowiedź (jak widzieliśmy po jego gigantycznej rozmowie z Księżykiem, ma on odpowiedzi na bardzo wiele kwestii). Pisze bowiem, że “odczekuję ironiczną, gorzką chwilę, krzywię się i triumfalnie zaprzeczam”. Przeczenie przeczenia w zaprzeczeniu. Niepoeta niepolski nieświetlicki. Niedostrzegający tego, że to on współtworzył, nawet nie chcąc, rzeczywistość w której żyjemy. Ten brak uznania dla historycznej ciągłości widać w wierszu “Drobna zmiana”, gdzie pisze poeta o kawiarni, w której w latach 30. była kawiarnia, do której przychodzili “żydowscy i polscy artyści”, a dziś “jest / tu sklep z militariami”. A co było przez te wszystkie lata? Retorycznie sprawna, ale dość pusta w treści ta “drobna zmiana”. Ale teraz pewnie jestem “kąsającym, piszczącym, lamentującym“, a takich ukąszenia nie bolą. Jedak ciągle pisanie o nich i wydawanie całego tomu pokazującego jak to się jest ponad tym, raczej świadczy o sporym z nimi problemie.
Cóż, “dziwny ten Kraków, który opisuję. Brak pedałów, pielgrzymów, ludzi pracy, rowerzystów, prawdziwych Polaków”. Dobrze, że ostał się on, heteroseksualny poeta po pięćdziesiątce, który uwierzył, że jest wieszczem, przybywającym z przyszłości (“jest później niż myślicie”). Szanuję to.
Ps. Dla ułatwienia lektury nie zawsze podaje tytuły cytowanych wierszy, wszystkie znajdziecie w “Polsce”.
Skomentuj posta