Leo Lipski, Oficyna Druków Niskonakładowych

Leo Lipski, "Piotruś"

Nie da się przeczytać wszystkiego, co dość boleśnie uświadamia mi mój kuchenny parapet zastawiony książkami, które powinienem przeczytać w 2017 roku. Zbliżamy się do połowy stycznia 2018? Powiedzcie to tym książkom! Ale ponieważ mam sporo do czytania “na teraz” i do pisania “na wczoraj”, to gdy tylko Justyna Sobolewska w superlatywach napisała o autorze mi znanym jedynie z jakiegoś mglistego wspomnienia, to oczywiście rzuciłem w róg czternaście tomów utworów zebranych Białoszewskiego, książkę o dzikim jeżdżeniu na nartach oraz aktualnie czytane judaikum, pobiegłem do sklepu z bezpańskimi książkami i przygarnąłem egzemplarz opowiadań Leo Lipskiego, “Piotruś”. Mój egzemplarz wydała w 1995 roku “Oficyna Druków Niskonakładowych”, co jest tak zabawne jak jest smutne.

Sześć opowiadań różnej długości, o zróżnicowanej tematyce i sposobie tworzenia świata, wciągających jak dawno już nic. W tytułowym “Piotrusiu (Apokryf)” mamy czynienia z dość niezwykłą, mocno spoetyzowaną narracją, nielinearną i absurdem trochę rodem z Ionesco. Główny bohater, zniedołężniały Piotruś postanawia sprzedać się na targu. Nabywczynią okazuje się wredna matrona, która używa Piotrusia jako stróża… kibla. Choć z tego, co się zorientowałem, jest to najpopularniejsze opowiadanie Lipskiego, to akurat do mojej wrażliwości ono nie dotarło, musnęło coś tam ale odbiło się od mojej dość prostackiej natury. Za to “Dzień i noc (na otwarcie kanału Wołga-Don)” to majstersztyk - opowieść o żydowskim pomocniku lekarza w radzieckim łagrze to popis naturalistycznej, brutalnej narracji W polskiej literaturze prawie nieznany jest ten sposób szczerości w opowieści obozowej, najbliżej było chyba Grzesiukowi w “Pięć lat kacetu”, ale Lipski jest zdecydowanie mocniejszy i literacko ciekawszy. O sile tej prozy (a jednocześnie jej niszowości) stanowi jednak podejście Lipskiego do cielesności i seksualności. Otóż są to opowiadania przepełnione erotyką, brudną, trochę wulgarna, cielesnością turpistyczną, opisywanej szczegółowo i detalicznie. A co najważniejsze - w każdej odsłonie. Jak na polską literaturę to sporo u Lipskiego homoerotyki obozowej opisanej nie (jak u Grzesiuka) jako coś wyjątkowego, ale jako naturalne zjawisko obozowego życia.

W opowiadaniu “Miasteczko” Lipski pisze o dzieciach, które zabijają szczeniaki. Robi to tak:

“Marysia, która przyniosła psy, nie miała już żadnego. Patrzyła, co będą robić z jej szczeniętami. Wszyscy szli do pewnego lasku, w którym czuli się bezpiecznie. Tam osły małe sosenki i był mech. Usiedli na ziemi Piotr podniósł jedno szczenię.

- Zobaczymy, jak długo będzie piszczeć.

Trzymał je parę minut. Marysia odebrała dwa pieski. Zrobiła rodzaj uprzęży z trawy i kazała ciągnąć gałąź. Ale nie umiały, rozpełzły się na różne strony.

- Spróbujmy, czy pływają.
- Głupia.
- To co będziemy robić?
- Spróbujemy, czy one potrafią nie żyć.
- Co?
- Głupia. Zrobimy je nie żyć.
- W jaki sposób?
- Będziemy się bawić w pogrzeb.

Nie patrząc na siebie wzajemnie, robili trumny z gałązek.

- Tak się robi.

Przewiązał gałązki trawą.

- Ja będę ksiądz - powiedział

Włożyli szczenięta do trumny. Szedł na przedzie, za nim dziewczynki. Nieśli trumny ze szczeniętami, na przodzie szedł ksiądz z krzyżem Szczenięta piszczały. Czy można je zrobić nieżywe? Muchy to nie był przykład. Chodzi o to, aby były z mięsa. Szli pomału w głąb lasku.”

Niedobrze mi od tej prozy. Niesamowitej. Onieśmielająco dobrej. Będzie się Lipskiego więcej w tym roku czytało. Kosztem książek z działu “do przeczytania w 2017 roku”.

Skomentuj posta

Proszę odpowiedzieć na pytanie: Romansowa Teresa