Monika Polit, Centrum Badań nad Zagładą Żydów, Julian Baranowski, Księży Młyn, Żydowski Instytut Historyczny, Szmul Rozensztajn
Szmul Rozensztajn, "Notatnik" i Julian Baranowski, "Obóz cygański w Łodzi 1941-1942"
Tu Twój kącik lektur nieoptymistycznych i niewygodnych. Dzień dobry. Przeczytałem zapiski Szmula Rozensztajna, które przytomnie zatytułowano “Notatnik”, co świadczy o tym, że ambicje wydawnictwa były raczej naukowe niż marketingowe. Gdyby trafiło to w moje łapy, to ja bym na okładce, sporymi literami, napisał - “Przemowy Rumkowskiego!” Jest bowiem książka wydana przez ŻIH ‘de facto’ zbiorem przemów i wystąpień przywódcy łódzkiego Judenratu z opracowaniem autorstwa Moniki Polit.
Obraz, który się klaruje po lekturze tych trudnych stron, jest zagadkowy. Otóż bowiem okazuje się Rumkowski postacią niezwykle ceniącą kult pracy - uważał, że dzięki pomysłowi zamienienia łódzkiego getta w wielką fabrykę produkującą dla nazistów, uratował ludzi przed Zagładą. Wielokrotnie przekonuje w swoich mowach, że tylko praca może uratować Żydów, dopóki będą się opłacać nazistom, dopóty zostaną przy życiu. “Buduję nie getto, a miasto pracy” (s. 103) mówił Prezes do kierownictwa kuchni “dla inteligencji”.
“Jedynym naszym szczęściem jest praca” (s. 103)
“(...) jedyne, co może nas uratować, to praca, która pomoże mi zaprowadzić konieczny w getcie spokój i umożliwić nam egzystencję (...).” (s. 141)
Być może przez długi czas ma Rumkowski rację. Sprawny retorycznie, podkreślający swoje przedwojenne koneksje i znaczenie, czasem udający demokratę, a czasem dyktator z krwi i kości. Postać rzeczywiście tragiczna, trochę jak Abraham negocjujący z Bogiem. Słabość Rumkowskiego dostrzega się w zetknięciach z Niemcami - z każdego fragmentu opisu czy wspomnienia tych ciągłych rokowań wynika, że Rumkowski wcale nie był taki pewny siebie, a udawało mu się trochę ugrać dzięki tupetowi i temu, że Niemcy faktycznie potrzebowali pracującego getta, ale w każdej chwili sytuacja mogła się odwrócić i Rumkowski doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że każdy dzień może być dla getta ostatnim. Dlatego tak pilnował porządku, dlatego skrupulatnie wypełniał nazistowskie polecenia, by zwiększyć szanse na przeżycie. Efektem był terror i dyktatura, choć zdaje się być to człowiek czasami całkiem dobry i na przykład lubiący dzieci, o których wielokrotnie wspomina, martwi się ich edukacją, ale też dba, by czasem było “normalniej” i na przykład na Rosz ha-Szana rozdaje “30 tysięcy torebek cukierków”, które “wprawiły dzieci w świąteczny nastrój”.
Chyba najmocniejszy jest fragment, gdy Rumkowski rozważa kogo wydać Niemcom, którzy zażądali zmniejszenia getta o 10 tysięcy osób. Jest to operacja trudna, ale dla każdej z grup (bumelanci, złodzieje, handlarze) znajduje Rumkowski uzasadnienie jej “wysiedlenia”. Notatki Rozensztajna obejmują wyjątkowo trudny dla getta moment przyjazdu kilkunastu tysięcy Żydów z zachodu, których Niemcy zostawiają pod “opieką” Rumkowskiego. Z jednej strony zmniejszało to racje żywnościowe dla mieszkańców getta, z drugiej nowo przybyli spotkali się z dyktatorskimi zapędami, którym niekoniecznie chcieli się podporządkować. Niepodporządkowanie mogło - zdaniem Rumkowskiego - zagrażać istnieniu całego getta, zatem na pierwszy plan w mowach wysuwają się problemy z tego wynikające. Jest tam taki fragment:
“My, Polscy Żydzi, od zawsze byliśmy przyzwyczajeni do złego traktowania”, gorzej z tymi Żydami, którzy teraz do nas przybędą. Ich tragedia jest o wiele większa i dlatego powinniśmy im ulżyć. (...) Znam niemieckich Żydów, ich ambicje i wymagania…” (s. 131)
Na tym jednak nie koniec. W każdej historii o poniżonych pojawia się ktoś, kto ma jeszcze gorzej. I tak też jest w tej opowieści. Na początku listopada 1941 roku do getta “wieczorem przybył na dworzec marysiński pierwszy transport Cyganów, który liczył 1200 osób.” Miejsce dla nowoprzybyłych było już gotowe - południowo-wschodni kraniec getta w kwartale kilku ulic został wyznaczony przez nazistów w porozumieniu z przedstawicielami Judenratu. Wzdłuż nowej granicy z gettem wykopano fosę, która jednak została zasypana z racji obaw przed osuwanie się ścian budynków. Okna od strony cygańskiej i żydowskiej zostały zabite deskami. W przeciwieństwie do getta początkowo w obozie nie było kuchni, a żywność dostarczało getto. Jak pisze Julian Baranowski,”trudno jednak sobie wyobrazić, jak odbywało się jej spożywanie, skoro dopiero po miesiącu (...) dostarczono do obozu 1000 misek i 2000 łyżek”.Już w listopadzie wybuchła epidemia tyfusa, ponad 700 osób zmarło w ciągu 7 tygodni. Getto cygańskie zlikwidowano na początku stycznia, przewożąc Romów do Chełmna nad Nerem, gdzie dokonano ludobójstwa.
14 listopada Rumkowski przemawiał do niemieckich Żydów, wspominając między innymi o dostarczaniu żywności dla Romów, co uszczuplało gettowe zapasy u progu zimy. Na szczęście “za to będziemy opłacani nie pieniędzmi, ale produktami, to znaczy, że pożyczamy Cyganom na parę dni, dopóki kuchnia nie będzie gotowa, określoną liczbę produktów. Dokładać do tego nie będziemy. Kiedy tylko kuchnia będzie gotowa, nie będziemy już mieć z Cyganami więcej do czynienia. Traktuję żywienie Cyganów jako ludzki uczynek przede wszystkim dlatego, że znajduje się między nimi wiele kobiet i dzieci”.
Dwujęzyczna książka “Obóz cygański w Łodzi 1941-1942” Juliana Baranowskiego to lektura wstrząsająca choćby ze względu na relacje “Szlamka”, “nieznanego z nazwiska Żyda z Izbicy Kujawiskiej”, członka “komanda grabarczy” w Chełmnie. I choć to niezbyt obszerna książka, raczej wskazująca na możliwe tropy badawcze, to pokazująca jak skomplikowane bywają relacje władzy w sytuacjach skrajnych i jak istotne jest przekopanie się na nowo przez dotychczasowe ustalenia. Muszę coś sobie optymistyczniejszego poczytać w nadchodzących dniach..”Pięć lat kacetu” w wersji odcenzurowanej? Cholernie mroczny mi ten styczeń wyszedł w lekturach. Ale obiecuję, że jak tylko trochę więcej słońca się pojawi w naszym życiu, to i lektury staną się radośniejsze.
Skomentuj posta