W.A.B, Joanna Lech

"Znów pragnę ciemnej miłości"

Pomysł na wykorzystanie popularności instapoezji i pokazanie, że poezja nie musi być zbiorem prostackich komunałów? Jestem za. Wiersze o miłości? Już mniej, bo to jednak dość oklepane, ale rozumiem, że żeby wyjść do masowego czytelnika, to trzeba uderzać w takie tony. Rozumiem też, że trzeba wybrać poetki i poetów popularnych i kojarzących się z wpisami do pamiętniczków, cieszę się, że dorzucono osoby z młodszych pokoleń, ale kto wpadł na pomysł, by to wszystko podać… alfabetycznie! Antologia poezji miłosnej autorów i autorek ustawionych w kolejności alfabetycznej, gdzie ciężko wyciągnąć spójną opowieść, to jednak zły pomysł, którego nie kupuję. Kojarzy mi się on ze szkolnymi, wyjątkowo nudnymi antologiami, których lektury mam już dawno za sobą. Do tego trochę mogę ponarzekać na ten wybór poetów i poetek - z nieżyjących tylko Pawlikowska-Jasnorzewska, Poświatowska, Różewicz, Świrszczyńska i Wojaczek. Zestaw ambitnego maturzysty/maturzystki, ale bardzo ubogi i przewidywalny. Oczywiście dużo ciekawiej jest wśród żywych i może ktoś odkryje dla siebie Fiedorczuk, Jakubowską-Fijałkowską, czy Honeta, ale można było więcej nazwisk zmieścić, bardziej sproblematyzować tom i nadać mu jednak cechy spójnej lektury.

Za wzór poetyckich antologii mam przed oczami tom zebrany przez Bursztę, “100 wierszy polskich stosownej długości”, w którym - mimo ograniczonej palety autorów i autorek - udało się opowiedzieć coś istotnego o polskiej poetyckiej rzeczywistości. Wszystko dzięki zabiegowi usunięcia nazwisk autorów (są w indeksie) i wymieszaniu ich w niezwykle ciekawą opowieść. Można było ciekawie opowiedzieć o miłości. Joanna Lech, która ułożyła tom, stanęła przed zadaniem niewdzięcznym i wybrnęła z niego szczęśliwie, ale zabrakło ciekawego pomysłu na samą antologię i to jest naprawdę irytujący mankament.

Poza tym to bierzcie i czytajcie, bo na poezję nigdy nie ma czasu, a zawsze warto go znaleźć.

Skomentuj posta

Proszę odpowiedzieć na pytanie: Jaka woda u Żywulskiej?