Convivo, Anna Matysiak

Anna Matysiak, "Tyle nieznanych ryb"

Idą “święta”, a ja zamiast opisywać tu sprzedażowe hity będę próbował wam w ten wtorkowy poranek wcisnąć tom wierszy. Bo dobry.

“Tyle nieznanych ryb” Anny Matysiak to z pewnością jeden z najciekawszych tomów w polskiej poezji, jakie czytałem w ostatnich latach. Autorka pokazuje, że wie jak wykorzystać książkową formę do prezentacji swoich myśli - doskonale przemyślany układ wierszy, mądrze poprowadzona narracja i spójna wizja z zaskakującą pointą. A do tego Polska. Tak trochę inna.

“już przyszedł czas / by nie uwierzyć / że to tylko wiązania papierowych atomów już czas/ by zacząć słuchać wycia / by wąchać krew / i ocaleć” pisze Matysiak w otwierającym tom wierszu, “Ania”, I zaczyna drążyć własne genealogie. A te nie są skomplikowane, jakiś dziadek, jakaś babcia, prababcia. Żadnych rewelacji w rodzaju nieślubne dzieci czy rodzeństwo chowane w tajemnicy przed światem. Ale on ma na imię Hansi-Jurgen, a ona Anna. Jest rok 1970 i w Drogoszach (wiki: “osada w Polsce położona w województwie warmińsko-mazurskim, w powiecie kętrzyńskim, w gminie Barciany”) trwa dzień pierwszy. “Mama i tata nieśli mnie w torbie / z dwóch stron za uszy / między niebem a ziemią”. Tożsamość od początku niejasna, pomiędzy nimi, w torbie, nad ziemią, ale nie wniebowzięta. Narratorka tomu “Tyle nieznanych ryb’ przedstawi nam swoją polsko-niemiecką rodzinę i dzieciństwo, w którym “nie ma potrzeby krzyczeć do mnie: ty szwabie, ty hitlerowcu”. A krzyczeli, a wołali na nią ‘Anchen”. Kiedy rodzi się kolejna Ania, córka narratorki, “babcia Lisa powiedziała: / O! tego samego dnia / co nasz fuhrer”. Lisa, rocznik 1917, “która jest moją babcią” traci pamięć, “zaczyna się odpadaniem”, jej najmłodsza siostra, Grete, umarła dziś rano. “potem była wojna / a potem już tylko życie”. Lisa umrze pierwszego dnia wiosny, “Ania chciała siku i but wpadł jej do błota”, zatrzymała je policja. Jeszcze niewiele wiemy o dziadku Fritzu, a jemu przecież narratorka, jak pisze, nie odpuści, “nie pozwolę / zdjąć płaszcza”... Fritza musimy sami sobie stworzyć, wyjaśnić jego złowrogą rolę.

Matysiak opowiada o swojej rodzinie i poszukiwaniu genealogii w samej sobie. To nie tylko feministyczna historia następstw pokoleń, ale i poetycka mikrosaga rodzinna, niezwykle cielesna, chwilami prawie ekshibicjonistyczna, ale z pewnością wyzwalająca. W finale - spoiler ale przecież to nie kryminał - Autorka oddaje hołd potencjalnej ofierze - Deborze Lifszyc, która zginęła w Auschwitz, a po której pozostało niewiele, jeden przypis. “Tyle nieznanych ryb’ to rozliczenie z przeszłością, ze świadomością, że jest ono niemożliwe.

Naprawdę bym chciał, żebyście po ten tom sięgnęli/sięgnęły - jest to opowieść zostająca z człowiem na dłużej, trochę reporterska robota, w której autorka odsłania się przed czytelni(cz)kami, ale też dając pole do zadawania pytań. I to już nie tylko o przeszłość narratorki. Czytajcie to.

Pod wieczór na naszym FB moja rozmowa z Autorką. Złośliwością Fatum, zrządzeniem Losu będzie ona miała równo 10 minut, bo po tylu minutach dwukrotnie telefon przestał nas nagrywać. Zatem się nie pożegnamy. Ale coś udało nam się opowiedzieć. Zapraszam o 20:00.

jeden komentarz

Małgorzata

21.05.2019 16:45

Tom poetycki Anny Matysiak właśnie dziś został nagrodzony Wawrzynem - Literacką Nagrodą Warmii i Mazur za 2018 rok.

Skomentuj posta

Proszę odpowiedzieć na pytanie: Jaki był różaniec u Rolleczek?