W.A.B, Szczepan Twardoch, Mamed Khalidov
Mamed Khalidov, Szczepan Twardoch, "Lepiej byś tam umarł"
Gdy wydawnictwo ujawniło okładkę tej książki mieliśmy wątpliwości - tandeciarska grafika, którą dość szybko ktoś przerobił na plakat “Brokeback Mountain” i buńczuczna zapowiedź zwiastować mogły literacki majstersztyk lub spektakularną wpadkę. Żeby nie przedłużać - skończyło się tym drugim.
“Lepiej, byś tam umarł” jest wydane jakby w WABie ktoś wsiadł do maszyny czasu i wylądował w połowie lat 90. Rozumiem, że wracają pewne mody (Kelly Family!) ale w kwestii designu książek będę nieprzejednany. Mamy tu brzydki font, gigantyczną interlinię, która fatalnie wygląda (zwłaszcza w sytuacji gdy pytanie i odpowiedź są jednozdaniowe), brzydko zrobione “wyimki” z wypowiedzi Khalidova, chwilami niechcący wypadające jak nieznane wiersze Marcina Świetlickiego:
Wiem, co to jest wojna.
Wiem, co to jest krzywda
ludzka, ale powiem ci szczerze,
że po przyjeździe do Polski
na początku byłem
agresywny.
albo:
Komentarze na Facebooku
czytam, kiedy chcę sobie
poprawić humor.
To zdanie nie zasługuje na żadne wyróżnienie, ale ktoś taką decyzję podjął i naprawdę nie znajduję dla niej uzasadnienia. Do tego dochodzą okropne wkładki z ilustracjami kolorowymi (fotografia sportowa jest trudna, ale myślałem że MMA posiada lepszych fotografów), i jeszcze brzydsze (a z pewnością tragicznie skomponowane) zdjęcia czarno-białe. W tej kategorii wystarczy wyłuskać świetne fotosy Zuzy Krajewskiej, by zobaczyć jak wielka przepaść dzieli je od pozostałych fotografii. Tyle technikalia, ze środkiem jest jeden podstawowy problem. Nazywa się Twardoch.
To, że pisarz nie potrafi przeprowadzać wywiadu nie dziwi mnie, ale to, że postanawia go jednak zrobić i opublikować - zaskakuje. To jest kuriozum w kategorii “wywiad ze znaną postacią” - nie dość, że Twardoch oczywiście mówi o sobie (i to w momentach niezbyt odpowiednich), to jeszcze wiele pytań jest zwyczajnie niepotrzebnych, a czasem nawet nie uzyskujemy na nie odpowiedzi. Dostajemy groch z kapustą, którego lektura była dla mnie męczarnią. Ze stoickim spokojem znosiła to redaktora Wróbel, choć po którymś “kurwa, tego się nie da czytać” dostałem rozgrzeszenie, że nie muszę przecież całości. Zawziąłem się. Niestety jestem ambitnym chłopcem. I teraz, żeby już nie wyżywać się na Twardochu abstrakcyjnie, cytatem go.
Gdy Khalidov opowiada o medialnej nagonce po aresztowaniu jego kuzyna dostajemy taki dialog:
T. Poczułeś się zdradzony?
K. Tak.
T. Nic tak nie boli, jak bycie zdradzonym
K. No, taką zdradę poczułem, byłem wściekły.
Nic nie boli tak jak życie. Paulo Coelho uśmiecha się zza oceanu i pozdrawia. W innym miejscu Twardoch wyrokuje dość bezkompromisowo:
“Niestety, taka jest praktyka organów ścigania w Polsce. Areszt wydobywczy. To oczywiście nie jest termin prawniczy, ale w praktyce tak to wygląda. Zmieńmy temat. Sam prowadzisz profil na Facebooku?”
Zgrzytnąłem, ale to mi się przytrafiało wielokrotnie.
T. Chciałbyś, żeby twoi synowie poszli w twoje ślady?
K. Nie, nie chciałbym.
T. Ja chyba też nie chciałbym, żeby moi zajmowali się tym co ja.
Aha…
T. Zmieńmy na chwilę temat [po co to w ogóle pisać, zmień go bez tych zapowiedzi!]. Często jeździsz do Czeczenii? Ciekawy jestem jak.
K. Teraz najczęściej samochodem.
T. Lubisz samochody, prawda? Ja też.
K. Jeździsz mercedesem, eską, prawda?
T. Tak.
K. Ja też lubię dobre auta.
Jak mały chłopiec, który ma takie fajne zabawki, ale nikt ich nie chce oglądać, bo już wszystkim zdążył je ogłosić i teraz podchodzi do kumpli i mówi “ale macie fajne zabawki, bo wiecie, ja mam merca”. Twardoch od czasu sprawy z mercem ma problem z wizerunkiem, bo jednak wyśmiano dość bezpardonowo ten lans, i choć ja mam wiele sympatii do tego by pisarze i pisarki posiadali najbardziej odjechane bryki, to jednak mógłby się powstrzymać.
T. Tak, to bez sensu [o ultra-długiej jeździe samochodem]
K. Bez sensu, Teraz normalnie, bez pośpiechu, hotelik, wyspać się.
T. Dorośliśmy jakoś, co?
“Jakoś” - słowo-klucz. Na stronie 247 mówi Twardoch:
“No nie kocha się w Polsce sukcesu”
To jest już karykaturalne. Rozumiem koncepcję, kiepem nie jestem i wiem, że Twardoch + Khalidov = nakład, kumam że to jest biznes a on się musi opłacać, ale nie jestem w stanie pojąć jak pisarz, który z literackiego średniaka (wybaczcie, ale czytałem “Wyznania prowincjusza”) urósł do giganta prozy, dał się przekonać, że może wszystko. Pięćdziesiąt twarzy Twardocha to jedno z najsłabszych przedstawień w polskiej literaturze ostatnich lat i myślałem, że na kuriozalnym dzienniku się skończy. Nie skończyło, a przed nami zapewne wiele niezapomnianych przeżyć z Twardochem w roli głównej.
Szkoda, że w “Lepiej, byś tam umarł” ginie postać, która mogłaby przeorać polskie myślenie o sporcie, imigrantach, muzułmanach i mężczyznach. Mamed Khalidov będzie miał pewnie jeszcze wiele okazji do opowiedzenia swojej historii, Szczepan Twardoch niestety również.
Skomentuj posta