Dorota Brauntsch, Fundacja Instytutu Reportażu
Dorota Brauntsch, "Domy bezdomne"
Pszczyna kojarzyła mi się do tej pory jedynie z pałacem i faktem, że była posiadłością Hochbergów, a więc byłych właścicieli podwałbrzyskiego Książa, do którego moja matka ma na rowerze 15 minut i jej trochę tego zazdroszczę. Ja mam w zastępstwie Pałac Nauki i czytam tą zamianę jednak ironicznie. O tym, że Pszczyna ma jakieś okolice i warto na nie zwrócić uwagę nie miałem pojęcia, a więc już choćby od strony poznawczej przed nami książka warta uwagi.
Dorota Brauntsch zajęła się czymś przeważnie omijanym w krajobrazie wsi - domami z cegły. Zachwycamy się drewnianymi, są nawet szlaki architektury drewnianej, ale zapominamy, że pomiędzy PRLowską kostką i wyrobami dworkopodobnymi w architekturze wielu regionów (nie tylko Śląska) nastał czas domów z cegły. Skąd się wzięły? Jaka bywa cegła? Kto w nich mieszkał? Jak dzisiaj chroni się te zabytki (nie chroni) i w jaki sposób pasjonaci architektury próbują uratować ceglane ostańce - Brauntsch odpowiada na te pytania sprawnie i choć za chwilę napiszę, że książka mi się nie do końca spodobała, to chciałbym podkreślić, że zarówno od strony techniki reporterskiej, różnorodności stosowanych form, a szczególnie językowej jest to książka naprawdę warta uwagi. Tu chyba też trzeba oddać sprawiedliwość Juliannie Jonek-Springer, która książkę redagowała. Nie jest to pierwszy tytuł podpisany przez redaktorę, w którym zastosowano podobne, bardzo zgrabne rozwiązania literackie.
Mam z “Domami bezdomnymi” jednak kłopot. Bo bardzo chciałbym pochwalić autorkę za ciekawy temat (murowane domy wiejskie w pszczyńskiej okolicy), za fantastyczne opisy (nie jest łatwo opisywać architekturę), ciepło i atmosferę książki (czuć, że autorka… czuje temat) i napisać, że to świetna opowieść, ale jednak muszę być uczciwy wobec siebie. Niestety “Domy bezdomne” to krótkie reporterskie etiudy, które krążą wokół jednego tematu i choć próbują go ująć z wielu stron, to i tak kończy się tym, że cały czas w głowie zostaje jedna, założycielska teza. Te etiudy są ciekawe i niekiedy bardzo dobre, ale zdecydowanie do podczytywania pojedynczo.
Przy tej okazji na krótką chwilę utonąłem w lokalnej, pszczyńskiej prasie. Zdecydowanie zaskakuje mnie jak bardzo dzisiejsza Pszczyna korzysta z dziedzictwa Hochbergów. Lokalny portal nazywa się sprytnie Pless (Hochbergowie byli “von Pless”), na pszczyńskim rynku odbywają się “Daisy Days”. Ciekawe jak Polska radzi sobie z niemieckim dziedzictwem arystokratycznym. Widzę to interesującym, a “Domy bezdomne” warto, bo to książka o zmianach w przestrzeni, których nie dostrzegamy, a może nauczymy się zwracać więcej uwagi na ginące krajobrazy. Choć ja bym nie był optymistą, ale spróbować warto.
Skomentuj posta